Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Życie jest za krótkie by śpiewać o pierdołach. Marek Andrzejewski i jego dwie dychy

malgorzata_wielgosz
malgorzata_wielgosz
Archiwum artysty
Szaleństwo, romantyzm i energia na scenie to czeka widzów na koncercie „Marek Andrzejewski i jego dwie dychy. Grupa Niesfornych – reaktywacja”. Wydarzenie odbędzie się 10 maja o godz. 19 w sali widowiskowej Chatki Żaka.
Materiał Dziennikarza Obywatelskiego

- To wydarzenie niepowtarzalne, gdyż zapewne się nie powtórzy – zapewnia Marek Andrzejewski. - Szkoda by było je przeoczyć. Reaktywujemy się z sentymentu, z tęsknoty za konkretnymi piosenkami. Możemy je zagrać tak samo, jak kiedyś, a nawet lepiej, mając więcej doświadczenia i obycia na scenie. Mamy też nadzieję, że coś z naszej dawnej niesforności, szaleństwa się zachowało, przetrwało i chcemy to przekazać publiczności. Przez wiele lat realizowaliśmy się w różnych grupach muzycznych i bardzo tęskniliśmy za szaleństwem Grupy Niesfornych. Brakowało nam tamtego wyrażania siebie, realizowania się w grupie. Ta reaktywacja jest zarówno dla publiczności, jak i dla nas, chcemy zagrać, przywołać, pokazać to, jak graliśmy 17 lat temu.

Dla Marka Andrzejewskiego jest to dwudziestolecie pracy twórczej, bo tyle minęło od czasu, gdy zaczął występować z gitarą. Grupa Niesfornych jest trochę młodsza. Powstała w 1995 roku. Świetnie pamięta ją Grażyna Lutosławska, dziennikarka z Radia Lublin. Już najwcześniejsze koncerty Marka Andrzejewskiego z Grupą Niesfornych kojarzą się jej z energią, „ładowaniem akumulatorów”. Czuła się obdarowana przez nich tą energią. Skąd wzięła się nazwa Grupa Niesfornych?

- Jeśli chodzi o ekspresję, chęci, zapał do muzyki wtedy byliśmy nadpobudliwi – stwierdza Marek Andrzejewski. - Chcieliśmy dać publiczności nawet więcej niż mogliśmy. Nasz przyjaciel, lekarz Piotr du Château określił nas jako „enfant terrible”, czyli „nieznośne, niesforne dzieciaki”. Owa niesforność dotyczyła nie tyle sposobu grania, co charakterów, zachowań przyjaciół trudnych do okiełznania. Nieznośny bachor to ktoś łamiący zasady, wymykający się schematom, zachowujący się w sposób niezgodny z konwenansami i my właśnie tacy byliśmy. Saksofonista Christian Broniarz, grając w Grupie Niesfornych, zakładał jednocześnie z Kubą Badachem grupę Poluzjanci. Ich nazwa też nie jest całkiem grzeczna, a muzyka rozbrykana, podobnie jak nasza.

Skład Grupy Niesfornych był rewolucyjny, nietypowy jak na te czasy.

- Graliśmy bigbeatowo, funkująco i jazzująco – podkreśla Andrzejewski. - Charakterystyczne dla naszych piosenek były melodyjne, wielogłosowe refreny, riffy instrumentów dętych i naprzemienne improwizacje trąbki i saksofonu. Pojawiły się też utwory zagrane z temperamentem południowym. Nikt tak nie grał, zwłaszcza w środowisku twórców piosenki poetyckiej, bardowskiej. W 1996 roku nagraliśmy razem płytę „Trolejbusowy batyskaf”. Do dwóch piosenek z tej płyty zostały zrealizowane teledyski. Spotkały się one z rewelacyjnym przyjęciem, na przykład w „Muzycznej Jedynce”.

Na koncercie gościnnie w chórkach zaśpiewa Jagoda Naja - wokalistka niepowtarzalna, obdarzona fenomenalnym głosem, talentem wokalnym i aktorskim.

- W 1994 roku ja i Jagoda zdobyliśmy ex aequo dwa pierwsze miejsca na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie – wspomina Andrzejewski. - To był nasz wspólny, lubelski sukces. Nikt wcześniej ze sławnych, wielkich nazwisk nie zdobył pierwszej nagrody w Krakowie. Później zespół wyhamował swoją działalność i przestał faktycznie istnieć w momencie powstania Lubelskiej Federacji Bardów. Nie miałem już głowy, by ojcować wymagającemu nieustannej opieki, „niesfornemu” projektowi. Z Lubelską Federacją Bardów odbyliśmy fantastyczne wyjazdy po świecie. Zdarzało się, że na naszych koncertach za granicą ludzie płakali ze wzruszenia. W Federacji nie jest tak istotny anturaż muzyczny mający wpływ na aranżację, treść piosenek. My śpiewamy wyłącznie po polsku. Komentujemy rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, śpiewamy o naszym kraju. Staramy się, by słowa w naszych piosenkach były ważne, niebanalne, nasycone treścią. Życie jest za krótkie by śpiewać o pierdołach.

Dlaczego warto przyjść na koncert?

- Nie tyle kieruje nami tęsknota, co chęć pokazania tego, co wtedy było fantastyczne i wartościowe – tłumaczy Andrzejewski. - Zgramy piosenki, które od wielu lat nie były śpiewane: „Dramat urzędniczy”, „Dwoje nas razem, dwa żywioły”, „Telewizja”, „Obierki”, a także te, które są stale obecne na moich koncertach: „Jak listy”, „Trolejbusowy batyskaf’, „Podręczny słowniczek”, „Tylko misie”, „Raz na walcu”. Wystąpi cały nasz dawny skład, a członkowie grupy zjadą się z różnych stron kraju.

Bilety w cenie 20-30 zł (ulgowy-normalny) dostępne od 8 do 10 maja w kasie Chatki Żaka w godz. od godz. 15 do 19.

Autor tekstu: Małgorzata Wielgosz

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto