Recenzja powstała w ramach akcji "Relacja za akredytację". Dziękujemy!
Wchodzimy do ogromnego budynku. Kierunek wskazują nam mężczyźni ubrani częściowo w mundury i podkoszulki. Zbliżamy się do wielkiej, ciemnej sali, skąd dobiega męski głos – słyszymy go zanim udaje nam się zobaczyć, gdzie zostaliśmy skierowani.
Na środku sali stoi prowizoryczna, zdawałoby się, scena - widownia, na jednym z miejsc przeznaczonych dla publiczności siedzi właściciel tajemniczego, niosącego się echem głosu i czyta porady dla przyszłych tatusiów. Spektakl już się zaczął!
Zanurzamy się w niego niemal „z rozbiegu”, nie ma czasu na wymianę ploteczek czy uwagi o wystroju. Już jesteśmy całkowicie zatopieni w nurcie wydarzeń, które się przed nami rozgrywają.
Punktem wyjścia akcji jest sytuacja z gatunku traumatycznych – pogrzeb ojca głównego bohatera o imieniu Franek. Zdarzenie to prowokuje głównego bohatera do odbycia podróży w przeszłość naznaczoną silnie osobowością jego ojca. Chronologicznie przedstawione wydarzenia z życia Franka ujmują kwintesencję jego stosunków z ojcem i obnażają wszelkie urazy i przykre doznania z dzieciństwa. Nie ma tu radosnego śmiechu, lecz śmiech złowieszczy, mściwy. Nie ma beztroskiej zabawy z ojcem, lecz okrutna zabawa uczuciami bliskich. Nie ma zawołania: „tato!”, lecz przesycone strachem lub pogardą „tatusiu”, „ojcze”…
Retrospekcja w wykonaniu głównego bohatera ma pogodzić go z losem, dać odpowiedź na kłębiące się w jego głowie pytania. W rezultacie mamy wrażenie, że całe dzieciństwo to nieustanna walka o odrobinę uwagi, akceptacji ze strony ojca, który będąc wojskowym, przenosi musztrę i twarde reguły do życia domowego.
Najszczęśliwsze wydarzenie w życiu chłopaka to moment, gdy słyszy od swego rodziciela słowo: „Synku” w miejsce tak często słyszanych epitetów. Pieszczotliwe określenie, które być może wypłynęło z ust ojca mimochodem, to dla Franka impuls, żeby nawiązać z ojcem kontakt. Chwyta się go kurczowo, próbuję utrzymać krótką chwilę bliskości jak najdłużej, jednak po chwili wszystko wraca do, nazwijmy to, normy i tak długo wyczekiwane porozumienie mija bezpowrotnie.
Franek jako dziecko nie znajduje nie tylko oparcia w ojcu, ale i w matce. Ślepo wpatrzona w swego męża, wierna jak pies, pragnie akceptacji swego pana i władcy nawet kosztem dziecka. Czy ukochanego i wyczekiwanego? Pojawiają się przecież słowa matki skierowane do ojca: usunęłabym, GDYBYŚ TYLKO SIĘ NA TO ZGODZIŁ. I znów wracamy do punktu wyjścia – samowładczego ojca, tatusia tyrana, którego słowo ma moc najwyższą, a wszelki sprzeciw jest niedopuszczalny.
Dialog z przeszłością, ze zmarłym ojcem pokazuje jak bardzo główny bohater przesiąknięty jest zachowaniem ojca, z jak wielkim bagażem negatywnych doświadczeń wchodzi w dorosłe życie. Pała nienawiścią i pogardą do ojca, a jednak go… broni. Ucieka przed powtarzaniem jego nawyków, gestów, zachowania, a jednak pozwala im nad sobą zawładnąć.
Nieuniknione? „Czym skorupka za młodu…” i nie ma wyjścia? Z takimi pytaniami pozostajemy po zakończeniu spektaklu.
Przeczytaj inną recenzję spektaklu "Ostatni taki ojciec":
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ O AKCJI RELACJA ZA AKREDYTACJĘ |
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?