Dyrektor lubelskiego Sanepidu od ponad roku toczy wojnę z dopalaczami, a szczególnie ze sklepem przy Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. Liczne kontrole, zamykanie placówki, postępowanie prokuratorskie – wszystkie te działania okazały się bezskuteczne.
Tym razem lubelski Sanepid wpadł na inny pomysł, aby ukrócić handel dopalaczami. W maju pracownicy inspekcji po raz kolejny pojawili się na kontroli w tym sklepie. Efekt?
8 czerwca urzędnicy wydali decyzję o czasowym wstrzymaniu obrotu ośmioma specyfikami z tego sklepu.
– Powód jest prosty. W sklepie są oferowane środki spożywcze, wbrew przepisom europejskiego prawa żywieniowego – mówi Paweł Policzkiewicz, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie.
I dodaje: – Powszechnie wiadomo, że mimo adnotacji o „kolekcjonerskim” przeznaczeniu „dopalaczy”, są one spożywane. Moim zdaniem „dopalacze”, należy klasyfikować, jako produkt żywnościowy. A zatem, zgodnie z prawem, Główny Inspektor Sanitarny, powinien być powiadomiony, że taki produkt żywnościowy po raz pierwszy jest wprowadzony na polski rynek. A tak nie jest – mówi dyrektor Paweł Policzkiewicz, argumentując decyzję o wycofaniu tych środków z obrotu.
Tymczasem poznańska firma, w sieci której działa lubelski sklep przy Krakowskim, krótko komentuje decyzję lubelskiego Sanepidu.
– Prawnicy firmy nie zgadzają się z tą decyzją i zamierzają ją zaskarżyć – mówi Piotr Domański, rzecznik prasowy Rancard Trading LTD. J.
– Pan Policzkiewicz prowadzi prywatną wojnę z naszym sklepem. W ciągu półtora roku było już z 20 kontroli, dochodzenie prokuratorskie, zamykanie sklepu i nic. Wszystko zastało umorzone. Podobne związki, jak w dopalaczach, można znaleźć w kremie do rąk, lakierze do włosów. Czy ktoś to wycofuje ze sprzedaży – mówi Grażyna Kowalska, współwłaścicielka sklepu. – W Lublinie działają jeszcze ze trzy sklepy z dopalaczami, ale tylko nasz jest kontrolowany– dodaje.
– O innych sklepach nic nie wiem. W rejestrze mamy tylko jeden z sklep tego typu – odpiera zarzuty Paweł Policzkiewicz.
Dyrektor lubelskiego sanepidu nie kryje zamiarów. Chce doprowadzić do rozprawy przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.
– Chcemy, aby w końcu NSA rozstrzygnął, czy dopalacze to środek spożywczy. A jeżeli tak, to wiąże się z uzyskaniem atestów – badaniami składu, właściwości, przeznaczenia. Po prostu chcemy maksymalnie utrudnić wprowadzanie dopalaczy na rynek – kończy dyrektor Policzkiewicz.
Do walki z dopalaczami włączyły się również dzieci, które promują w Internecie hasło „stop śmierć shop-om”. Swoją akcję określają jako Społeczna Inicjatywa Informacyjna.
- Czy jednak „legalne" znaczy bezpieczne? Mimo, że prawo nie zabrania ich sprzedaż,y w ich skład wchodzą substancje o działaniu wysoce zbliżonym do narkotyków. Większość dopalaczy zawiera w sobie pochodne piperazyny, najczęściej benzylopiperazynę. Działają one w sposób bardzo zbliżony do amfetaminy, jednak są dziesięciokrotnie słabsze – czytamy w apelu młodych przeciwników środków odurzających.
- Te środki wywołują stany lękowe, depresję, a nawet mogą być przyczyną głębszych schorzeń psychicznych. Bardzo częste są halucynacje. To wszystko jest bardzo istotne, ale chyba najistotniejszym jest fakt, że dopalacze uzależniają – dodają.
Autor tekstu: Paweł Puzio, Pit
Czytaj więcej o dopalaczach w Lublinie:
Dopalacze na celowniku prokuratury
Sanepid zamknął lubelskie "Dopalacze"
Sprawdzą, czy dopalacze szkodzą
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?