Dwa pierwsze pawie przyjechały do Saskiego w listopadzie ubiegłego roku. Ostatni dwa miesiące później, bo długo nie dawał się złapać. Wyczuł pismo nosem i całymi dniami nie schodził z drzewa.
Najtrudniejszy był pierwszy miesiąc, zamknięte w wolierze pawie były zestresowane nowym miejscem.
- Chodzimy w odblaskowych kamizelkach, więc zaczęły reagować na ich pomarańczowy kolor. Jak zobaczyły mnie "po cywilnemu" to nawet nie sfrunęły z gałęzi w wolierze - opowiada Stefan Motyl, główny opiekun pawi z Ogrodu Saskiego.
W wolierze ze ścianami z ażurowej siatki stoi drewniany domek. Jak jest ciemno, pawiom można zaświecić żarówkę. W zimie, nawet w czasie wiatru i gdy spadł śnieg, ptaki wolały siedzieć na konarze znajdującym się tuż pod dachem woliery.
Z pierwszym wyjściem poza wolierę nie było łatwo. Paw z długim ogonem uciekł aż do dolnego stawu. Teraz ptaki trzymają się głównego trawnika z różami. Tym bardziej, że obok jest zawsze ktoś z opiekunów. Zagania je z powrotem, jak wyjdą za daleko.
Turyści pawie uwielbiają. - Ostatnio była u nas grupa izraelskich żołnierzy, następnym razem wycieczka z zagranicy, chyba Japończyków. Byli zachwyceni - mówi.
Pan Stefan martwi się o przyszłość pawi: - Jeśli coś im zagrozi, to nie lisy, ale ludzie. Po alejkach z grysu nie można jeździć rowerem, a lublinianie i tak to robią. Mimo obowiązującego zakazu wchodzą też do parku z psami.
Wszyscy czekają teraz, jak samice złożą pierwsze jajka - w specjalnym szałasie umiejscowionym wewnątrz domku.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?