Nasz wniosek został przyjęty. To naprawdę bardzo dobra wiadomość. Wierzę, że i wyrok będzie dla nas korzystny – twierdzi Edward Lewandowski. – Przez niechlujstwo sądu straciliśmy mnóstwo czasu, zdrowia i pieniędzy - dodaje. Skargę przygotował bardzo skrupulatnie, dołączył wszystkie potrzebne dokumenty. – To gruba teczka – zapewnia pan Edward, z wykształcenia prawnik.
Zaczęło się kilka lat temu, gdy państwo Lewandowscy kupili mieszkanie na lubelskich CzubachJak twierdzą, stan lokalu pozostawiał wiele do życzenia. – Większość prac wykończeniowych, musieliśmy zrobić sami – mówią. Tymczasem spółdzielnia mieszkaniowa zażądała od nich dopłaty za oddany do użytku lokal. Małżeństwo odmówiło, bo kwota, której domagała się spółdzielnia - prawie 10 tys. zł - była ich zdaniem wygórowana. Strony spotkały się w sądzie.
W 2004 r. w skrzynce pocztowej pan Edward znalazł zawiadomienie o nadejściu przesyłki poleconej do Krystyny i Edmunda Lewandowskich. Było to, jak się potem okazało, pismo z sądu - nakaz zapłaty.
– Na poczcie odprawili mnie z kwitkiem, bo adresatem przesyłki był Edmund Lewandowski, a ja mam na imię Edward - tłumaczy mężczyzna
- Żona była kilkaset kilometrów od Lublina, więc i ona przesyłki nie odebrała – dodaje.
W rezultacie żadne z małżonków nie mogło w terminie odpowiedzieć na pismo z sądu i przekonać sędziów do swoich racji. W tym czasie nakaz zapłaty zdążył się uprawomocnić. Cały czas próbowałem wyjaśnić sytuację. Ale sąd potrzebował aż 554 dni, żeby przyjąć do wiadomości, jak naprawdę mam na imię. Skandal! - oburza się mężczyzna.
- To, że sędziowie ze Starsburga będą debatować nad skargą pana Lewandowskiego, nie znaczy jeszcze, że staną po jego stronie. W tej sprawie zaszła po prostu pomyłka. To się zdarza - twierdzi Mariusz Tchórzewski, wiceprezes Sadu Rejonowego w Lublinie.
- Jednak imię pana Lewandowskiego zostało zmienione przez spółdzielnię. Takie dane figurowały w pozwie – dodaje.
Jego zdaniem, sąd zapoznał się tylko z pierwszą stroną pozwu, bo na kolejnych był już sobą – czyli Edwardem. - Wygląda na to, że pracownicy sądu zlekceważyli moją sprawę. Przeczytali dokument „po łebkach”, zamiast dokładnie go przeanalizować. Przecież to ich obowiązek - mówi. Zanim Lewandowski odzyskał swoje prawdziwe imię, wysłał do sądu aż 16 pism. – Dopiero po kilkunastu miesiącach przyznano mi rację - i w kwestii imienia, i w kwestii dopłaty dla spółdzielni – wyjaśnia. - Skoro Europejski Trybunał Praw Człowieka nie odrzucił mojej skargi, to znaczy, że walczę w słusznej sprawie.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?