Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa w Smoleńsku: Oni nie polecieli tym samolotem.

Łukasz MM-kowicz
Łukasz MM-kowicz
Rozmawiałem w ten wtorek z Klarą, córką Grażyny Gęsickiej. Popatrzyliśmy sobie także w oczy z Jarosławem. To się nie da opowiedzieć, co wtedy czułem… - głos posła Stanisława Ożoga łamie się.

Szef rzeszowskiego PiS miał w sobotę lecieć samolotem do Smoleńska. Na przeszkodzie stanęły mu problemy zdrowotne. W poświąteczny wtorek zrezygnował z zarezerwowanego miejsca.

Planowaliśmy tyle spotkań…

Ożóg, wspólnie z klubowymi koleżankami Grażyną Gęsicką i Aleksandrą Natalii-Świat, już kilka tygodni wcześniej umawiali się, że podczas podróży – czy to na Okęciu, czy już po przylocie do Smoleńska – znajdą godzinę na spokojną rozmowę m.in. na temat projektu ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, nad którym pracowali. Mnogość zajęć powodowała bowiem, że trudno im się było umówić na takie spotkanie w Warszawie.

W połowie marca poseł trafił do szpitala. Później była rekonwalescencja. W poświąteczny wtorek zadzwoniła do niego Grażyna Gęsicka z pytaniem o zdrowie oraz czy ma nadal trzymać dla niego miejsce w samolocie.

- Odpowiedziałem: "Grażyna, jeszcze nie czuję się dobrze i nie mogę polecieć. Nawet nie powinienem jeszcze jechać do Sejmu”. Umówiliśmy się na spotkanie w tym tygodniu, w czwartek lub piątek - opowiada Ożóg.

Do Warszawy jednak pojechał. Tam, w Sejmie, po raz ostatni rozmawiał z Gęsicką i Natalli-Świat, dzień przed ich wylotem do Smoleńska. - Umawialiśmy się już na następne posiedzenie Sejmu. Żartowały, że to będzie już blisko moich imienin i że spotkamy się "imieninowo”, a przy okazji omówimy inne sprawy.

W czwartek wieczorem poseł Ożóg spotkał się także z senatorem PiS Stanisławem Zającem. – Planowaliśmy nasze wspólne imieninowe spotkanie z parlamentarzystami z Podkarpacia i nie tylko. Podszedł do nas marszałek Krzysztof Putra, pytał o moje zdrowie, trochę pożartowaliśmy, bo był to człowiek o wielkim poczuciu humoru. Umówiliśmy się też na czerwone wino…

Grażyna, odezwij się jak najszybciej!

Gdy wydarzyła się katastrofa, poseł Ożóg był akurat w drodze do Ropczyc, na spotkanie Podkarpackiej Akademii Samorządowej. - Wspólnie z Grażyną Gęsicką i Władysławem Ortylem byliśmy jej pomysłodawcami - opowiada. - Chodziło nam o przygotowanie kandydatów w wyborach samorządowych.

Szef rzeszowskiego PiS dowiedział się o tym, co się wydarzyło, kilka minut po godz. 9. - Kontaktowałem się z Warszawą, ale wiadomości o Grażynie Gęsickiej były sprzeczne. Mówiono nawet, że coś pokrzyżowało jej plany i nie zdążyła na samolot – opowiada poseł. – Zadzwoniłem do niej, ale zgłosiła się tylko poczta głosowa. Nagrałem się: "Grażyna, odezwij się jak najszybciej!”. Podobny telefon wykonałem do Aleksandry Natalli-Świat.

Wykłady w Ropczycach miały się rozpocząć o godz. 10. W zaistniałej sytuacji uczestnicy jedynie uczcili chwilą ciszy ofiary katastrofy, a zajęcia zostały odwołane.

Informacje, które już wtedy napływały szerokim strumieniem, coraz bardziej niweczyły nadzieję, że nie wszyscy zginęli…

Żelichowski odstąpił miejsce Deptule

Poseł Stanisław Ożóg jest jedną z wielu osób, które mogły w sobotę odbyć tupolewem ostatnią podróż swego życia, ale - z różnych powodów - nie znalazły się w tym samolocie.

Na pierwszej liście pasażerów był Jarosław Kaczyński. Bardzo chciał lecieć, jednak tuż przed wyjazdem ustalili z bratem, prezydentem RP, że prezes PiS zostanie w kraju, by czuwać w szpitalu przy ciężko chorej matce, Jadwidze.

– Jestem pewna, że gdyby mógł zamienić się z bratem, na pewno by to zrobił – powiedziała "Rzeczpospolitej” posłanka Jolanta Szczypińska. Prezesa PiS w ostatniej chwili zastąpił według jednych źródeł Zbigniew Wassermann, według innych - Przemysław Gosiewski. I Wassermann, i Gosiewski polecieli i zginęli.

Stanisław Żelichowski, szef Klubu Parlamentarnego PSL, odstąpił swoje miejsce w samolocie dwa razy! Najpierw Leszkowi Deptule, posłowi z Podkarpacia, któremu bardzo zależało na tym, by być w Katyniu.

Jednak okazało się, że Żelichowski i tak może lecieć, bo jest miejsce wolne. I wtedy przyszedł poseł Wiesław Woda i poprosił go o miejsce w samolocie… By polecieć do Katynia, Woda na własne ryzyko wyszedł ze szpitala.

Niech jadą inni

Wspomniana wcześniej posłanka PiS Jolanta Szczypińska również mogła lecieć z prezydentem. Jednak odstąpiła miejsce jednemu z członków Rodzin Katyńskich. Podobnie uczynił jej klubowy kolega Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. Szczypińska pojechała pociągiem.

Ołdakowski zrezygnował z wyjazdu, bo był w Katyniu trzy lata wcześniej.
Ewa Gruner-Żarnoch, prezes stowarzyszenia Katyń, odstąpiła swoje miejsce, gdy dowiedziała się, że brakuje ich dla córek i synów pomordowanych w Katyniu. Potem okazało się, że na rocznicowe obchody może lecieć z premierem i skorzystała z tej okazji.

Jana Ardanowskiego, doradcę prezydenta ds. rolnictwa, do rezygnacji z lotu namówiła jego koleżanka z kancelarii, Katarzyna Doraczyńska, która zajmowała się przygotowywaniem prezydenckich wyjazdów. Tłumaczyła, że pociągiem ma jechać do Katynia wiele starszych osób, dla których kilkunastogodzinna podróż jest zbyt męcząca. Uległ jej sugestii i oddał miejsce kombatantowi. Nawet nie wie, komu. Doraczyńska poleciała tupolewem…

Propozycję lotu do Katynia miał także poseł SLD Tadeusz Iwiński. Odmówił jednak i oddał swój bilet, bo w Katyniu był już dwa razy. Wyjazd zaproponowano Jolancie Szymanek-Deresz. Poleciała...

Z prezydentem miał także lecieć Grzegorz Schetyna, szef Klubu Parlamentarnego PO. Na prośbę premiera, poleciał trzy dni wcześniej z delegacją rządową. W sobotę zastąpił go wiceprzewodniczący klubu, Grzegorz Dolniak.

W pierwszych komunikatach na liście ofiar pojawiało się nazwisko Jacka Sasina, ministra z Kancelarii Prezydenta. Potem okazało się, że w wyniku organizacyjnego zamieszania poleciał do Katynia rządowym jakiem, który wylądował w Smoleńsku kilkadziesiąt minut przed katastrofą prezydenckiego tupolewa.

W gronie ocalonych znalazła się także Zofia Kruszyńska-Gust, sekretarka z Kancelarii Prezydenta. Jako jedyna nie stawiła się na odprawę, bo źle się poczuła.

Mam coś jeszcze do zrobienia

Stanisław Ożóg: - Gdy uświadomiłem sobie, co się stało, zatrzymałem samochód w drodze z Ropczyc, pomodliłem się za tych, którzy zginęli i pomyślałem, że z woli Bożej to jeszcze nie czas na mnie. Opatrzność Boża tak zrządziła, że mam tu jeszcze coś do zrobienia…

Źródło: Jaromir Kwiatkowski / nowiny24.pl

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto