- Stan zdrowia poszkodowanego pracownika Stock Polska pozostawia wiele do życzenia. Dlatego nie przejdziemy nad tym obojętnie – zapowiada prokurator Dorota Kawa, zastępca prokuratora rejonowego w Lublinie. - Mężczyzna z pewnością przeszedł szkolenia BHP i zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien wchodzić na niebezpieczny teren. Jednak pracodawca nie zadbał o odpowiednie zabezpieczenie strefy pracy maszyny. To umożliwiło pracownikowi dostanie się w tę strefę – wyjaśnia.
Przypomnijmy. Na początku lipca, w wytwórni wódek Stock Polska przy Krochmalnej (były Polmos) maszyna do pakowania butelek wciągnęła 25-letniego pracownika, miażdżąc mu szczękę i kręgi szyjne.
Trafił do szpitala, przeszedł kilka operacji. - Gracjan jest już domu. Jednak wciąż nie odzyskał przytomności – mówi Teresa Kaczyńska, matka poszkodowanego mężczyzny. - Karmimy go poprzez sondę, oddycha za niego respirator. Ale słyszy, kiedy do niego mówię, reaguje na dotyk. Nie chcieliśmy, by synem zajmowały się obce osoby w ośrodku pomocy społecznej. Dlatego opiekujemy się nim w domu.
Jak mówi kobieta, miesięczny koszt utrzymania Gracjana to blisko 3 tysiące złotych. - Najdroższe są leki. Ale staramy się o tym nie myśleć – dodaje.
Stock Polska częściowo sfinansował koszty operacji.
– Jesteśmy w stałym kontakcie z rodziną pracownika. Pomagamy im w miarę potrzeb i możliwości firmy – zapewnia Ewelina Szymeczko z biura prasowego Stock Polska.
Marcin Dębiński, pełnomocnik rodziny, ma jednak w tej sprawie inne zdanie. Jak mówi, rodzina prowadzi w tej chwili negocjacje ze spółką w sprawie odszkodowania dla Gracjana: - Jeżeli nie dojdzie do ugody skierujemy sprawę na drogę sądową – wyjaśnia Dębiński.
Zaraz po wypadku, Inspekcja Pracy rozpoczęła kontrolę w Stock Polska.
- Wykazała, że fotokomórki, chroniące przed wejściem w strefę pracy maszyny działały skutecznie. Sprawny był też zamek magnetyczny, blokujący drzwi wejściowe do maszyny – informuje Włodzimierz Biaduń z PIP w Lublinie. Ale jednocześnie dodaje, że ogrodzenie strefy pracy maszyny nie było domknięte: - Pomiędzy ścianą hali a równoległym do niej skrzydłem ogrodzenia był 30-centymetrowy prześwit, który prawdopodobnie umożliwił operatorowi wejście do strefy pracy maszyny, kiedy ta pracowała, bez uruchomienia zabezpieczeń, które mogłyby wyłączyć urządzenie.
Inspektorzy PIP przyznają, że dzień wypadku, ogrodzenie było już w pełni zamknięte.
– Tego typu niebezpieczne urządzenia muszą być zabezpieczone tak, by pracownik nie mógł dostać się w ich strefę – podkreśla Dorota Kawa. – Sprawa pozostaje otwarta, dlatego na razie nie mogę ujawnić szczegółów postępowania prokuratury.
Zapytaliśmy Stock Polska o wyniki kontroli w firmie. W przesłanym do redakcji oświadczeniu, Diana Kopycka, rzeczniczka spółki poinformowała nas, że postępowanie prokuratorskie w sprawie wypadku jest w toku, dlatego dla dobra prowadzonego postępowania przygotowawczego firma nie będzie udzielać jakichkolwiek informacji na ten temat.
Do sprawy wrócimy.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?