Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szpitale w Lublinie: Ciężarna? Nie, dziękujemy

Janek Taraszkiewicz
Janek Taraszkiewicz
Lekarze odesłali rodzącą kobietę do innego szpitala, choć miała już regularne skurcze. Powód? Porodówka pękała w szwach. Takich przypadków jest znacznie więcej.

– Bałam się, że będę musiała rodzić na ulicy. W życiu nie najadłam się tyle strachu – skarży się nasza Czytelniczka.

Pani Ewelina miała rodzić w szpitalu klinicznym nr 4 przy ul. Jaczewskiego. – Mąż przywiózł mnie na izbę przyjęć około godziny 21. Miałam straszne bóle i skurcze porodowe co pięć minut. Z trudem stałam na nogach – opowiada kobieta. Mimo to nie została przyjęta. – Lekarz dyżurny zbadał mnie i stwierdził, że zdążę jeszcze pojechać na inną porodówkę. „Nie mamy wolnych miejsc” – usłyszałam. Zaczęliśmy dzwonić do różnych szpitali. Kiedy okazało się, że pozostałe oddziały położnicze w Lublinie też są przepełnione, spanikowałam, wpadłam w histerię. Bałam się, że będę rodzić na ulicy albo w samochodzie!

Córeczka pani Eweliny ostatecznie przyszła na świat w szpitalu przy ul. Staszica, bo w ostatniej chwili zwolniło się tam łóżko.

Kiedy nasza Czytelniczka dotarła na miejsce miała już ponad 3-centymetrowe rozwarcie, a akcja porodowa się rozpoczęła. – Jak można tak traktować kobiety ciężarne? – pyta oburzona kobieta. Przez okres ciąży pani Ewelina była pod opieką specjalisty ze szpitala klinicznego nr 4 przy Jaczewskiego. – Chodziłam do niego również prywatnie co trzy tygodnie, przez 9 miesięcy ciąży. Za wizytę płaciłam 80 zł. Korzystałam też z zajęć szkoły rodzenia w szpitalu przy ul. Jaczewskiego. Kurs kosztował 500 zł – opowiada kobieta. – Dlatego byłam pewna, że moja córeczka przyjdzie na świat w tym konkretnym szpitalu, ale się przeliczyłam. A lekarz prowadzący też mi nie pomógł, bo gdy zaczęła się akcja porodowa, był nieuchwytny – kwituje.

Przypadków takich jak pani Eweliny jest znacznie więcej.

– Żona urodziła córkę w Janie Bożym, ale zanim tam trafiliśmy, odwiedziliśmy szpital przy al. Kraśnickiej i ten przy Jaczewskiego. Nigdzie nie było wolnych miejsc – opowiada pan Patryk ze Śródmieścia. – Najedliśmy się sporo strachu.

Lekarze tłumaczą, że wszystkiemu jest winny tzw. baby-boom.

– Odbieramy o 40 procent więcej porodów niż w latach ubiegłych. W poprzednim roku w Lublinie przyszło na świat ponad 6 tys. noworodków – wyjaśnia prof. Jan Oleszczuk, wojewódzki konsultant ds. ginekologii, ordynator Oddziału Położnictwa i Perinatologii w szpitalu klinicznym nr 4. – Na naszej porodówce w ciągu doby rodzi się średnio siedemnaścioro maluchów – mówi. I przyznaje, że czasami szpital musi ograniczyć przyjmowanie pacjentek. – Nic na to nie poradzimy. Porodówka jest przepełniona, ciężarne nie mogą przecież rodzić na podłodze.

Podobnie jest w innych lubelskich placówkach.

– Pani doktor jest zajęta, nie może rozmawiać, bo właśnie odbiera poród. Mamy mnóstwo pacjentów, cały czas zgłaszają się ciężarne – usłyszeliśmy w Klinice Położnictwa w szpitalu klinicznym nr 1 przy ul. Staszica. – Na razie mamy kilka wolnych łóżek. Ale faktycznie zdarzało się, że musieliśmy odsyłać ciężarne pacjentki. Trudno się dziwić skoro odbieramy od 8 do 10 porodów na dobę. Na szczęście w Lublinie mamy kilka porodówek – mówi dr Bożenna Wawrzycka, ordynator położnictwa w szpitalu im. Jana Bożego.

Były przypadki, kiedy dla rodzących nie było miejsca w żadnym lubelskim szpitalu.

– Jakiś czas temu przyjęliśmy pacjentkę z Lublina, bo na tamtejszych porodówkach nie było wolnych miejsc. Czasem tak się zdarza – przyznaje Małgorzata Ołtarzewska, pielęgniarka oddziałowa ze szpitala w Świdniku.

Przyszłe mamy są przerażone.

– Będę rodzić w grudniu. Mam nadzieję, że w placówce przy al. Kraśnickiej, ale na wszelki wypadek popytam również w innych szpitalach – przyznaje pani Katarzyna z Czechowa. – A gdybym urodziła podczas kursowania ze szpitala do szpitala? Kto poniósłby odpowiedzialność, gdyby coś poszło nie tak? – pyta pani Ewelina. - Jeżeli ciężarna zostanie odesłana z kwitkiem, wskutek czego ona lub jej dziecko doznają uszczerbku na zdrowiu, kobieta może ubiegać się o odszkodowanie od szpitala – tłumaczy Sławomir Winiarczyk, którego kancelaria pomaga poszkodowanym pacjentom. – W takim przypadku możemy mówić o błędzie w sztuce lekarskiej. Żeby go udowodnić potrzebne są opinie specjalistów – kwituje.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto