Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Akcja MM. Moja ulica: Relaksowa

Jakub Markiewicz
Jakub Markiewicz
Sławinek to część dawnego majątku Firlejów. Był tu folwark i ...
Sławinek to część dawnego majątku Firlejów. Był tu folwark i ... Maciej Kaczanowski
Sławinek to część dawnego majątku Firlejów. Był tu folwark i dworek należący w XVIII w. do Jana Nepomucena Kościuszki, stryja Tadeusza.

Późniejszy właściciel – Paweł Wagner założył tu kąpielisko, słynne z leczniczych wód. Przez wiele lat Sławinek uchodził za najzdrowszą i najpiękniejsza część miasta.

– Moja ulica Relaksowa jest bardzo młoda – mówi Grzegorz Winnicki. – Ma dopiero 10 lat. Znajduje się w najwyższym miejscu Lublina, obok Ogrodu Botanicznego UMCS. Przy Relaksowej stoją zaledwie trzy bloki. Wszyscy się znamy i wciąż można posłuchać śpiewu ptaków – wystarczy otworzyć okno. Wokół są miejsca na spacery. Jeszcze na początku wąwozu zostało trochę starego Sławinka – stoi tam nadal mały domek, którego właściciele zapewne nie chcieli sprzedać działki. Nadal ulica Poligonowa ma w dużej części wiejski charakter. Jednak przeważnie pola zamieniły się w place budowy.

Różne światy.

Wcześniej pan Grzegorz mieszkał na osiedlu Nałkowskich. – Tam blisko był zalew, pola, tor kartingowy – wspomina pan Grzegorz. – Jednak w zimie, na końcowym „szóstki” była to już przestrzeń mało przyjazna. Pan Grzegorz mówi, że to dwa różne światy. O tamtym osiedlu można było powiedzieć „zakładowe”. Był tam Herbapol, Agromet, jeszcze inne przedsiębiorstwa, a mieszkańcy często byli ich pracownikami. W środku szkoła, kościół. – Sławinek dopiero tworzy swoje zręby – zauważa. – Powstają nowe uliczki, a mieszkańcy, jak na wielu nowych osiedlach są różni. Jest starszy pan, który zawsze patrzy przez okno, mieszkają tu policjanci i strażacy, profesorowie i właściciele biznesów, sklepikarze. Na Nałkowskich ci, którzy się znali, kłaniali się sobie. Tutaj takiego zwyczaju nie ma, choć wiele osób się zna.

Bez widoku.

– To było miejsce z wyboru – dodaje. – Chcieliśmy mieszkać na Sławinku. Mój blok pod numerem 4 budowano trzy lata i śmieliśmy się, że to jest Alternatywy 4. Jednak cieszyło nas zamieszkanie w spokojnej okolicy, rzeczywiści relaksowej. Tu, gdzie jest ogromne drzewo i stoi krzyż, jest najwyższy punkt widokowy. Tutaj także profesor Kokowski wykopał kiedyś jakieś pozostałości po dawnym osadnictwie. Niestety, ten punkt jest powoli zabudowywany. Szkoda, że nie zadbano o to, żeby zrobić z tego miejsca atrakcję turystyczną.

Wspomina, że na początku było ciężko. – Wprowadziliśmy się pierwsi. Nieraz na buty nakładałem reklamówki, żeby przebrnąć przez błoto – wspomina. Później powstały następne bloki. Jednak „dwójka” jest domem wspólnotowym i właściciele tych mieszkań postanowili się odgrodzić od TBS-u. – Trzeba teraz „dwójkę” okrążać, ale na Relaksowej szybko położono asfalt, zbudowano chodniki, więc nie jest to aż tak kłopotliwe.

Znajomości.

– Plusem jest na pewno bliskość Ogrodu Botanicznego – wylicza Grzegorz Winnicki. – Jeszcze jest dużo działek, a na nich kuropatwy, zające, bażanty, w lecie słychać świerszcze. I stamtąd chrzan jest najlepszy – śmieje się. – Można iść też w drugą stronę, gdzie są place budów, na których nic się nie dzieje. Tam są wielkie hałdy piachu, a z nich widać całe osiedle i Lublin. Góry piachu są wyżej niż punkt widokowy. Można spacerować uliczkami, na których stoją piękne, duże domy. Niektórzy ich właściciele sprowadzali na swoje działki trzydziestoletnie drzewa. – Jak pół żartem pół serio – dodaje pan Grzegorz – znajomości też najczęściej nawiązują się albo między tymi, którzy mają dzieci, albo między właścicielami czworonogów. I mówi, że na osiedlu Nałkowskich w tamtych latach, taka więź powstawała między właścicielami syrenek albo trabantów.– Te grupy zawsze znajdą wspólny język – śmieje się pan Grzegorz.

Marna komunikacja.

Są też minusy. To brak placu zabaw, ławek, szkoły.– W osiedlu Botanik były małe sklepiki i boisko. Rodzice chodzili na zakupy, a dzieci w tym czasie grały w piłkę. Po jakimś czasie zbudowano w tym miejscu Stokrotkę. Do dziś trwa dyskusja, co było bardziej potrzebne. Brak szkoły jest dużym problemem. Dzieci najczęściej wozimy na ulicę Zuchów. Te z naszej ulicy jeżdżą „dwójką”. Często rodzice wsadzają dziecko do autobusu na końcowym i ono wysiada w pobliżu szkoły. Tak jest bezpieczniej, niż gdyby musiało iść piechotą i przejść na drugą stronę przez dwupasmówkę. Problemem jest także to, że do nas przyjeżdżają małe autobusy. Bardzo stresujące – przez korki – jest także wyjechanie do miasta przez ulicę generała Ducha. – Wiele osób woli piechotą zejść do „trzynastki” – wyjaśnia pan Grzegorz.. – Można też pójść do „osiemnastki” na Zbożową lub „czwórki” na Poligonową. Komunikację z centrum miasta mamy kiepską.

– Sąsiedzi są życzliwi i pomysłowi – dodaje. – W tym roku, w czworoboku naszych bloków stanęła wspólna choinka. Wiele osób umawia się na odwożenie dzieci do szkoły, na basen. Na pewno można do sąsiada zapukać i o coś poprosić. W ubiegłym roku, kiedy śnieżyca unieruchomiła nas i ulica stała się nieprzejezdna, wszyscy sobie solidarnie pomagali. To jest duża wartość mieszkać z takimi ludźmi pod jednym dachem.

Chcesz nam opowiedzieć historię Twojej ulicy? Napisz i zaproś nas: [email protected]l


Czytaj też:

Moja ulica: 3 MajaMoja ulica: Kosmowskiej na CzechowieMoja ulica: Nałęczowska nie wioska, papierosy są w kioskachMoja ulica: Spokojna w LublinieMoja ulica: Dubois i jego oaza spokojuMoja ulica: Grażyny. Tu mieszkała elitaMoja ulica: Juranda w LublinieMoja ulica: 1 Maja w LublinieMoja ulica: Wieniawska – ulica z akacją na rogu
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto