Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wszystkich Świętych: Wspominamy, tych co odeszli

Jakub Markiewicz
Jakub Markiewicz
Początek listopada kojarzy nam się z osobami, które zmarły. Na łamach naszego tygodnika czytelnicy opowiedzieli nam o tych, których najbardziej im brakuje.

Danuta Kowal wspomina Mariana Januszewskiego. – W babcinej komodzie znalazłam zdjęcie legionisty, a także list do niego, napisany przez matkę. Marian był zasłużonym człowiekiem. Urodził się w styczniu 1898 roku. Był w pierwszym Pułku Ułanów, stacjonował pod Ostrołęką.

- Całe życie spędził na trudnej wojennej ścieżce i często ocierał się o śmierć. Był taki moment, gdy o mały włos, a zostałby postrzelony. Uratował go krzyżyk, zawieszony na szyi matczyną ręką. Kula odbiła się od metalu. Marian był Kawalerem Krzyża Walecznych, Wachmistrzem Pierwszego Pułku Szwoleżerów Wojska Polskiego. To był niesamowity człowiek. Zmarł w 1925 roku, jest pochowany na cmentarzu przy ul. Lipowej.

Zofia Popiołek wspomina ojca: - Tata, Mieczysław Popiołek, to naprawdę, ktoś, kogo bardzo mi brakuje. Był założycielem spółdzielni, która pomogła w procesie rewaloryzacji miasta. Tata walczył w latach 30-tych pod Mokrą. Był wspaniałym człowiekiem, który zawsze miał mnóstwo pomysłów.

Zofia Popiołek wspomina także znanych Lublinian: - Bardzo ważną osobą była Irena Szychowa, dyrektorka domu kultury. Była niesamowita, bo pracowała jako kierowca generała Andersa. Nasze Stare Miasto zawdzięcza jest mnóstwo spraw. Irena pochylała się nad losem każdego człowieka. Wielką osobowością był także Sergiusz Riabinin – był profesorem biologii, a jednocześnie wrażliwym poetą.

Stanisława Tokarskiego wspomina rodzina, koledzy i koleżanki z Rady Dzielnicy, sąsiedzi i przyjaciele.

Staś był niezwykłym człowiekiem: kochającym mężem, wspaniałym ojcem dwójki równie wspaniałych dzieci, z których był zawsze dumny, troskliwym synem. Kochał dom – i to niewielkie mieszkanie na Porębie, i dom w Ciecierzynie, który własnymi rękami, wspólnie z teściem budował. Kochał przyrodę, wieś, góry, las. Kochał sport, zwłaszcza narty. Jego pasją były samochody i informatyka, która była też jego zawodem. Był człowiekiem uczciwym, bardzo pracowitym, uczynnym, lubianym i szanowanym przez wszystkich, którzy Go znali. Chętnie angażował się w działalność społeczną, był m.in. członkiem Rady Dzielnicy Czuby Południowe. Odszedł od nas przedwcześnie, po ciężkiej chorobie. Odszedł, bo Pan Go powołał, by w pełni mógł służyć wszystkim, których kochał, i tu - na ziemi - zostawił... Śp. Stanisław Tokarski, z dzielnicy Czuby, zmarł 24 września 2008 roku.

Maria Dudziak z dzielnicy Szerokie wspomina swoją ukochaną matkę Irenę Kuziołę:

- Moja Mama była prostą i skromna kobietą, a przede wszystkim wspaniałą Matką. Urodziła się w 1922 w Lublinie. Ukończyła szkołę podstawową w Woli Sławińskiej (obecnie jest to dzielnica Szerokie). Rodzicie posłali ją do Szkoły Podstawowej nr 3 w Lublinie, aby zdobyła pełne, powszechne wykształcenie. Niestety nie mogła się dalej się uczyć. W ówczesnych, wiejskich warunkach większość uważała, że dziewczyna nie musi być wykształcona.

-Nauczyła się więc robić szydełkiem, na drutach. Lubiła to robić i zajmowała się tym dopóki pozwoliło jej na to zdrowie. Życie ją naprawdę ciężko doświadczyło. Pierwszy mąż zginął 2 maja 1945 roku. Drugi, był uczestnikiem walk w Międzynarodowych Siłach Zbrojnych, zmarł nagle 21 lutego 1958 r. Tego samego roku, w odstępie miesiąca pochwała oboje rodziców. Została sama, z siedmiorgiem małych dzieci.  Było jej naprawdę ciężko, ale nie poddała się. Była dzielna i silna, musiała przecież o nas dbać, zmobilizować się. Matka dała nam przede wszystkim miłość matczyną i zapewniła nam bezpieczeństwo, stworzyła prawdziwy, ciepły dom. Nie stać jej było na zapewnienie nam luksusów, ale ważniejsze było to, że mimo kłopotów, nawału obowiązków miała czas, aby każdego z nas wysłuchać, pocieszyć, pomóc - opowiada Maria Dudziak.

- Jak przystało na silną kobietę wprowadziła nam regulamin dnia codziennego. Mieliśmy określony czas powrotu do domu, godzinę, do której musiały być odrobione lekcje, a oprócz tego każdy z nas miał swoje domowe obowiązki. Musieliśmy przecież pomagać naszej mamie. Wyszło nam to na dobre. Dzisiaj z wielkim sentymentem, rozrzewnieniem wracamy do wspomnień z tamtych lat. Niektóre wywołują nasz śmiech. Naszej Mamie zawdzięczamy to, kim dzisiaj jesteśmy. Odeszła cicho 13 listopada 2005 r. Byliśmy z Nią do końca, trzymając Ją za rękę. Pozostała pustka, z którą trudno się pogodzić, mimo że czas płynie. Dziękujemy Ci Mamo, że byłaś wspaniała, dziękujemy za wszystko - dodaje.

Mariannę Misztal wspominają wnuczki i córka:

Była zawsze uśmiechniętą, pogodną, ciepłą i sympatyczną osobą. Mama zawsze bardzo wspierała nas na duchu. Zawsze mogliśmy na nią liczyć, że nam pomoże i dobrze we wszystkim doradzi. Była wymagająca w stosunku do mnie i brata, ale dzięki temu łatwiej osiągaliśmy zamierzone cele.

Interesowała się ekonomią, dlatego wybrała Liceum Ekonomiczne im. Vetterów. Uczyła się tam aż do wybuchu wojny. Jej pasją były rośliny i zwierzęta. Biologiczną żyłkę zaszczepiła właśnie nam. Skrzętnie pielęgnowała swój przydomowy ogródek. Nasturcje, malwy, piwonie, róże – była specjalistką w ich hodowli. U mamy w ogródku było zawsze barwnie. Lubiła robić dla nas bukiety. Często radziłam się jej, jak hodować rośliny. Wydawało mi się, że wie o nich wszystko. Mama bardzo dbała również o swoje czworonożne pupile, a miała owczarka podhalańskiego: Mikusia i mieszańca: Muszkę. Dbała, by pieski nigdy nie były głodne i zawsze wybiegane na świeżym powietrzu.
Mama, razem z tatą, zaszczepiła w nas patriotyzm. Zawdzięczamy jej wiele. Dzięki niej mamy wartości, którymi kierujemy się w życiu. (MW)

Elżbieta Iwonicka wspomina swoich rodziców Piotr i Cecylia Grobelskich: - Ich zdjęcia wiszą na ścianie w mojej sypialni. Kiedy otwieramy oczy ze snu oni zawsze są z nami. Bardzo mi ich brakuje. To oni właśnie byli moimi najlepszymi kumplami. To im mogłam powierzyć swoje troski i kłopoty. Tata mój zmarł 17 lat temu. Mama 10 lat temu - wspomina Iwonicka.

- Gdy mama odchodziła całowałam jej stopy, żeby nie umierała, żeby nie pozostawiała nas samych. Cieszyłam się każdym jej oddechem. Rodzice odeszli, ale dla mnie zawsze są wśród nas. Bardzo wiele im zawdzięczam. Kocham i będę wspominać ich do końca moich dni. Dzień 1 listopada to cudowny czas. Wtedy idę na grób moich rodziców i rozmawiam z nimi. Wiem, że oni są ze mną, a ja opowiadam im o wszystkim - dodaje.

Członkowie Wielopokoleniowego Klubu Wolontariusza wspominają panią Basię Koślak:

W piątek (23 października 2009) odeszła od nas nasza wspaniała koleżanka Basia. Cudowna osoba, wolontariuszka o otwartym sercu, kochająca matka i żona. Basia pracowała na rzecz starszych i chorych, niosła pomoc potrzebującym. Zawsze potrafiła wygospodarować czas  dla innych. Jako wolontariuszka świetnie realizowała się w pracy z dziećmi, które ją uwielbiały. Wiele mówiła też o swojej rodzinie. Bardzo ją kochała i wspaniale o nią dbała. Basiu, co Ty zrobiłaś ? Bardzo, ale to bardzo, będzie nam Ciebie brakowało.

 

redakcja

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto