Wyjątkowy gość w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Lublinie

Redakcja
W minioną niedzielę w schronisku dla zwierząt przy ul. Metalurgicznej 5 odbył się kolejny już "Dzień otwarty". Główną jego ideą była adopcja kotów i psów.
Materiał Dziennikarza Obywatelskiego

Akcja została połączona z niedawnym Światowym Dniem Kota, który obchodzimy 17 lutego. Niezbyt jeszcze powszechne na świecie święto ma za zadanie podkreślenie znaczenia kotów w naszym życiu poprzez niesienie pomocy zwierzętom zarówno wolno żyjącym, jak i bezdomnym, które utraciły dom.

Pracownicy schroniska zorganizowali szereg imprez towarzyszących, głównie dla najmłodszych. Był teatrzyk kukiełkowy, były prelekcje, „Jasiek – dobranocka dla najmłodszych” wraz z autorką programu Ewą Dados z Radia Lublin, Kawalerem Orderu Uśmiechu.

Były również gwasze na papierze rosyjskiej artystki Katii Sokołowej-Zyzak, która wystawę tę potraktowała charytatywnie, przekazując na rzecz schroniska wszystkie przywiezione do Lublina prace. Zostaną one już niedługo wystawione na specjalnej aukcji, z której dochód zasili potrzeby czworonożnych pensjonariuszy placówki.

- Katia – to mój pseudonim artystyczny, który brzmi bardziej miękko niż moje oficjalne imię rosyjskie – Jekatierina – informuje artystka Katia Sokołowa-Zyzak. Drugi człon mego nazwiska to ukłon w stronę męża – Polaka, z którym poznaliśmy się w czasie studiów w Moskwie. Ponieważ od 26 lat mieszkamy w Warszawie, chciałam, abym właśnie dzięki temu kojarzona była z polską kulturą. Moje imię w pewnym sensie związane jest z kotem, gdyż w dzieciństwie w domu nazywano mnie kotkiem. I może, dlatego lubię koty, które mnie pasjonują swą gibkością, plastyką ruchu, samodzielnością charakteru.

Katia Sokołowa-Zyzak urodziła się w Moskwie w rodzinie artystów plastyków. Jej dziadek Mikołaj Sokołow był członkiem Akademii Sztuk Pięknych, natomiast ojciec Michał Sokołow – znanym malarzem pejzażystą. Artystka jest prawnuczką światowej sławy fizjologa i laureata Nagrody Nobla - Iwana Pawłowa, po którym ma jednak niewiele rodzinnych pamiątek, przede wszystkim fotografie i stary kapelusz. Właśnie po tym wielkim przodku artystka przejęła głębokie zainteresowanie zwierzętami i szacunek dla nich.

Malarka ukończyła Moskiewską Średnią Szkołę Artystyczną przy Akademii Sztuk Pięknych, a następnie Moskiewski Instytut Sztuki Stosowanej na Wydziale Ceramiki. W swej pracy twórczej zajmuje się akwarelą i ceramiką. Bliska jej jest również grafika książkowa oraz malarstwo portretowe i pejzażowe.

Interesuje się tematyką bajkową i folklorystyczną. Zbierając materiały do swych prac, często udaje się na wyprawy krajoznawcze na polską i rosyjską wieś, do niewielkich prowincjonalnych miasteczek.

- Jednym z moich ulubionych źródeł natchnienia są koty, choć zupełnie przypadkowo wtargnęły one do mojej twórczości – twierdzi Katia Sokołowa-Zyzak. Temat kota nieustannie przewijał się w tak bliskiej mojemu sercu rosyjskiej sztuce. Jest on dla mnie symbolem miłości, dumy i ciepła. Chodzi swoimi ścieżkami, jak każdy artysta… A moje prace z kotem na pierwszym planie lub w tle powstają przeważnie w plenerze, czasem specjalnie dla schroniska. Podobnie i tym razem, wszystkie przywiezione przeze mnie gwasze na papierze przekazuję pani Bożenie Kiedrowskiej, dyrektor lubelskiego schroniska, która najlepiej będzie wiedziała, w jaki sposób spożytkować fundusze, uzyskane z ich aukcji.

- Te pięć moich kotów: „Kot Ewy”, „Kot Darek”, „Kot w kwiatach”, „Kot wioskowy” i „Kot z Barlinka”, które przeznaczyłam dla Lublina, to zupełnie świeże prace, tegoroczne – uzupełnia artystka. A wasze miasto kojarzy mi się z miłością, gdyż w moim języku „lublu” znaczy „kocham”. Lublin więc - to miasto miłości, które nie sposób nie polubić i nie pokochać. Trzeba też kochać wszystkich lublinian. Warszawę, gdzie mieszkam na stałe, polubiłam dopiero po 12 latach. Lublin – pokochałam od pierwszego wejrzenia, szczególnie jego przepiękną Starówkę.

- Posiadam polskie korzenie – mówi Katia Sokołowa-Zyzak. Moja praprababka ze strony matki – to hrabina Serafina Karczewska, która wychowywała się na Krymie. Jej ojciec, a mój prapradziadek, jako małe dziecko, zaginął właśnie tam swym rodzicom, których już nigdy nie odnalazł. Pamiętał swe nazwisko i pochodzenie, ale przeszedł na prawosławie. Ukończył medycynę i został nawet naczelnym lekarzem rosyjskiego admirała Pawła Nachimowa. Praprababka kochała literaturę, bywała w salonach literackich, osobiście znała samego Fiodora Dostojewskiego i Iwana Turgieniewa. Jestem naprawdę bardzo dumna z mojego pochodzenia, z moich polskich korzeni.

- Niezbyt wiele wiem jednak o przeszłości swej rodziny. Urodziłam się w czasach, gdy przyznawanie się do polskości w realiach radzieckich nie było mile widziane, a nawet mogło źle się skończyć. Dlatego rodzice uważali, iż bezpieczniej będzie o tym nie mówić. Moja mama ma dziś 89 lat i mieszka w Moskwie. Ja zaś zachowałam obywatelstwo rosyjskie, aby bez przeszkód móc ją odwiedzać. Bywam też w Sankt Petersburgu, gdzie odwiedzam mogiłę mojego pradziadka Iwana Pawłowa, po którym, z całą pewnością, odziedziczyłam miłość do zwierząt, uwielbienie dla kotów.

Z Gwiazdami - Marek Kaliszuk - zapowiedź

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto
Dodaj ogłoszenie