Zaczęło się od spotkania w Kocku w marcu 2006 roku. Panowie spotkali się na rekonstrukcji związanej z działalnością Hubala. Wtedy właśnie postanowili, ze wspólnie zajmą się odtwarzaniem walk z okresu II wojny światowej.
- Jesteśmy grupą nieformalną i apolityczną – mówi Krzysztof Silkowski, członek grupy. – W przyszłości chcemy stać się stowarzyszeniem.
Lubelska grupa rekonstrukcyjna zrzesza ludzi z Lublina, Łukowa i Zwierzyńca.
- Bierzemy udział w uroczystościach Zaporczyków, pełnimy wartę honorową przy grobach partyzantów – opowiada Silkowski. – Organizujemy wiele imprez w plenerze, zasmakowaliśmy również gry na planie filmowym.
Panowie zagrali w kilku dokumentach fabularyzowanych. Obejrzeć ich można w produkcjach „Spring 31”, „Generał polskich nadziei Anders”i „Kleeberg odszedł, kleeberczycy zostali”.
Grupa zgromadziła już sporą ilość sprzętu i umundurowania. Wciąż uzupełniają swoją kolekcję.
- Trzymamy rękę na pulsie i na bieżąco dokupujemy elementy stroju i oprzyrządowania – opowiada Silkowski. – Niektóre rzeczy ściągamy z różnych części kraju, a nawet świata.
Do tej pory udało im się zdobyć rower wojskowy z Demobilu szwedzkiego, dwa motocykle „Sokół”, niemiecki motocykl BMV R 71 i czapajera z ’43 roku.
Do napisania scenariusza walk potrzebna jest duża wiedza historyczna.
- Zbieramy relacje naocznych świadków – opowiada Piotr Lis. – Przeglądamy albumy, książki historyczne i stare fotografie.
Przy rekonstrukcjach akcji partyzanckich używają swojego sprzętu, korzystają też z pomocy pirotechników. Widowiska robią wielkie wrażenie na widzach.
- Kładziemy duży nacisk na pokazanie emocji – opowiada Piotr Lis. – Naszym celem jest obudzenie w ludziach patriotyzmu. Zdarza się, że widzowie płaczą ze wzruszenia po obejrzeniu rekonstrukcji walki.
Widowiska organizowane na terenie całej Polski przyciągają tysiące widzów. Koszty organizacji sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych. - Chcemy zrobić rekonstrukcję w Lublinie, ale nie mamy sponsorów – mówi Piotr Silkowski. – Władze nie kwapią się do pomocy w sfinansowaniu widowiska.
Imprezy są fantastyczną lekcją historii. Panowie przyznają, że udział w inscenizacjach ma na nich wielki wpływ emocjonalny. - Te rekonstrukcje łączą w sobie wiele emocji i nutkę edukacyjną – mówi Lis. – Cieszymy się, że możemy coś ludziom pokazać, coś wyjaśnić.
Zabawa w historię ma dobry wpływ na samych odtwórców wydarzeń. - Mogę nauczyć się wielu rzeczy w praktyce, a nie tylko z książek – mówi Piotr Surówka, który ukończył studia historyczne. –Każda impreza to lekcja historii na żywo.
KSz
Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?