- Warunki, w jakich przygotowywano wyroby garmażeryjne sprawiały olbrzymie zagrożenie dla zdrowia i życia – tłumaczy Barbara Sawa-Wojtanowicz z lubelskiego sanepidu. Wyniki kontroli przeprowadzonej w środę w sklepie przy ul. Montażowej zaskoczyły pracowników inspekcji sanitarnej. - Ta kobieta miała wcześniej do czynienia ze sprzedażą żywności, więc doskonale zdawała sobie sprawę z zasad, w jakich należy przygotowywać jedzenie – dodaje.
W czwartek sanepid po anonimowym telefonie sprawdził sklep Groszek przy ul. Montażowej. Garmażerka mieściła się w podpiwniczeniu budynku.
Nie było tam wentylacji, a ze ścian sypał się tynk. Co gorsza, pomieszczenie było w trakcie remontu. Wcześniej działał tam zakład fryzjerski, zlew zastąpiła myjka do włosów. Sprzęty, jakimi przygotowywano jedzenie były całe zakurzone. Od czasu do czasu pracownicy przecierali je mokrymi ręcznikami wielokrotnego użytku. Do tego w „garmażerce” roiło się od owadów, a pracownicy punktu nie mieli zaświadczeń lekarskich o możliwości pracy w kuchni. Właścicielka Garmażerki sprzedawała swoje „wyroby” w sąsiadującym tuż obok sklepie „Groszek”. - Kobieta świadomie omijała prawo. Tą sprawa powinien zająć się także urząd skarbowy – mówi Sawa-Wojtanowicz.
Zawiadomienie w tej sprawie ma trafić do prokuratury w piątek. Właścicielka „garmażerki” zapłaci także karę, jaką nałoży wojewódzka stacja sanepidu. Kara może wynieść nawet 6-7 tysięcy zł.
Zobacz także:
19.08.2009 |Depesze Lepiły pierogi nad zlewem fryzjerskim Sanepid zamknął obskurną garmażerkę działającą w piwnicy przy ul. Montażowej 14. Zlew zastępowała tam fryzjerska myjka do włosów, wszędzie był kurz, roiło się również od owadów. |
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?