Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Czas honoru" - muzyka, która przerosła serial

Andrzej Z. Kowalczyk
"Czas honoru" - muzyka, która przerosła serial
"Czas honoru" - muzyka, która przerosła serial Dawid Jacewski
Niedzielny koncert "Czas honoru" był wydarzeniem dużej rangi. Oby Teatr Muzyczny po powrocie do swej stałej siedziby, zaprezentował go ponownie.

Gdybyśmy chcieli znaleźć w repertuarze lubelskiego Teatru Muzycznego wydarzenie, które przyciągnęło liczniejszą publiczność niż niedzielny koncert "Czas honoru", musielibyśmy cofnąć się aż do premiery opery "Nabucco". Mam bowiem wrażenie, iż nawet na "Koncercie fantastycznym" - który cieszył się przecież wielkim powodzeniem - w hali Targów Lublin było jednak mniej słuchaczy niż w minioną niedzielę.

Ale tego należało się spodziewać. Dobrze prowadzona akcja promocyjna sprawiła, że o koncercie głośno było w mieście na długo przed jego wykonaniem. Nie to chyba jednak miało znaczenie decydujące. Owym czynnikiem przyciągającym publiczność była proweniencja wykonywanej na koncercie muzyki. "Czas honoru" to jeden z najchętniej oglądanych seriali Telewizji Polskiej; uzyskał status dzieła kultowego. A taki sukces nie mógł nie przełożyć się na frekwencję na koncercie; fani serialu nie mogli wszak nie skorzystać z okazji posłuchania na żywo pochodzącej zeń muzyki. Dodatkową atrakcją był udział w nim - w charakterze wykonawców tekstów poetyckich - występujących w serialu aktorów: Macieja Zakościelnego i Agnieszki Więdłochy. Świetnie wspartych przez Martę Ledwoń, aktorkę Teatru Osterwy.

Jednak znajomość serialu wcale nie była warunkiem nie-zbędnym dobrego odbioru koncertu. Ja sam nie widziałem ani jednego odcinka, co nie tylko w najmniejszym nawet stopniu nie utrudniało mi odbioru, ale przeciwnie - wręcz go ułatwiało. Poszczególne części koncertu nie wywoływały bowiem reminiscencji z konkretnymi scenami czy całymi odcinkami serialu. Dzięki temu utwór Bartosza Chajdeckiego jawił mi się nie jako muzyka ilustracyjna, lecz samoistne, skończone i kompletne dzieło. Muzyczna opowieść nie o konkretnych osobach, którym podświadomie przypisywałbym znane z ekranu twarze, ale o pewnym pokoleniu, któremu przyszło żyć w latach wojennego koszmaru. Takiemu odbiorowi koncertu sprzyjała nie tylko dramaturgiczna precyzja, lecz także oczywiście muzyka. Rzeczywiście znakomita; godna wszelkich nagród, którymi kompozytor został obsypany; łącząca liryczność i patos, niepokojąca i groźna zarazem, monumentalna, a momentami osiągająca zgoła Wagnerowską potęgę. W części "Tuba mirum" sięgająca wymiaru apokaliptycznego czy wręcz infernalnego. A w duecie "Miłość" - w wykonaniu Kai Mianowanej i Krzysztofa Iwaneczki - nasycona najgłębszym uczuciem. W całości zaś świetnie wykonana przez połączone chóry Teatru Muzycznego i Uniwersytetu Przyrodniczego oraz orkiestrę pod batutą Alana Urbanka.

"Czas honoru" - muzyka, która przerosła serial

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto