Harold Pinter był (gdyż od 3 lat nie żyje) pisarzem, scenarzystą jak i reżyserem. Od 2005 roku stał się również noblistą. Jego mowa noblowska stała się inspiracją do napisania tej sztuki.
Szczerze mówiąc wchodząc do sali widowiskowej w warsztatach kultury nie wiedziałem czego się spodziewać. Sądziłem, że będzie to jakaś kiepska sztuka niszowego teatru, wkrótce miało się okazać, że nie miałem racji.
Wchodzimy pojedynczo i siadamy na miejscach, spektakl rozpoczyna się niemal natychmiast, aktorzy pojawiają się na scenie. Zaczynają mówić w języku, który jest mi niemal obcy. Na szczęście ponad ich głowami wyświetlane jest tłumaczenie, dzięki niemu wiem co się dzieje. Ale sztuka szybko rozkręca się. Widz wpada w przepaść fikcji pomieszanej z rzeczywistością. Szybko orientuję się, że chodzi o Harolda Pintera by zaraz pojąć, że mowa jest o przesłuchaniach na Białorusi.
Utrata szczęścia oto myśl przewodnia tego przedstawienia, które uwydatniają sceny przesłuchań - matka traci syna, syn matkę. Żona traci męża, mąż traci żonę. Oboje tracą dziecko... Teraz już nie potrafią mówić o szczęściu, co nie znaczy, że go nie zaznali...
Momentami tracę kontakt z tekstem na rzecz tego, co dzieje się na niewielkiej scenie. Dzieje się wiele, to trzeba przyznać, wiele i szybko. Momenty spokoju są natychmiast i w zdecydowany sposób przerywane, to przez krzyk któregoś z aktorów, to znów przez gasnące światła, to przez dźwięk dochodzący gdzieś zza pleców a rozpływający się cichym echem wśród ścian sali.
Teatr dramaturgi ktoś powie, tego można było się spodziewać. Ja się nie spodziewałem, nie w takiej formie, nie tak momentami dosadnie, nie tak żywiołowo. Szybko przestało mi przeszkadzać, że aktorzy nie mówią po polsku. Nawet nie zauważyłem kiedy minęło to 75 minut...
Czy mi się podobało? Tak podobało mi się. Podobała mi się gra aktorów. Podobały mi się zwroty akcji i pewne pomieszanie w którym, muszę przyznać miejscami się gubiłem, by zaraz móc się odnaleźć. To jednak zmuszało do myślenia, a nie biernego patrzenia. Podobała mi się sceneria i efekty którym widz był poddawany (bo obok tych wizualnych i dźwiękowych były także i zapachowe).
Co mi się nie podobało? To, że niewiele osób przyszło, by zobaczyć to przedstawienie. Bo moim zdaniem było warto. Było warto.
Czytaj także:
"Widnokrąg" w Teatrze im. Osterwy w Lublinie
Dowiedz się więcej o akcji "Relacja za akredytację":
Relacja za akredytację: Akcja dla Dziennikarzy Obywatelskich MM Lublin |
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?