Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pogotowie ratunkowe w Lublinie: To oni ratują nam życie (rozmowa, wideo)

Redakcja
Niesienie pomocy i adrenalina – to sprawia, że lubelscy ratownicy medyczni lubią swoją pracę. Rozmawiamy z ratownikami i dyzpozytorką pogotowia.

O pracy pogotowia ratunkowego w Lublinie rozmawialiśmy z dwoma przedstawicielami tego zawodu, Arturem Rogowskim i Dariuszem Grudą.

Ile jest karetek w Lublinie?

Artur Rogowski: Są cztery karetki specjalistyczne, w których jeżdżą lekarze i siedem podstawowych, w których jeżdżą ratownicy medyczni.

Jak często wyjeżdżacie do pacjentów?

Artur Rogowski: Na dwunastogodzinnym dyżurze około 10 razy.

Czy zamienilibyście tą pracę na inną?

Artur Rogowski: Nie, ze względu na adrenalinę, którą daje ta praca i na to, że przez całe życie człowiek spełnia tutaj dobre uczynki. Niestety, rozlicza się często pogotowie z błędów, które wynikły z różnych przyczyn, a nie nagradza za to, że w 99 na 100 przypadków wszystko przebiega prawidłowo.

Jak układa się współpraca pogotowia ratunkowego z innymi służbami w mieście?

Artur Rogowski: bardzo dobrze współpracuje nam się z policją. Często dostajemy zgłoszenia o osobach, które jak się okazuje na miejscu – są tylko pijane. W takich sytuacjach oddajemy te osoby policji, bo nie ma już izb wytrzeźwień.

Czy było jakieś szczególnie trudne wezwanie?

Dariusz Gruda: Pracuję jako ratownik medyczny od 15 lat. W tym czasie było kilkadziesiąt takich wezwań. Pamiętam szczególnie wypadek busa pod Bogucinem. Jechali w nim siatkarze. Siedem osób zmarło na miejscu. Każdy wypadek z udziałem dzieci, a niestety takie zdarzają się często, też pozostaje w pamięci.

Jak radzicie sobie ze stresem przy tak odpowiedzialnej pracy?

Dariusz Gruda: Wiadomo, że na początku pracy bywało z tym różnie. Miało się różne sny i przemyślenia. Ale z czasem człowiek dojrzewa psychicznie i stara się o tym nie myśleć. Przy wezwaniu emocje odstawiamy na bok, myślimy tylko o tym, żeby w danej chwili pomóc ludziom jak najlepiej.

Czy nerwy w pracy odbijają się na życiu osobistym?

Dariusz Gruda: Nie, wszystkie sytuacje omawia się z kolegami z pracy i to zostaje tutaj. Dlatego dobra atmosfera i zrozumienie w zespole ratowniczym jest najważniejsze. Tym bardziej, że czasami, żeby działać musimy rozumieć się bez słów. Ale wiadomo: trzeba mieć tutaj dużą odporność psychiczną.


O pracy służb ratowniczych rozmawialiśmy też z jedną z dyspozytorek lubelskiego pogotowia ratunkowego.

Czy zdarzają się przypadki, kiedy ktoś wzywa karetkę, chociaż pomoc ratowników nie jest konieczna?

Pani Hanna, dyspozytorka: Bardzo dużo jest zgłoszeń o osobach leżących na ulicy. Właściwie połowa z nich to niepotrzebne wezwania do osób, które są jedynie pijane, same budzą się i sobie idą.

Skąd biorą się takie zgłoszenia?

Wynika to stąd, że osoby wzywające pogotowie nie podchodzą wcale do takich ludzi. Nie próbują z nimi rozmawiać, obudzić ich, zapytać, co się stało. Kiedyś pewna pani zadzwoniła do nas, bo widziała z okna, że ktoś leży na trawie. Kiedy przyjechała karetka, okazało się, że po prostu chciał się zdrzemnąć.

Czy zdarzają się wezwania do niegroźnych dolegliwości?

Niestety ludzie unikają wizyt u lekarzy rodzinnych. Rano pojawia się u nich podniesiona temperatura, katar i zamiast pójść do lekarza, dzwonią wieczorem na pogotowie. A my musimy ich wtedy zawieść do szpitala na badania. Czasami dzwonią do nas w nocy starsze samotne osoby. Mają podwyższone ciśnienie albo nie mogą zasnąć i zaczynają się bać, że coś się stanie. Dzwonią po karetkę, bo nikt się nimi nie opiekuje.

Czy z powodu takich wezwań może się zdarzyć, że zabraknie karetki dla kogoś, kto naprawdę jej potrzebuje?

Nie, bo musimy zawsze tak nimi dysponować, żeby jedna była w rezerwie do poważnych przypadków. Ofiara wypadku czy ktoś, kto utracił przytomność nie może czekać.

Co jest najtrudniejsze w tej pracy?

Czasami bardzo trudno jest nam porozumieć się z ludźmi. Wielu myśli, że dzwoniąc na pogotowie, muszą tylko podać adres i powiedzieć „przyjedźcie!”. Tymczasem my musimy wypytać o to, co właściwie się dzieje, czy sytuacja jest bardziej czy mniej pilna. Niewiele osób potrafi dokładnie opisywać objawy choroby, stan poszkodowanego.

Przede wszystkim jednak, to najbardziej odpowiedzialny ze wszystkich zawodów medycznych. Gdybyśmy my się pomyliły, cala akcja ratownicza mogłaby się nie powieść.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto