Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zaparowane okulary - opowiadanie (wideo, foto)

Jakub Markiewicz
Jakub Markiewicz
Wiedziałem, że wychylenie się zza drzewa oznaczało prawdopodobnie rychłą śmierć, ale co zrobić, jeżeli dowódca każe mi iść dalej?

Padający śnieg dopełniał przedświąteczny nastrój. Każdego roku o tej porze świat wydaje się wariować. Ostatnie przygotowania do świąt, zakupy prezentów odłożone na ostatnią chwile. Wiele osób się gdzieś śpieszy. W oddali słychać kolędy, w każdym oknie choinka.

Wszystko wydawało się takie normalne, lecz nieraz następuje ta specyficzna chwila i świat już nigdy nie wraca do swojej poprzedniej postaci. Nikon, jak to miał w zwyczaju, po kilku godzinach wytężonej pracy przechadzał się bez celu uliczkami miasta. Pomimo swojego młodego wieku przeszedł niejedno. Jako najemnik walczył i zabijał. Lepiej posługiwał się karabinem niż łyżką do zupy. Wojny, w których brał udział, nauczyły go doceniać takie wieczory jak dzisiejszy. Wiedział, że z nadejściem nocy zaczną się koszmary. Bał się spać. Twarze wrogów i przyjaciół, którzy zginęli, nawiedzały go co noc. Wie, że będzie się budził zlany potem z krzykiem na ustach.

Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu komórkowego. Spojrzał na wyświetlacz. Uśmiechnął się. Dzwonił Szczepi, przyjaciel. Jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast życzeń bożonarodzeniowych usłyszał w słuchawce strzały. Rozmowa nie trwała długo. Prawdopodobnie koledze wyczerpała się bateria w telefonie. Zanim Szczepiemu padła komórka, zdołał powiedzieć, że odwiedziła go grupa zamaskowanych terrorystów z zamiarem przejęcia bardzo ważnych dokumentów.

Wystarczyła chwila, żeby zrozumiał, co się stało. Szczepi miał poważne problemy. Wiedział, że jeżeli mu nie pomoże - on zginie. Szczepi potrafił walczyć jak mało kto, ale jak długo można prowadzić nierówną walkę. Obiecał sobie kiedyś, że nigdy już nie weźmie broni do ręki. Ale przyjaźń zrodzona na polu walki jest przyjaźnią na śmierć i życie. Jest warta wszystkiego. Gdyby on miał problemy, Szczepi byłby pierwszy, który przyszedłby z pomocą. Nie mógł go zawieść.

Potrzebował oddziału i broni. Szybko wybrał numer telefonu do Snapa. Snapa znał od dawna. Walczyli razem w Białorusi i w kilku mniejszych konfliktach. Podziwiał go za jego profesjonalizm i opanowanie. Nie znał lepszego snajpera. W życiu codziennym kumpel do wszystkiego, kobieciarz, żartowniś. Podczas walki zmieniał się nie do poznania. Stawał się maszyną do zabijania. Kiedy tylko przeciwnik popełnił najmniejszy błąd, w tej samej chwili był już martwy. Zabijał bez uczuć, z zimną krwią, zawsze szanując przeciwnika. Rozmowa była krótka. Snap rozumiał, o co Nikon go prosi. Zgodził się bez wahania.

Kolejną osobą, której potrzebował był Dugena. Znał go najkrócej, ale poznał się na jego umiejętnościach w walce. Wiele razy oblewał go zimny pot na myśl, że miałby walczyć przeciwko niemu. Zawsze się dziwił, że tak wielki chłop o wyglądzie mordercy, może być miłym facetem. Potrzebował go również dlatego, że tylko on mógł szybko załatwić im broń. Rozmowa z nim przez telefon trwała dłużej niż myślał. Dugena zapił tak bardzo, że pewnie nie wiedział jak ma na imię. Ale kiedy tylko usłyszał, że Szczepi ma problem, wytrzeźwiał w mgnieniu oka. Nikon wiedział, że Dugena nie odmówi. Zawdzięczał Szczepiemu życie.

Nie miał dużo czasu. Trzeba było działać szybko. Drogę do domu pokonał sprintem. W garażu otworzył skrzynię, której miał już nigdy nie otwierać. W środku było wszystko to, co jest potrzebne do walki. Przebierając się, nie bez przerażenia odkrył, że w miarę zakładania kolejnych części ekwipunku czuł się coraz lepiej. Czyżby wojny aż tak go skrzywiły? Mundur był jego drugą skórą. Spojrzał w lustro. Jego odbicie było zaprzeczeniem osoby, która jeszcze przed chwilą niczym nie wyróżniała się w tłumie. Moro noszące ślady niejednej walki, długie wojskowe buty, kamizelka kuloodporna, kamizelka taktyczna, ochraniacze i kominiarka założona zawadiacko na czubek głowy zmieniły go nie do poznania. Potrzebował tylko broni.

Bał się bardzo, lecz nie był tchórzem. Był to strach, jakiego doznawał każdy żołnierz przed walką. Nie wiedział, z kim przyjdzie im walczyć i gdzie? Wiedział, że może liczyć tylko na siebie i garstkę przyjaciół, z którymi już niedługo będzie walczył ramię w ramię. Wsiadł do samochodu i najciszej jak tylko potrafił, zjechał z podjazdu. Nie chciał obudzić swoich najbliższych.

Przez fikcję do życia

Brzmi jak scenariusz do kolejnej wielkiej produkcji rodem z Hollywood, ale nim nie jest. Każdy zawodnik Air Soft Gun'u traktuje tą zabawę na poważnie, nawet podczas pisania scenariuszu, który ma posłużyć później jako motyw przewodni przy najbliższej strzelaninie. Tym razem porwanym VIP'em jest Szczepi, innym razem zamiast VIP’a będzie bomba, konkretny terrorysta itp.

17 sierpnia, ponad 100 miłośników ASG przeniosło się w czasie do 31 grudnia 1965 roku. Działając pod kryptonimem "Attleboro" amerykańskie oddziały specjalne otrzymały rozkaz wyparcia komunistycznych wojsk z obszarów wokół Sajgonu. Następnie na tym terenie miały powstać bazy służące do późniejszych agresji w głąb terenu.

Amerykanie przy minimalnym oporze lokalnych sił zajęli kanion i utworzyli punkt dowodzenia. Grupa sił specjalnych udała się w las w celu poszukiwania tajnych dokumentów drużyny przeciwnej. Po kilkudziesięciu minutach, wywiad doniósł o zbliżającym się zmasowanym ataku Wietnamczyków. Żołnierze podzielili się na kilka mniejszych grup i utworzyli stanowiska obronne.

- Gdy dotarliśmy do lasu, trafiliśmy w pułapkę. Wróg był wszędzie i trafiliśmy pod ciężki ostrzał - opowiada jeden z żołnierzy odwzorowujący amerykańskich Marines. - Wiedziałem, że wychylenie się zza drzewa oznaczało prawdopodobnie rychłą śmierć, ale co zrobić, jeżeli dowódca każe mi iść dalej?

Walka trwała przez ponad 3 godziny i mimo przewagi liczebnej Wietnamczykom nie udało się odzyskać wykradzionych przez siły specjalne dokumentów. W końcu oblężenie zostało przerwane i Amerykanie ruszyli dalej.

- Nie udało mi się wszystkich zabrać ze sobą - mówi jeden z uczestników będący po stronie wietnamskiej. - Zginęliśmy wszyscy. Tym razem nie udało nam się odzyskać dokumentów, ale kiedyś na pewno się uda. Przynajmniej mogłem zginąć jak bohater. Bohater, któremu z wrażenia zaparowały ochronne okulary .

wideo i foto: JM

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto