Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ul. Przyjaźni: Nic nie zostało po parkingu. Zdarli nawet asfalt

redakcja
redakcja
Małgorzata Genca
- Z dnia na dzień zamykają mieszkańcom przed nosem parking, wjeżdża jakaś koparka, wszystko rozgrzebuje i nawet asfalt zrywa z ziemi. Przecież to jakiś absurd i wyrzucanie pieniędzy w błoto! - denerwuje się pan Michał, mieszkaniec dzielnicy Tatary.

Okazuje się, że wystarczyło zaledwie kilka dni, aby 15-letni parking zniknął z powierzchni ziemi. W 1998 r. przy ul. Przyjaźni założyli go pani Wanda i jej mąż. Początki nie były łatwe.

- Strasznie się namęczyliśmy, aby na miejscu tego małego wysypiska śmieci, wielkich dziur i dołów, które zastaliśmy, zbudować coś od podstaw - wspomina pani Wanda. Aby wyrównać teren, nowi właściciele parkingu zamówili aż 300 ton żwiru.

- Wiele serca i pieniędzy zainwestowaliśmy w urządzenie całego terenu. Oświetliliśmy go, wylaliśmy asfalt, w niektórych miejscach położyliśmy kostkę brukową, zrobiliśmy ogrodzenie. W końcu w 1999 r. można już było z niego korzystać. Niestety, po śmierci męża, to na mnie samej spoczął ciężar dbania o to wszystko - przyznaje pani Wanda.

Rodzinny biznes kręcił się przez ponad dekadę. Kres nastąpił w maju. Ratusz ogłosił przetarg, w którym wybrano nowego dzierżawcę parkingu.

- Nie miałam szans. Nowi właściciele przebili moją ofertę prawie o sto procent. Wtedy właśnie zatrudniłam rzeczoznawcę, który wycenił wkład, jaki poniosłam inwestując w budowę parkingu - relacjonuje pani Wanda.

Kobieta nie chciała zdradzać, na jaką kwotę oszacowano wartość wybudowanego przez nią i jej męża parkingu. Od razu przystąpiła do negocjacji z nowymi dzierżawcami, aby zapłacili jej za przejęcie urządzonego parkingu. Niestety, bezskutecznie.

- W przypadku nieruchomości przy ul. Przyjaźni nie doszło do porozumienia i dotychczasowy dzierżawca usunął elementy odłączalne od gruntu, które stanowiły jego własność - precyzuje Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta.

W ciągu kilku majowych dni z parkingu wyprowadzono 110 aut i przystąpiono do generalnej rozbiórki.

Mieszkańcy wściekali się, bo nagle okazało się, że nie mają gdzie zostawić swoich aut. Pani Wanda o pomoc poprosiła rodzinę. Zdemontowano ogrodzenie, kostkę brukową i budynek pełniący rolę dyżurki. W trakcie prac zdarto nawet asfalt z ziemi.

- Byłam zdeterminowana. Skoro nie udało mi się dogadać z nowymi właścicielami, chciałam, żeby przejęli taki teren, jaki ja zastałam kilkanaście lat temu. Niech stawiają parking od nowa - kwituje pani Wanda. Zerwany asfalt trafił do rodziny pani Wandy, której podobno się przyda. Na placu pozostawiono jedynie resztki żwiru zwiezionego przed laty.

Ilona Leć

__

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto