Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lublinianie zdobyli turecki pięciotysięcznik (wideo)

Redakcja
Wspinaczka na Ararat, biblijną górę w Turcji, trwa sześć dni. Oni weszli tam dwa razy szybciej. Troje lublinian udowodniło, że żeby zdobyć każdy szczyt, trzeba po prostu chcieć.

O podróżnikach z naszego miasta pisaliśmy w lipcu, gdy dopiero planowali swoją wyprawę. Na Ararat, czyli górę, na której według Biblii zatrzymała się po potopie Arka Noego, mieli się wspiąć pięcioosobową grupą. Dwie osoby zrezygnowały jednak już po przybyciu do Turcji. Ostatecznie, na sam wierzchołek góry wspięło się dwóch podróżników: Kuba Okoń i Tomek Marszycki. Powód do dumy ma też trzecia uczestniczka wyprawy, Gośka Wierzchowska – do szczytu zabrakło jej niewiele ponad sto metrów.

Przed wyjazdem lublinianie szukali sponsorów swojej wyprawy. Nie udało im się żadnego znaleźć, ale zdołali własnymi siłami kupić potrzebny w górach sprzęt. - Muszę przyznać, że wyglądaliśmy z nim bardzo profesjonalnie, a żadne z nas nie było wcześniej wyżej niż na polskich Rysach – śmieje się Kuba.

Jak więc udało im się pokonać pięciotysięcznik dwa razy szybciej, niż robią to nawet doświadczeni podróżnicy? Po prostu nie robili sobie przerw na aklimatyzację, czyli przystosowanie organizmu do warunków panujących na dużych wysokościach. - Przed nami przybyła na Ararat duża grupa Estończyków. Chcieliśmy dołączyć do nich i żeby nadrobić czas, pominęliśmy te przerwy – tłumaczy Tomek. - W ten sposób wzięliśmy udział w najliczniejszej wspinaczce w historii tej góry. Szliśmy aż 72-osobową grupą – podkreśla.

Pod koniec wyprawy, wszyscy przekonali się jednak, że postojów na aklimatyzację nie wymyślono bez powodu.

- Tuż przed szczytem okazało się, że mi to zaszkodziło. Miałam zawroty głowy, źle się czułam i dlatego musiałam razem z przewodnikiem wrócić do poprzedniego obozu – tłumaczy Gośka. Fizyczne dolegliwości odczuwała cała trójka. - Kiedy się wchodzi na górę, coś ściska żołądek, a ja czułem się tak, jakbym miał stan podgorączkowy – wspomina Tomek. - Mi po prostu zatykało uszy – dodaje Kuba. - Poza tym codziennie przed snem braliśmy proszki od bólu głowy – przyznaje.

Chociaż każdy z nich schudł podczas tej trzydniowej wspinaczki kilka kilogramów, to ani zmęczenie, ani żaden ból nie odbierały im przyjemności ze zdobywania Araratu. - W grę wchodzą takie emocje, że o fizycznych problemach wcale się nie myśli. Liczy się tylko to, żeby wejść – uważa Kuba. - Dlatego bardzo dużo zależy od psychiki. Góry nie zdobędzie ktoś, kto idzie z założeniem, że może się w każdej chwili wycofać – ocenia.

Jak mówią lubelscy podróżnicy, oni nie chcieli zrezygnować z wyprawy nawet przez chwilę. - Zwłaszcza, gdy widać już było szczyt, czyli od wysokości 4200 metrów – mówi Tomek. Tymczasem to właśnie ostatni etap zdobywania góry, czyli tak zwany atak szczytowy, jest najtrudniejszy. - Jedna osoba szła i wymiotowała jednocześnie – mówi Kuba. - Ktoś inny w pewnym momencie stracił orientację i nie wiedział zupełnie, co się wokół niego dzieje – podaje następny przykład Tomek.

Po tym olbrzymim wysiłku, nagroda nie trwa jednak długo.

- Na samym szczycie stałem tylko około 15 minut – mówi Tomek. - Ale wejście na wierzchołek góry to niesamowite doznanie. Człowiek czuje się, że zrealizował wielki cel – uważa.

Sukces wyprawy zachęcił troje Lublinian do kolejnych podróży. Problemem jest już tylko ustalenie celu następnego wyjazdu. - Ja bym chciał wspiąć się teraz na Kazbek w Gruzji, bo to trudniejsza góra do zdobycia – mówi Tomek. - Ja wolę Dżabal Tubkal w Maroko, bo chcę wchodzić jak najwyżej – upiera się z kolei Kuba. Jedno jest pewne: najpóźniej przyszłego lata, lublinianie zdobędą kolejny, ośnieżony szczyt.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto