Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak potraktowali mnie w Urzędzie Pracy w Lublinie

redakcja
redakcja
Czwartek, 7 października – ten dzień pozostanie mi na długo w pamięci, jako dzień wycieczki do czasów PRL-u - pisze nasz Internauta.

Pragnę opowiedzieć moją historię, która dotyczy poszukiwania pracy i wciąż trwa.

Na początku fakty:
- mam 26 lat
- jestem absolwentem uczelni wyższej
- mieszkam w Lublinie
- wykonuję zdalne bezpłatne praktyki dla jednej z firm

Podejście pierwsze:
Poszedłem do miejskiego Urzędu Pracy. Chciałem się zarejestrować jako osoba bezrobotna. W informacji dostaję kartę do wypełnienia i stertę kolejnych papierów – innymi słowy oszczędność papieru. Dowiaduję się także, że dzisiaj się już nie dostanę (jest ok. 11.30), bowiem panie zbierają karty do rejestracji rano. Pomimo, że urząd pracuje do g. 15. młody człowiek informuje mnie żebym przyszedł rano, najlepiej o 7.30 – jak urząd zaczyna pracę. Wychodzę zły, że nic nie załatwiłem.

Podejście drugie:
Jest kilkanaście minut po 12, zjawiam się z nadzieją – w końcu jest matką głupich – że może dzisiaj uda mi się dostać.

Pierwsze piętro, mijam kolejno pokój 104, 105... przed 106 czeka jakieś 20-30 osób. Pytam się kto ostatni do 106, otrzymuję informację, że dzisiaj już nie zostanę zarejestrowany. Zrezygnowany postanawiam opuścić budynek. Po drodze wstępuję do informacji. Tam młoda kobieta powtarza to samo: "panie, rano zbierają karty".

Pytam więc, co ja mam zrobić skoro wykonuje zdalnie praktyki i często siedzę wieczorami i po nocach przy komputerze, a rano chcę się zwyczajnie wyspać. Pani podpowiada mi, że mogę kogoś poprosić, by stanął w kolejce za mną lub jeśli mam orzeczenie o niepełnosprawności to zostanę obsłużony w innym pokoju bez kolejki.

Do tego pani oznajmia, że dziennie przychodzi 200-300 osób. Szybko to przerachowałem i wyszło, że w ciągu 3-4 lat miasto wielkości Lublina staje się przy tej ilości osób bezrobotne. Wychodzę zły.

Podejście trzecie:
Czwartek 7 października 2010 – ten dzień pozostanie mi na długo w pamięci, jako dzień wycieczki do czasów PRL-u.

6.30 – pobudka, temperatura –3 st. C

7.30 – wychodzę z domu – szybkim krokiem zmierzam do urzędu, jest zimno

7.45 – jestem w urzędzie – znajome pierwsze piętro, mijam 103,104,105... kolejka pod 106 – nawet nie podchodzę pod drzwi. Pytam, jednego z oczekujących, kto jest ostatni. Ten wskazuje mi że w okolicach pokoju 103 jest koniec kolejki. Czekam.

8.00 – Cały czas dochodzą nowi ludzie. Na oko przede mną jest ok. 30-40 osób, za mną ok. 20 osób. Nie widzę czy ktokolwiek wchodzi do 106, czy też nie. Kilka osób bezczelnie wpycha się przede mnie. Nawet nie mam siły wykłócać się o miejsce, zresztą co to za różnica. Dwie-trzy osoby "w tą, czy w tą". Wszyscy czekamy kiedy przyjdzie pani zebrać karty.

9.00 – kolejka przesunęła się o jakieś 3-4 metry z punktu, w którym byłem o 7.45. Myślałem, że PKP jeździ powoli... ale PKP to ekspres w porównaniu z tempem kolejki. Teraz mam widok na pokój 106. Widzę w oddali, jak wychodzi z niego interesantka, zaczepiam ją po drodze. Pytam się: ile czasu spędziła w tym pokoju – (około 30min.)  i o której rano przyszła (była o 6.40.... i była wtedy 10-tą osobą).

Pani ustawia się do kolejnego pokoju 105 – po zaświadczenie że jest się osobą ubezpieczoną. Całe szczęście tutaj jest niewielka kolejka. Ludzie do 106 cały czas dochodzą.

9.20 – pojawia się pani zbierająca karty. Agresywnym spojrzeniem chce sparaliżować wszystkich. Pytam się jej więc, czy może trzeba im pomóc. W końcu i tak tu nic nie robię, a na komputerach się trochę znam. Pani arogancko odpowiada, że do dyrektora mogę się z tym zwrócić. Pani dodaje, by informować osoby, które przyjdą, że już nie zostaną obsłużone.

10.00 – kolejka ruszyła się może o niecałe 2 metry. Przede mną ok. 20 osób. Panuje ogólna atmosfera rozdrażnienia – każdy narzeka na obsługę. Nieliczni zajęli się czytaniem książek. Część osób rozmawia, inni siedzą w milczeniu. Kilka osób zrezygnowało.

Przy okazji dowiaduję się: jak ciężko jest w tym kraju, pracy nie ma nawet w stolicy oraz o tym, że gość może zarobić 5-7 tys. zł nielegalnie. Ale i tak będzie stał w tej kolejce po zasiłek. Bo mu się należy.

12.00 – kolejka przesunęła się o jakieś 2-3 memtry, przede mną ok.15 osób. Atmosfera nieco luźniejsza wśród czekających. Można nawet wyczuć, że wytworzyła się jakaś niewidzialna nić porozumienia. W końcu łączy nas jeden i ten sam cel. Panie teoretycznie zakończyły przerwę – teoretycznie, bo wygląda jakby przerwę miały cały dzień – ciągle gdzieś chodzą, wychodzą, przechodzą. Mam wrażenie, że ich pensja jest zależna od przebiegu kilometrów jakie muszą przejść każdego dnia.

13.30 – przede mną już tylko pięć osób. Wychodzi pani i informuje że są dwie kolejki: dla tych bez prawa do zasiłku i dla tych z prawem. Za kilka minut okazuje się, że jednak jest jedna kolejka. Kompletna dezorientacja. Obok pozostałych pokoi nie ma już praktycznie interesantów. Kolejka zaczyna przyśpieszać – w końcu paniom zostało jeszcze półtorej godziny pracy.

14.00 – w końcu moja kolej.
Jestem zmęczony. Nic nie jadłem i nie piłem od rana – teoretycznie można było wyjść, w praktyce wolałem pilnować kolejki – zwłaszcza, że ludzie wcześniej się wpychali. Wcześniej jeden człowiek powiedział, że zdążył pojechać na drugi koniec miasta do domu zjeść obiad.

W pokoju przyjmuje pięć kobiet. Siadam naprzeciwko kobiety ubranej w czerwony żakiet. Ma minę, jakbym przyszedł, by zrobić jej krzywdę. Prosi o dokumenty – podaję jej. Zaczyna przeglądać czy poprawnie wypełniłem kartę i trafia na rubrykę doświadczenie zawodowe. Tam znajduje informację o tym, że wykonuję zdalną praktykę. Żąda więc dokumentów potwierdzających wykonywanie tej praktyki. Mówię jej więc, że dokument potwierdzający, że ją odbyłem, dostanę dopiero po jej zakończeniu.

Ona jak automat odpowiada, że potrzebuje umowy. Więc znowu tłumaczę, jak "chłop krowie na miedzy", że umowy nie mam, bo jest to bezpłatna praktyka i będę miał tylko wystawione referencje. Proszę więc, by wykreśliła ten punkt z karty. Kobieta odpowiada jednak, że nie może, bo gdyby miała kontrolę, to ona się nie będzie tłumaczyć.

W końcu mówi, że mnie nie zarejestruje.
Zatem pytam się, czy jak doniosę jej zaświadczenie, to mam jeszcze raz stać sześć i pół godziny w kolejce. Ona mówi, że tak. W końcu nie wytrzymałem. Pytam się jej, dlaczego panie w urzędzie nie obłsługują ludzi, tylko chodzą od pokoju do pokoju. Nic mi nie odpowiedziała.

Pytam się dlaczego to wszystko tak długo trwa. Kobieta zaczyna się mieszać. Twierdzi, że mają w komputerach nowy system. Więc pytam się jej (i pokazuję) czy one te dane wpisują dwoma palcami? Kobieta powtarza, że mają nowy system.

Odnajduję więc w dokumentach na biurku mój dyplom i pokazuję mówiąc: "skończyłem informatykę i znam się na komputerach i wiem, że wprowadzanie danych to nie zajmuje aż tak dużo czasu, no chyba że się pisze palcami u nóg" – kobieta milczy.

W końcu mówi, że przyjmie mnie bez kolejki.
Proszę więc o jakąś karteczkę z pieczątką, że mogę tak przyjść. Kobieta odmawia, tłumacząc się, że dziennie wiele osób wchodzi bez kolejki. Tłumaczę jej, że nie chcę zdenerwować ludzi stojących i czekających tyle godzin w kolejce.

Pytam się także, czy stała ona w niej kiedyś. Potwierdza, że stała. Wydaje mi się, że skłamała (jak w przypadku systemu komputerowego), bo gdyby kiedykolwiek stała, to rozumiałaby sytuację i nie pracowała tak opieszale.

Wychodzę z pokoju 106.
Przed drzwiami czeka jeszcze ok. 10 osób. Kieruję się do informacji. Pytam o pokój dyrektora. Idę tam, wchodzę do sekretariatu i pytam, czy mogę się widzieć z dyrektorem. W sekretariacie jest kilku pracowników.

Sekretarka pyta się w jakiej sprawie. Odpowiadam więc, że w sprawie skargi na obsługę. Zapada konsternacyjna cisza w pokoju. Sekretarka mówi, że dyrektor na szkoleniu. Pytam się więc, kiedy wróci.

Odpowiada, że codziennie jest, ale ma dużo obowiązków. Proponuje mi złożenie skargi do kierownika w innym pokoju. Odmawiam mówiąc, że przyjdę innego dnia – proponuje mi więc, że umówi mnie. Zostawiam numer telefonu do siebie.

Jest 14.30 – wychodzę z urzędu.

Następnego dnia telefon milczy. Może dyrektor jest rzeczywiście tak zajęty? Mamy w końcu jeszcze kolejny tydzień. Zaświadczenie o praktykach jest już w drodze, więc w przyszłym tygodniu kolejne podejście do urzędu. Z jakim skutkiem – nie wiem? Nie wiem też czy uda mi się rzeczywiście wejść bez kolejki. Z pewnością odwiedzę dyrekcję i zechcę skargę złożyć.

Dlaczego zdecydowałem się to wszystko opisać?
Otóż zależy mi przede wszystkim na pokazaniu problemu, jakim jest obsługa interesanta w Urzędzie Pracy w Lublinie. Chcę, by urzędnicy zmienili swoje nastawienie do interesantów i traktowali ich, jak ludzi.

Jednocześnie cisną mi się następujące pytania, które chciałbym zadać dyrektorowi:
- dlaczego nie można przyśpieszyć rejestracji wprowadzając system komputerowy. Przecież dzisiaj wiele osób młodych korzysta z internetu. To zdecydowanie przyśpieszyłoby pracę i przyjmowanie interesantów.

-  dlaczego 5 kobiet nie może obsłużyć ok. 50-60 interesantów, średnio rozkłada się na ok. 12 osób na jedną urzędniczkę, co przy obsłudze jednej osoby 15-20min, winno dać czas obsługi 12-tu osób max w ciągu 4h

- dlaczego karty do rejestracji są zbierane wedle "widzimisię" urzędników? Przez to ludzie się wpychają bez kolejki. Przecież można zainstalować system, który wydaje numerki i blokuje się w momencie osiągnięcia maksimum. Albo można wprowadzić wydawanie numerków zrobionych z papieru.

- dlaczego w urzędzie są dwa pokoje informatyków, a jeden pokój do rejestracji – jeszcze, by istniał wyżej opisany system informatyczny to zrozumiałbym taką potrzebę.

- dlaczego pod koniec dnia interesanci byli znacznie sprawniej i szybciej przyjmowani niż na początku.

Chciałem się zarejestrować jako bezrobotny tylko dlatego, by mieć ubezpieczenie.  Nie stać mnie na płacenie miesięcznie do NFZ ponad 300 zł. Tyle wynosi składka, jeśli chciałbym się prywatnie ubezpieczyć.

Nie zależy mi na zasiłku. Zresztą i tak okazało się, że nie jestem do niego uprawniony.

Dziwi mnie to, że będąc absolwentem nie mogę mieć prawa do zasiłku, natomiast osoba, która na przykład wyjdzie z więzienia, takie prawo może otrzymać. Czy to oznacza, że powinienem popełnić przestępstwo, następnie udać się do więzienia, by otrzymać zasiłek?

Tego dnia otrzymałem ogromną lekcję, że po pierwsze nie należy się chwalić tym co się robi.
**
Lepiej skłamać niż napisać prawdę. Otrzymałem też lekcję obsługi interesanta na najwyższym poziomie – chyba chodzi im o to, by go zniechęcić do dalszego przychodzenia.

Stanowczo nie zgadzam się na taką obsługę. Mam nadzieję, że to, co piszę pokaże skalę tego problemu, bo z tego co wiem podobnie jest każdego dnia.

Kiedyś widziałem film dokumentalny „Urząd” K. Kieślowskiego z 1966 r.

Nic się nie zmieniło od tamtego czasu. Przypominam, też że Lublin jest jednym z kandydatów do Europejskiej Stolicy Kultury 2016 – z taką opieszałością urzędników podejrzewam, że może to być, co najwyżej skansen Europy – pokazujący, że od 40 lat NIC się nie zmieniło w urzędach.

Pozdrawiam serdecznie,

Czytelnik

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto