Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Akcja MM. Moja ulica: Przyjaźni w Lublinie

Redakcja
Przed Wami kolejny artykuł z cyklu „Moja ulica”. Mieszkańcy Lublina opowiadają nam, jak mieszka się na ich ulicy. Po ulicy Kosmowskiej czas na ulicę Przyjaźni.

Lubelska ulica Przyjaźni została tak nazwana na znak internacjonalnego uczucia, jakim powinni się darzyć proletariusze wszystkich krajów. Ale przyjaźń jest czymś pięknym, niezależnie od tego, w jakich czasach rozkwita i nazwa ulicy jest zawsze aktualna.

Ulica Przyjaźni powstała w Lublinie w latach powojennych, kiedy były nadzieje na wielki przemysł i budowano Fabrykę Samochodów Ciężarowych.

– Moje najwcześniejsze wspomnienia nie są raczej związane z samą ulicą, a z przedszkolem zakładowym Fabryki Samochodów Ciężarowych, do którego chodziłem w latach 70. – mówi Adam Olechowski, lublinianin. – Przedszkole było tuż obok mojego bloku, po drugiej stronie ulicy. Budynek brzydki jak inne. Dwie duże sale na dole, dwie na górze i góry drewnianych klocków, które przywoziło się wózkiem. Był też duży plac zabaw z brodzikiem latem wypełnianym wodą.

Oczywiście kąpać się nie było wolno, ale grzebało się patykiem i jak pani nie widziała, to wrzucało się różne rzeczy do wody. Z okazji Dnia Dziecka zawsze przychodził żołnierz, strażak albo milicjant. Można było nawet przymierzyć jego czapkę. Był teatrzyk przedszkolny i na jakimś festiwalu zajęliśmy drugie miejsce.
Plany dotyczące rozkwitu przemysłowego Lublina spaliły ostatecznie na panewce, choć upadającą FSC, w której pracowali niemal wszyscy mieszkańcy ulicy Przyjaźni, usiłowano jeszcze ratować.

– Po latach, w moim dawnym przedszkolu przerobionym na hotel zamieszkała kadra kierownicza koreańskiej Daewoo – wspomina pan Adam. – Każdego roku w dniu koreańskiego święta narodowego do wszystkich mieszkańców bloków przy ulicy Przyjaźni trafiały zaproszenia na poczęstunek i to było bardzo sympatyczne. Każdy blok miał określone godziny przyjęcia, żeby nie było tłoku, ale niektórzy i tak siedzieli od początku do końca i opychali się specjałami.

Teraz w przedszkolu, do którego chodził pan Adam mieści się hotel.

Osiedle przy ul. Przyjaźni budowane było przede wszystkim dla pracowników FSC jako sypialnia.

Adam Olechowski zapamiętał ulicę Przyjaźni jako szereg różnych bloków – z jedną klatką, bloków-studni i wieloklatkowych. Były szare, odrapane, smutne.

– Mój blok był nawet budowany jeszcze z cegły. Teraz, po termomodernizacji to estetyka się trochę zmieniła, są ładnie pomalowane, w wielu domach powymieniano okna. Na mojej ulicy w tamtych latach wszyscy się znali, bo w większości – przynajmniej jedna osoba z rodziny – pracowała w FSC – dodaje pan Adam.
Ulica Przyjaźni zaczynała się i kończyła przy Łęczyńskiej. Później, kiedy powstała dwupasmówka, wjazd w ulicę jednokierunkową jest od strony Łęczyńskiej, wyjazd od dwupasmówki i dopiero na Łęczyńską.

– Gdy budowano nową trasę, zabrano tereny zielone, które były wokół – wyjaśnia Adam. – Ulica leży blisko Bystrzycy, na tyłach bloków były tereny rekreacyjne: kort, boiska – wprawdzie asfaltowe, ale były. Były ławeczki, zimą zawsze robiono lodowisko, a z głośników zawieszonych na latarniach było słychać muzykę. Dziś to wszystko jest zniszczone, zasypane, bo tędy miała przebiegać Trasa Zielona.
Wesoły plac zabaw

Przy ulicy Przyjaźni był klub osiedlowy Robotniczej Spółdzielni Mieszkaniowej
„Motor”.

– Co piątek, w sali widowiskowej za 5 zł pan, na którego mówiliśmy „Dingo”, wyświetlał film z projektora. – śmieje się pan Adam. – Nie pamiętam, dlaczego go tak nazywaliśmy. On chyba robił to z zamiłowania. Wyświetlał nam „Czterech pancernych” i inne hity tamtych lat, które przynosił z Filmosu na Kalinowszczyźnie. W klubie była też filia Biblioteki Łopacińskiego, modelarnia, ciemnia fotograficzna. Wszystko to umarło – mówi ze smutkiem. Chyba są tam teraz puste pomieszczenia.
Jak wspomina Adam Olechowski, na tej ulicy wszyscy się znali.

– W bloku były 33 mieszkania, a w nich przeważnie małżeństwa z dwójką dzieci – wyjaśnia. – Wszystkie w podobnym wieku. Czasami na plac zabaw wyszło 40 dzieciaków tylko z jednego domu, a były 4 bloki. To dopiero było wesoło.

Byli życzliwi sąsiedzi, z którymi utrzymywało się niemal rodzinne kontakty, a nawet razem jeździło na wczasy tzw. pracownicze, spędzało wspólnie sylwestra. Pomagali sobie. Jedna pani pracowała w takim sklepie, druga w innym i zawsze po znajomości można było coś kupić, a w czasach kryzysu to miało znaczenie.

Praktycznie przy ulicy Przyjaźni było wszystko – szkoła, dwa przedszkola, sklep firmowy zakładów mięsnych, przed którym w ciężkich latach ustawiały się nocą kolejki.

– Był sklep spożywczy i cukierniczy, na który mówiło się „kawiarnia”, bo kiedyś można było tam wypić kawę i zjeść ciastko na miejscu – wylicza pan Olechowski.

– Była pasmanteria, w której siedziała pani i łapała oczka w pończochach. Dziś pewnie nikt nie wie, co to jest i po co. Był obuwniczy, szewc, fryzjer, pralnia chemiczna, a nawet kuśnierz. Jeszcze był posterunek ORMO – śmieje się. – Był też tajemniczy budynek z licznymi tabliczkami „Zakaz fotografowania”. Otóż mieściła się tam centrala telefoniczna, która wtedy obsługiwała znaczną część Lublina.

Dziś, jak mówi Olechowski, mieszka tam dużo ludzi napływowych lub samych emerytów, których dzieci się stąd wyniosły. To osiedle – po upadku FSC – przestało żyć swoim życiem. Stało się tańszą sypialnią Lublina.

– Na Przyjaźni czułem się bezpiecznie – mówi. – Wszystkich znałem, miałem starsze rodzeństwo. Często byliśmy kojarzeni z Tatarami i uważani za osiedle zakapiorów, ale zawsze podkreślaliśmy swoją odrębność – my jesteśmy z Motoru.

I dodaje: - Zawsze byliśmy Motor, a nie Tatary. Zresztą z nimi nie bardzo mogliśmy zadzierać, bo chodziliśmy do nich na basen, do kościoła czy na Dworzec Północny. Oczywiście, zdarzały się u nas włamania do piwnic i garaży czy jakieś nieporozumienia, jak wszędzie, ale nie było to nic wyjątkowego – wspomina.

Nie ukrywa, że i tu zdarzały się czarne charaktery, ale też mieszkali ludzie znani i szanowani – prawnicy, nauczyciele, inżynierowie. Mieszkali działacze Solidarności, którzy później byli internowani. Czasem gdzieś się paliło, gdzieś się bili – ot, jak gdzie indziej.

– Niektórzy koledzy z podstawówki siedzą przed sklepem, inni się wyprowadzili do centrum. Spotykam starszych już ludzi, których z dziecinnych lat pamiętam jako młodych i pięknych. Lata nikogo nie oszczędzają,

Jeśli ktoś z ulicy Przyjaźni już musiał wybrać się do miasta, choć tutaj było wszystko, to nie miał daleko. Można było przejść piechotą, albo do Placu Wolności podjechać dwa przystanki. Ale dziś jeździ się autem do wielkich centrów handlowych. Taka moda. Kiedyś ulica Przyjaźni zaspokajała wszystkie potrzeby swoich mieszkańców, sąsiedzi o sobie dużo wiedzieli, niektórzy pomagali sobie. Dziś świat wygląda inaczej i ulica dzieciństwa pozostaje piękna we wspomnieniach.

Autor tekstu: Maria Kolesiewicz


Przeczytaj o swojej ulicy w Moim Mieście Lublin

Rozpoczynamy cykl artykułów „Moja ulica”. Chcemy poprzez takie publikacje przybliżyć młodym Czytelnikom historię ich miasta, starszych skłonić do wspomnień z przeszłości, a wszystkich do opowiedzenia o tym, jak im się mieszka, żyje, jak dziś wygląda ich ulica.

Zapewne we wspomnieniach ta sama ulica będzie opisywana bardzo różnie. Ktoś sobie przypomni innych sąsiadów, ktoś zapamięta odmienne fakty i zechce o nich opowiedzieć. Wreszcie każdy ma swoją wersję ulicy dzieciństwa lub młodości. To dobrze. Wspólnie przywołamy minione lata, wspólnie też chcemy opowiedzieć o tych współczesnych.

Czekamy na telefony, listy, na przypominanie o wydarzeniach, ludziach, o historii.
[email protected], tel. 81 46 26 832


Czytaj o innych ulicach w Lublinie:
Akcja MM. Moja ulica: Kosmowskiej na Czechowie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto