Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lublinianie leczą się za granicą

Janek Taraszkiewicz
Janek Taraszkiewicz
Nie pytają o dokumenty tylko leczą – twierdzą pacjenci, którzy korzystali z pomocy zagranicznych lekarzy. Przybywa mieszkańców Lubelszczyzny, którzy leczą się poza granicami kraju.

Pan Sławomir przez 6 lat mieszkał w Wielkiej Brytanii. W ubiegłym roku miał wypadek. – Lekarze założyli mi 17 szwów. Zrobiono mi niezbędne prześwietlenia i bardzo kompleksowe badania – wspomina. – Nikt nie pytał mnie o żadne dokumenty, dowód, ubezpieczenie. Formalności załatwiliśmy, gdy już było po wszystkim. Wpisali w komputer moje dane. Kilka minut później byłem już w drodze do domu – dodaje.

Pan Sławek był jedną z 1831 osób z Lubelszczyzny, które w 2008 r. skorzystały z opieki lekarskiej za granicą.

– Lubelski Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia wydał na ich leczenie ponad 4 mln zł. – W 2007 roku ta kwota była o połowę mniejsza, bo i naszych pacjentów było mniej – 931 osób. Najczęściej ubezpieczeni korzystali ze świadczeń medycznych na terenie Niemiec, Szwecji, Belgii, Włoch i  Francji – wyjaśnia  Małgorzata Chymosz, naczelnik Wydziału Organizacyjnego lubelskiego NFZ. – Trzy osoby z naszego województwa dostały też zgodę na wyjazd z Polski do Belgii i Niemiec. Zachodni specjaliści przeprowadzili u jednej przeszczep jelita cienkiego, a u dwóch pozostałych operacje ortopedyczne. Wydaliśmy na to ponad 950 tys. zł – dodaje.

Dlaczego decydujemy się na pobyt w zagranicznych szpitalach?

– Wydaje nam się, ze na zachodzie są lepsi lekarze, nowocześniejszy sprzęt. A to nie prawda. Polska medycyna nie odbiega od europejskich standardów – uważa dr Jacek Solarz, dyrektor wojewódzkiego szpitala im. Jana Bożego w Lublinie. – Naszą „piętą Achillesa” są jedynie warunki lokalowe. Ale myślę, że z czasem i to się zmieni.

Wyjątkiem są kobiety ciężarne.

Co roku, na lubelskie oddziały położnicze przyjeżdżają Polki, które na co dzień mieszkają w Niemczech, Belgii czy Wielkiej Brytanii. Jedną z nich jest żona pana Sławka. – W Anglii kobieta z brzuszkiem jest pod opieką położnej. Lekarza widzi zwykle dopiero na porodówce. Tylko 2-3 razy podczas ciąży robiono mi badanie USG. Początkowo miałam rodzić w Anglii, ale skończyłam w Lublinie i cieszę się z tego – mówi pani Magdalena, mama mającej się urodzić lada dzień Oliwii. – Kobieta z noworodkiem są wypisywani do domu następnego dnia po porodzie. Jeśli nie ma przeciwwskazań proponuje im się opuszczenie szpitala już po 6 godzinach. Trochę mnie to przerażało – dodaje.

Ale są i plusy porodu za granicą.

Kobiety same decydują, jak będą rodziły – „normalnie”, przez cesarskie cięcie, czy może w wodzie. Porodówki są dobrze wyposażone i przytulne. – Liczba Polak, które decydują się wrócić do Polski, by tu urodzić od kilku lat systematycznie maleje. Myślę, że powodem są raczej wyższe zasiłki poporodowe niż kwestie medyczne – uspokaja prof. Jan Oleszczuk, ordynator kliniki położnictwa i perinatologii w SPSK nr4 w Lublinie.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto