Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Weteran pięciu misji wojskowych walczy o swoje prawa

Damian Stępień
Damian Stępień
Starszy sierżant rezerwy Maciej Szczygieł, lat 44. Mieszka w Lublinie. Ma za sobą 19 lat służby w wojsku. Był na pięciu misjach wojskowych. Od dłuższego czasu walczy o prawa weteranów i chociaż ma problemy ze zdrowiem, nadal chciałby służyć wojsku i ojczyźnie. - Ale małpa się popsuła, małpa jest do wyrzucenia - mówi rozczarowany lublinianin.

Żołnierzem chciał zostać od najmłodszych lat, ale nie było to zwykłe dziecięce marzenie. Jego dziadkowie walczyli podczas II wojny światowej, więc patriotyczne wzorce miał w domu na wyciągnięcie ręki.

Już w siódmej klasie szkoły podstawowej podjął decyzję, że wstąpi do wojska na ochotnika. W 1997 roku trafił do 6. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Niepołomicach. Miał wtedy 20 lat.

Pod koniec zasadniczej służby wojskowej złożył wniosek o przyjęcie do służby nadterminowej. Tym sposobem trafił do 16. Batalionu Powietrzno-Desantowego w Krakowie. Kolejnym etapem jego kariery wojskowej był wyjazd na misję stabilizacyjną do Bośni.

Na misji

[wytloczenie]- Był 1998 rok. Polska była o krok od wstąpienia do NATO. Wyjazd na misję uważałem za swój żołnierski i patriotyczny obowiązek. Nasze działania na Bałkanach były bardzo dobrze przyjęte i otworzyły Polsce drzwi do międzynarodowych struktur. Dlatego nienawidzę, gdy ktoś mówi, że jechaliśmy tam dla pieniędzy. To bzdura. Niektórzy moi znajomi w tym samym czasie na zmywaku w Anglii zarabiali więcej - mówi rozgoryczony Maciej Szczygieł.[/wytloczenie]

W Bośni Maciej stacjonował w miejscowości Banja Vrucica w enklawie serbskiej. Był to już okres zaraz po wojnie. Głównym zadaniem polskiego kontyngentu było patrolowanie terenu, kontrolowanie magazynów broni, ale także pomaganie i chronienie cywili.

[wytloczenie]- Nie było tam tak, jak pokazał Pasikowski w „Demonach Wojny wg Goi”. Film przekłamuje - mówi z uśmiechem.[/wytloczenie]

Nie znaczy to wcale, że nie było żadnego zagrożenia. Największe niebezpieczeństwo stanowiły miny. Dlatego dla żołnierzy najważniejsza była czujność i wzajemna pomoc. Pewnego dnia koledzy Macieja Szczygła podczas patrolu wpadli samochodem w przepaść i niemalże pionowo zatrzymali się na drzewie.

- Pomimo dużego zagrożenia minowego i groźby utraty życia, bez zastanowienia ruszyliśmy z pomocą naszym braciom spadochroniarzom - wspomina. Za tę akcję Maciej Szczygieł został odznaczony przez prezydenta Krzyżem Zasługi za Dzielność.

Po prawie dwóch latach spędzonych w Bośni wrócił do kraju. Podjął naukę w Podoficerskiej Szkole Wojsk Aeromobilnych we Wrocławiu oraz przeszedł kurs instruktora spadochronowego.

Wyjazd do Karbali w Iraku

- Większość ludzi wie, co się działo w Karbali i co polscy spadochroniarze tam dokonali - mówi Maciej Szczygieł i dodaje: - Ja byłem na trzeciej zmianie, kiedy nie było już tak spokojnie jak podczas pierwszej, kiedy ludzie cieszyli się z obalenia Saddama. Do moich głównych zadań należała ochrona ś.p. generała Włodzimierza Potasińskiego (zginął w katastrofie smoleńskiej - przyp. red). Za jego głowę Sadryści wyznaczyli 100 tys. dolarów, a za nasze po 10 tys. Były takie momenty, że prawie nas mieli, ale udało się, przeżyliśmy - wspomina Szczygieł. - Generał dobrał sobie ekipę chłopaków do różnych zadań i ja w niej właśnie byłem.

[wytloczenie]Jakie były to zadania? Maciej odpowiada wymijająco: - Były to różne zadania.[/wytloczenie]

Gdy skończyła się misja w Iraku, powrócił do normalnej służby wojskowej w kraju, odbył szereg kursów i szkoleń. Upłynęło trochę czasu i jego batalion dostał rozkaz wyjazdu do Afganistanu.

[wytloczenie]- To była zupełnie inna misja, bo Afgan to góry. Główne zadania to patrole oraz tzw. „zdobywanie serc i umysłów”, czyli pomoc dla ludności cywilnej. To bardzo specyficzni ludzie. Nigdy im nie ufałem. Gdy wejdziesz do ich domu, to jesteś gościem, ale jak przekroczysz teren posiadłości, to mogą wbić ci nóż w plecy - podsumowuje weteran.[/wytloczenie]

„Jestem weteranem, a nie najemnikiem”

Afganistan był ostatnią misją, na której służył Maciej Szczygieł. W 2008 roku powrócił na stałe do Polski. Ma poważne problemy ze zdrowiem. Na skutek wybuchu improwizowanych ładunków w Karbali ustracił 40 procent słuchu.

- Pomimo przedstawionych dokumentów Wojskowa Komisja Lekarska mi tego nie uznała. Przewodniczący komisji lekarskiej powiedział, że utrata słuchu nie miała w związku ze służbą. Tak komisje lekarskie traktują żołnierzy powracających z wojen do kraju - mówi Szczygieł.

Doszły też kłopoty z kręgosłupem. Wyposażenie żołnierza, które nosi na sobie, jak kamizelka kuloodporna, broń i amunicja, to nawet 50 kilogramów. Intensywne i wyczerpujące szkolenia taktyczne z czasem też odbijają się na zdrowiu.

- Dużo kontuzji powstaje na misji, gdzie nie ma lekarza i nikt nie może stwierdzić co konkretnie się stało, co mi dolega. Później odbija się to na zdrowiu przy wyjściu do cywila. I znowu tutaj jak mantrę powtórzę, że komisje lekarskie nas oszukują - kwituje starszy sierżant.

[wytloczenie]- Pomimo tych wszystkich niedogodności wciąż czuję siłę i powołanie, aby dalej służyć Wojsku Polskiemu.[/wytloczenie] W innych krajach wykorzystuje się wiedzę weteranów. Bierze się ich na instruktorów, aby uczyli młode wojsko taktyki. Taki żołnierz, który przeżył niejedno, jest najlepszym nauczycielem. W naszym kraju ten potencjał jest marnowany. Możesz przeczytać nawet 500 książek, ale w ten sposób i tak nie nauczysz się jeździć na motocyklu - stwierdza Szczygieł i dodaje - W normalnej armii, jeżeli chcesz służyć w wojsku, to wojsko stwarza tobie dogodne warunki do służby.

Jego zdaniem, gdyby weterani mogliby nadal służyć, miałoby to pozytywny wpływ na ich życie i zdrowie, zwłaszcza psychiczne.

- Mój kolega na jednej z rozmów kwalifikacyjnych dostał pytanie: „Co pan potrafi”. Odpowiedział, że potrafi w nocy wyskoczyć ze spadochronem z samolotu na wysokości 4 kilometrów na wolne otwarcie, przeszybować na nim 12 kilometrów, odnaleźć się topograficznie w lesie, przetrwać tam tydzień i zrobić zasadzkę. Pani w pośredniaku spojrzała na niego i odpowiedziała: to faktycznie niewiele pan potrafi.

W kontrze do Centrum Weterana

Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa jest jednostką organizacyjną podległą ministrowi obrony narodowej. Jak możemy przeczytać w internecie, pełni ono funkcję ośrodka, w którym weterani działań poza granicami państwa oraz rodziny żołnierzy i pracowników wojska poległych podczas tych działań, uzyskują pomoc, radę oraz korzystają z konsultacji, w szczególności prawnych i psychologicznych, w zakresie możliwości rozwiązania nurtujących ich problemów.

Zdaniem Macieja Szczygła centrum jednak nie spełnia swoich najważniejszych funkcji. - Głównie organizują spotkania i wycieczki. Niektórzy z moich kumpli mają przejechać po 300- 400 kilometrów do Warszawy, aby wziąć udział w jakiś tam pogaduchach? To jakaś bzdura. Moim zdaniem w każdym mieście wojewódzkim powinna być placówka, gdzie weterani, poszkodowani mogliby liczyć na pomoc.

Zauważa, że centrum jest instytucją rządową i już sam ten fakt powoduje konflikt interesów.

- Radcy prawni i adwokaci, którzy są przez nią wynajmowani, opłacani są przez MON. Jak oni mogą wygrać więc sprawę przeciwko Ministerstwu Obrony Narodowej? - pyta Maciek i kontynuuje: - Jeżeli weteran dostał uszczerbku na zdrowiu podczas działań wojennych w Iraku czy w Afganistanie, to sam musi wynajmować adwokata cywilnego, a nie każdy z nich jest specjalistą w prawie wojskowym. To nie są typowe sprawy sądowe. Dlatego koszty są znacznie większe.

Zdrowie fizyczne to nie jedyne problemy polskich weteranów. Wielu z nich dotyka PTSD, czyli zespół stresu pourazowego.

- Niestety, w Polsce jest bardzo słaba rozpoznawalność. To też wynika z faktu, że jest to dość wstydliwa choroba. Chłopaki najnormalniej w świecie nie chcą o tym mówić. W końcu są żołnierzami. Twardymi facetami. Skutkiem tego sporo z nich się zapija, popełnia samobójstwo - stwierdza Szczygieł. - Dosłownie kilka dni temu dzwonił do mnie kolega, że się nie może ogarnąć. Ma problemy z zasypianiem, a jak już mu się uda, to śni mu się wojna. Budzi się, idzie do sklepu nocnego, bierze ćwiartkę, dwa piwa. I od tego się zaczyna.

[wytloczenie]Czy weterani mogą liczyć na odpowiednie wsparcie psychologicznie? Maciej odpowiada bez zastanowienia: - Do mnie z Centrum Weterana dzwonili dwa razy. Pytali jak się czuję i na tym był koniec.[/wytloczenie] Tak wygląda wsparcie psychologiczne. Pani psycholog ma 27 lat i ona wie co to jest PTSD? Jedyne co potrafi, to zadać pytanie: jakie ma pan myśli i emocje z tym i tym wydarzeniem? Myśli i emocje? Serio? - Maciej pyta się retorycznie: - Wracając do tematu PTSD i innych schorzeń i urazów. Gdy żołnierz ma diagnozę, jest przenoszony do cywila. Dlatego często powtarzam, że działa to na zasadzie: małpa się popsuła, małpa jest do wyrzucenia. Dla MON-u jesteśmy zbiorem molekuł na ich pagonach. O tym się nie mówi. To jest temat tabu. Teraz czekam na Wojskową Komisję Lekarską. To będzie kolejne zderzenie z betonem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto