MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Nie ma jak w banku

Janek Taraszkiewicz
Janek Taraszkiewicz
Edward Szymański stracił oszczędności swojego życia. Chciał wpłacić w banku 50 tys. zł na lokatę. Zamiast tego dostał do podpisania udziały w ryzykownych funduszach.

- Przyszedłem do banku po pomoc i fachową poradę, a zostałem oszukany - żali się nasz Czytelnik.

- Jestem prostym człowiekiem, nie wiedziałem, co podpisuję. Pracownica banku wykorzystała fakt, że jestem osobą starszą i niewykształconą. Jak tak można? – skarży się pan Edward, mieszkaniec małej wioski na Lubelszczyźnie. – Zaufałem jej. Podpisałbym nawet wyrok śmierci na siebie, gdyby mi go podsunęła - dodaje.

80-latek przyszedł do banku w Puławach z 50 tys. zł.

Chciał wpłacić pieniądze na bezpieczną lokatę. – To były wszystkie nasze oszczędności. Odkładaliśmy z żoną przez lata, grosz do grosza – opowiada. – Po krótkim wywiadzie, pracownica banku powiedziała, że ma dla mnie bardzo dobrą ofertę. Zysk gwarantowany. I dała mi do podpisania sześć dokumentów. Byłem przekonany, że to papiery związane z założeniem depozytu – dodaje.

Potrzebny był też podpis żony pana Edwarda. Pracownica banku pokonała ponad 20 kilometrów, żeby go zdobyć.

– Odwiedziła nas w domu. Wyjeżdżając jeszcze raz zapewniła, że dokonaliśmy właściwego wyboru – dodaje nasz Czytelnik. Po kilku miesiącach państwo Szymańscy otrzymali pismo z banku. Okazało się, że kupili udziały w funduszach inwestycyjnych rynku azjatyckiego. – Były to m.in. Pioneer Akcji Rynków Wschodzących, Dochodu i Wzrostu Rynku Chińskiego czy Regionu Pacyfiku. Co więcej, z wykazu z bankowego wynikało, że tracimy pieniądze. Nie wiedzieliśmy co się dzieje – opowiada pan Edward. - W sumie straciliśmy ponad 20 tys. zł. Dla nas to ogromna kwota - relacjonuje dalej.

Jak można tak żerować na staruszkach?

– Oboje mamy po 80 lat, skończyliśmy tylko dwie klasy szkoły podstawowej. Przyszliśmy do banku po pomoc i fachową poradę, a zostaliśmy oszukani. Nikt z pracowników nie poinformował nas o ryzyku. Byliśmy święcie przekonani, że wpłacamy pieniądze na depozyt – skarżą się Szymańscy.

Sprawa trafiła do prokuratury, ta jednak odmówiła wszczęcia postępowania.

Sąd podtrzymał tę decyzję. – Klient, podpisując z nami umowę, wyraził zgodę na ulokowanie środków we wskazane jednostki funduszu inwestycyjnego – tłumaczy Wioletta Rodzach, zastępca rzecznika prasowego Banku Pekao S.A., do którego zgłosił się nasz Czytelnik.  – Nie działaliśmy na jego szkodę. Nie mogliśmy przewidzieć załamania rynku – dodaje Stefan Kubiś, dyrektor I oddziału banku w Puławach.

Jednak specjaliści ostrzegają.

– Rynek azjatycki jest ryzykowny, nieprzewidywalny. Można wiele zarobić, ale też wiele stracić. Dlatego takie fundusze kupują zwykle osoby, które znają się na rzeczy – tłumaczy Robert Pawlik, doradca finansowy z Domu Kredytowego „Notus”. – Bankom oczywiście zależy na takich klientach. Pracownicy, którzy doprowadzają do takich transakcji dostają często prowizje. Tym wyższe, im bardziej ryzykowne są udziały – dodaje.

- Zostałem wykorzystany. Straciłem oszczędności życia, dla nas to ogromne pieniądze – skarży się pan Edward. I zapowiada, że złoży skargę do Ministerstwa Sprawiedliwości: – Nie poddam się!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tragiczne zdarzenie na Majorce - są zabici i ranni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto