Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pożegnanie Davida Bowiego w Centrum Kultury

PAF
To, że z nami jest, wydawało się tak oczywiste jak gwiazdy na niebie. Ale ta gwiazda zgasła. David Bowie zmarł. Dziś w CK złożymy mu hołd.

Nienawidzę lat 80. Nienawidzę krzykliwych kolorów, syntezatorowego brzmienia, puchowych kurtek i tapirowanych fryzur. Dlaczego więc w ostatni poniedziałek po południu tańczyłem w swoim salonie przez godzinę do kawałków Abby, Roxy Music i Bowiego?

Jedna z przyczyn jest jasna - rano tego dnia dowiedziałem się o śmieci tego ostatniego. A dla niego miałem szczególne miejsce w sercu. To właśnie w latach 80., w czasie mojego dzieciństwa, poznałem tego giganta.

Zaczęło się chyba od teledysku „Ashes to Ashes” w telewizji. Mimo że jest tam wszystko, czego nie znoszę w latach 80., zaczynając od plastikowego brzmienia, na kiczowatych efektch specjalnych klipu kończąc, numer przykleił się do mnie jak namolny, bezdomny pies. Podobnie było z „China Girl” i „Let’s Dance”. Nic mi tam nie pasowało, a uwielbiałem te piosenki. Tak, jakby mój wstręt do tego okresu w muzyce miał imprimatur specjalnie dla Bowiego, jakby jego nie obejmowała klauzula niechęci. Potem, w latach 90., było „Jump They Say” z samobójczym teledyskiem i dramatycznym tekstem, który wówczas ledwo rozumiałem i który mnie niebezpieczne pociągał. Dalej: ścieżka dźwiękowa do „Zagubionej autostrady” Lyncha - jedyny album, który znam naprawdę na wylot (swego czasu przenicowaliśmy z kolegami taśmę w kasecie, by odsłuchać jej od tyłu) i obecny na niej mroczny „I’m Derranged”.

Kiedy już wszedłem w pełnoletność, Bowie uzyskał inny status, mniej magiczny. Owszem, stał się jednym z bóstw w panteonie muzyki, ale nie pełnił w nim naczelnej roli. Przy-zwyczaił mnie do tak wysokiego poziomu, że jego dobre płyty stały się oczywistością. Wyrwał mnie z tego dopiero ostatnim nagraniem - opublikowana dwa miesiące temu piosenka „Black-star” wykraczała tak dalece poza swoje czasy, że zobaczyłem w Bowiem kogoś innego, kim był właścwie zawsze - artystą, którego wkład w światową sztukę pozostanie niedoceniony, mimo milionów odsłon na YouTube i 140 milionów sprzedanych podczas jego 51 lat kariery płyt.

Wracając do pytania: dlaczego w zeszły poniedziałek po zaserwowaniu sobie solidnej dawki „Let’s Dance”; „China Girl” i „Ashes to Ashes” jego autorstwa, przerzuciłem się na innych wykonawców z tamtego czasu? Bo Bowie i jego śmierć otwor-zyły mnie na coś. Pozwoliły mi uświadomić sobie, że źle wspominam lata 80. nie przez muzykę, że ja po prostu nie lubię swojego dzieciństwa. To tylko jeden powód, dla którego jestem Bowiemu dozgonnie wdzięczny. Zatem: „Let’s Dance!”.

Hołd dla Davida Bowiego, Centrum Kultury ul. Peowiaków w Lublinie, piątek godz. 19.00, wstęp wolny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto