Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Film „Porwanie” porwie.. ale nie każdego [Relacja za akredytację]

Redakcja
Zamiast romansideł czy musicali, film akcji dla nastolatków? Da ...
Zamiast romansideł czy musicali, film akcji dla nastolatków? Da ... Mat. prasowe
Zamiast romansideł czy musicali, film akcji dla nastolatków? Da się? Da się!

Recenzja powstała w ramach akcji "Relacja za akredytację". Dziękujemy!


W Cinema City pustki. Razem ze mną na sali jest łącznie osiem osób. Ewidentnie odczuwa się brak studentów, ale jeszcze kilka dni i będą tu tłumy.

Skupmy się jednak na filmie. Przymierzając się do „Porwania” w reżyserii Johna Singletona należy zadać sobie jedno pytanie, a mianowicie jak stworzyć film utrzymany w konwencji kina sensacyjnego, tyle że w wydaniu dla nastolatków? Czy jest na to jakiś sposób?

Otóż jest. Podaję dokładny przepis. Należy użyć sprawdzonego schematu. Seria karkołomnych pościgów, ucieczek, strzelanin plus kilka wybuchów. Dołączmy do tego jakieś aktualne bożyszcze tłumów – w tym wypadku Taylora Lautnera (znanego z wcielenia się w rolę Jacoba ze „Zmierzchu”) i już mamy hit. No może nie do końca hit, ale coś z tego wyszło.

Nathan (Taylor Lautner) jest typowym amerykańskim nastolatkiem. Zakochany w sąsiadce Karen ( w tej roli Lily Collins) boi się wyznać co czuje. Ma troskliwych rodziców i dobrego kumpla.

Jedyne, co go niepokoi, to tajemnicze sny o pewnej kobiecie. Wszystko zaczyna się przewracać do góry nogami, gdy znajduje swoje zdjęcie na stronie z zaginionymi dziećmi.

Od tej pory akcja toczy się błyskawicznie. Okazuje się, że ludzie, których kochał nie są jego rodzicami, ponadto zostają zamordowani nim cokolwiek mu wyjaśnią. Przypadkowym świadkiem staje się sąsiadka Karen i od tej pory ich wspólnym celem jest utrzymanie się przy życiu, zaś mottem: „na zaufanie trzeba sobie zapracować”.

Nie ufać nikomu, uciekać jak najdalej i jak najszybciej. Nie doszukujmy się tu drugiego dna, jakiegoś przesłania, czy ponadczasowości. Przez pierwsze 50 minut dowiadujemy się dlaczego i przed kim nasz bohater ucieka. Nie zraża to jednak wcale do oglądania tego filmu, a wręcz przeciwnie.

Wartka akcja i dynamiczne ujęcia sprawiają, że „Porwanie” ogląda się z zaciekawieniem.

Dla mnie, jako zagorzałego melomana, niewątpliwym minusem jest słaba muzyka, a w niektórych ujęciach wręcz jej brak. Nawet w filmach z niskim budżetem dobra ścieżka dźwiękowa potrafi zdziałać cuda i przenieść widza trochę bliżej, w głąb przedstawionego świata. Tu jednak tego zabrakło, coś tam brzdąka w kinowych głośnikach, ale są to głównie odgłosy walki, pościgów i ucieczek.

Dużym minusem jest także sam odtwórca głównej roli Nathana - Taylor Lautner. Jego fanki będą absolutnie zachwycone tym jak biega, popisuje się znajomością sztuk walki, walczy w zapasach, pręży mięśnie i chodzi bez koszulki. Aktor prezentuje się w ujęciach wyczynowych naprawdę dobrze, jednak gorzej gdy zaczyna mówić. Taylor podszedł do tego filmu moim zdaniem trochę zbyt poważnie. Tym samym niektóre dialogi w połączeniu z cierpiącym spojrzeniem brzmią zbyt patetycznie.

Mogłabym się przyczepić do Lily Collins grającej Karen, ale w zasadzie nie ma o co. Od kobiet Jamesa Bonda nie wymagano zbyt wiele - tak samo i tu jedynym warunkiem jest uroda. Gdy trzeba Karen biegnie, gdy nie trzeba stoi. Nie ma tu miejsca na nic więcej.

Przewidywalność filmu wynika z jego szablonowości, ale może to i dobrze. Sprzedają to, co się sprawdziło i sprawdza się znowu. Niewątpliwy ukłon należy się za dynamiczne i dobrze wykadrowane ujęcia. Dialogom także nie można mieć nic do zarzucenia.

Dobrze, że są humorystyczne przełamania i zabawa z widzem - scena, w której Nathan spotyka się ze złym Kozlowem, a ten częstuje go popcornem jest rozbrajająca. Postacią drugoplanową, która najbardziej przypadła mi do gustu jest Dr Bennett grana przez Sigourney Weaver. Moment, w którym wpada do szpitala z naręczem balonów jest dobrym dodatkiem w tym całym pościgu za Nathanem.

Do takich filmów się już nie wraca, są to tak zwane „jednorazówki”, ale to nie znaczy, że czas poświęcony na jego oglądanie jest czasem zmarnowanym.

To 90 minut akcji, okraszonej nutką może zbyt wielkiej powagi, która doprowadza do tego, że widz się śmieje wtedy, kiedy nie powinien. Najważniejsze jednak, że nie zasypia, a gdy trzeba pilnie śledzi poczynania bohaterów na ekranie.

Ostrym krytykom powiem tylko jedno - idąc na taki film wiadomo czego można się spodziewać, to po prostu nie ten rodzaj kina, więc maruderom radzę przestać marudzić.

To nie film dla wszystkich, ale takie po prostu nie istnieją. Jak najbardziej trafia do swojej grupy docelowej - zauroczonych Taylorem Lautnerem nastolatek i więcej od niego wymagać nie trzeba.


od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto