Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wydarzenie nad Jordanem. Dzień w którym woda zyskuje szczególną moc

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Ubiegłoroczne Święto Jordanu w Sławatyczach
Ubiegłoroczne Święto Jordanu w Sławatyczach Bogdan Nowak
Święto Chrztu Pańskiego obchodzone jest przez chrześcijan w kościołach obrządku prawosławnego i greckokatolickiego bardzo uroczyście. Związane jest z nim wiele wierzeń i zwyczajów. Na Zamojszczyźnie mówiono o nim „wodochreszcze”, „wodochrzta”, a czasami po prostu „Jordan”. Bo święto odbywa się co roku na pamiątkę chrztu Jezusa Chrystusa w Jordanie.

- Przez dziesiątki lat w Lublinie Święto Chrztu Pańskiego obchodzimy 6 stycznia, ale jeszcze kiedyś, dawniej było ono traktowane jako jedno święto z Bożym Narodzeniem – tłumaczy lektor Andrzej Boublej, rzecznik prasowy prawosławnej diecezji lubelsko-chełmskiej. - Kilka lat temu część wyznawców prawosławia przyjęła jednak, iż to święto będzie obchodzone 19 stycznia. O tym jaki termin został wybrany w poszczególnych parafiach zdecydowali wierni. Stąd takie różnice. Dla wszystkich to święto jest jednak niezwykle ważne.

Druga odsłona Bożego Narodzenia

Część parafii prawosławnych obchodzi Święto Chrztu Pańskiego według kalendarza juliańskiego, czyli 19 stycznia. Dotyczy to m.in. parafii w Hrubieszowie, Sławatyczach, Tomaszowie Lub., Chełmie czy Włodawie. W innych wygląda to inaczej. Świętują one w tzw. nowym stylu, czyli 6 stycznia. Tak jest w Zamościu, Biłgoraju czy m.in. Lublinie. W kościele greckokatolickim obowiązuje jednak tylko jedna data.

- U nas to święto obchodzone jest zawsze 19 stycznia – podkreśla ks. Stefan Batruch, proboszcz parafii greckokatolickiej pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Lublinie. - Jest ono traktowane jako część, czy raczej druga odsłona Bożego Narodzenia.

Dlaczego to święto jest takie ważne? Zgodnie z nauką kościoła prawosławnego chrzest Jezusa Chrystusa w Jordanie dał początek całemu chrześcijaństwu i stanowi fundament najważniejszych tajemnic wiary. To wydarzenie jest tematem wielu pięknych ikon, które możemy oglądać m.in. w cerkiewnych ikonostasach. Pięknie opisuje je ks. Michał Janocha w książce pt. „Ikony w Polsce”.

„Wydarzenie nad Jordanem było pierwszym publicznym objawieniem Jezusa, jako Syna Bożego, a jednocześnie pierwszym objawieniem Trójcy Świętej” czytamy w tej bogato ilustrowanej publikacji. „Temat ikony łączy się ściśle z liturgią święta Chrztu Chrystusa, zwanego w tradycji wschodniej Epifanią bądź Teofanią (…). Według św. Jana Chryzostoma w chrzcie: zanurzenie i wynurzenie się, są obrazem zstąpienia do piekieł i zmartwychwstania”.

Święto Chrztu Pańskiego nazywane jest także Świętem Jordanu. W jego wigilię obowiązuje wiernych ścisły post. Zagłębiają się oni wówczas także w modlitwach, a podczas postnej wieczerzy dzielą się prosforą, czyli po prostu przaśnym pieczywem (przygotowanym bez użycia drożdży i zakwasu).

- Nie jest to jednak tradycja całego prawosławia – zauważa Andrzej Boublej. - Została ona rozpowszechniona na terenach dawnej Rzeczpospolitej. Po prostu były kiedyś rodziny mieszane gdzie małżonkowie należeli do różnych wyznać. A wiadomo, katolicy dzielą się opłatkami. Ta tradycja przeniknęło także do nas.

W blasku starych ikon

W Święto Chrztu Pańskiego w cerkwiach odbywa się wielkie, uroczyste nabożeństwo. Warto się na nie wybrać, nawet gdy się nie jest wyznawcą prawosławia. W ubiegłym roku uczestniczyłem w celebracji Święta Chrztu Pańskiego w sławatyckiej cerkwi prawosławnej pod wezwaniem Opieki Matki Bożej. To było niezwykłe, wręcz mistyczne przeżycie.

W blasku starych ikon, złoconych nimbów, żyrandoli i poważnych spojrzeń wielu namalowanych w różnych miejscach biblijnych postaci odbywała się tam piękna, długa liturgia. Miejscowy ksiądz prawosławny ze śpiewam wyłaniał się lub ukrywał za ikonostasem, co jakiś czas błogosławiąc wiernych znakiem krzyża. Prawie dwie godziny przysłuchiwałem się i przypatrywałem owej bogatej liturgii.

Potem uczestnicy nabożeństwa ruszyli z procesją nad Bug (w najbliższą środę, jak się dowiedzieliśmy, ona się jednak nie odbędzie). Tam oglądaliśmy poświęcenie wody w rzece. To także było malownicze. Na pamiątkę Chrztu Pańskiego duchowny trzy razy zanurzał złocisty, metalowy krzyż w wyciętym na Bugu przeręblu, który również miał kształt krzyża. Wypuścił w powietrze trzy białe gołębie, które symbolizowały Trójcę Świętą. Wierni zostali także obficie pokropieni święconą wodą, a ja razem z nimi. Wszystkie ceremonie przeprowadzono z wielką powagą, zaangażowaniem parafian i gości oraz przy wtórze śpiewów. W tle było słychać szumiącą na rzece krę.

Potem zgromadzeni ludzie pili zaczerpniętą z Bugu lodowatą wodę. Nalewali ją także do szklanych i plastikowych naczyń, wierząc, że ma ona niezwykłą, uzdrawiającą moc. W niektórych parafiach prawosławnych wierni, podczas tego święta, wchodzą także do poświęconej właśnie wody w rzekach lub stawach, co ma im podobno zapewnić powodzenie i zdrowe. W Sławatyczach podczas ubiegłorocznego Święta Jordanu mróz był jednak niezwykle siarczysty. Temperatura spadła do minus 20 st. C. Wierni zabrali zatem ze sobą wodę w naczyniach, ale nikt nawet chyba nie pomyślał o kąpieli.

Po poświęceniu wody, procesja ze śpiewem wróciła do oddalonej o kilkaset metrów cerkwi. Tam całowano lśniące ikony, a najbardziej wychłodzeni wierni grzali się przy piecu.

- U grekokatolików także odbywały się i nadal odbywają podobne procesje – opowiada ks. Stefan Batruch. - Niestety bywa to utrudnione. Dlaczego? Nasza cerkiew w Lublinie mieści się np. niedaleko rzeki Czechówki. Ona jednak ostatnio nie zawsze w styczniu zamarza. Poza tym jest zanieczyszczona. To stanowi pewien dysonans. Gdyby odbyło się tam poświęcenie wody, ktoś mógłby uznać, że my się na takie zanieczyszczenie zgadzamy. Tak nie jest. Woda jest ważnym symbolem w naszej religii, ale także jest nam niezbędna do życia. Powinna być szanowana, czysta.

Woda Jordańska

Wiara w ogromną, niezbadaną moc święconej wody twa w prawosławiu od wieków. Można o tym przeczytać w wielu źródłach. „W sam dzień Epifanii, po nabożeństwie, odbywa się uroczysta processya (pisownia oryginalna) do stawu, rzeki lub studni, dla poświęcenia wody, zwykle nad przeręblem” – pisał w 1890 r. Oskar Kolberg, etnograf, folklorysta oraz autor wielu bezcennych publikacji w tomie swoich dzieł pt. „Chełmskie”. „Przekonanie, że kto pierwszy lub wcześniej, po poświęceniu zaczerpnie wody, odtąd Jordańską zwanej, ten będzie od innych szczęśliwszy – sprowadza nagle na to miejsce tłumy pobożnych: powstaje stąd tłok i nieporządek, kończąc się rozbiciem niejednego dzbanka”.

Kolberg zapewne sam obserwował taki obrzęd, bo dalej pisał o śmiechu tych, którym wodę udało się zdobyć pierwszeństwo oraz płaczu „poszkodowanych”. Zanotował także inne szczegóły.

„Do obrzędu poświęcenia wody, używają się świece zapalone, które się w wodzie gaszą” – notował. „Za rozpuszczonym z nich woskiem, w wodzie zastygłym, chciwie wszyscy śledzą oczyma i kto go z wodą zaczerpnie, ten może być pewny wielkiej w gospodarstwie, a osobliwie w pasiece, obfitości”.

Na Zamojszczyźnie wierni po poświęceniu krzyża w wodzie, także rzucali się podobno w kierunku duchownego. Spijali wówczas krople z krucyfiksu. Wierzyli, iż w ten sposób zapewnią sobie bożą łaskę i zdrowie. Poświęconą wodę przechowywano w domach przez wiele miesięcy. Skrapiano nią izby w których leżeli umarli („a to dla odegnania z niej złego, jakieby niechybnie po duszę przyszło”), obory oraz całe gospodarstwa.

Wierzono również, iż zapewnia ona skuteczną ochronę przeciwko czarom. Dlatego kropiono nią głównie bydło, które uważano za szczególnie podatne na uroki i „złe oczy”, ale także nasiona, które miały być wysiewane wiosną oraz miejsce w którym przechowywano snopy zboża.

Były też inne zwyczaje. O tym jak Święto Chrztu Pańskiego prawosławni obchodzili kiedyś w Tyszowcach pisze Robert Horbaczewski, dziennikarz, historyk i regionalista w książce pt. „W cieniu kopuł”. Jak zanotował w tej publikacji, wierni wędrowali wówczas nad Huczwę, czyli symbolicznego Jordanu. Tam stawiali ołtarz wycięty z przerębli w kształcie krzyża. Miał on najczęściej kolor czerwony, bo wyznawcy prawosławia barwili go wywarem z buraków ćwikłowych.

Pod katolickimi krzyżami

- Nasza sąsiadka, Ukrainka Hrycajowa, na Jordana chodziła zawsze z dzbankiem. Po powrocie wylewała z niego część wody do studni, resztę zanosiła do domu – opowiadała Robertowi Horbaczewskiemu Marcela Jaremczuk z Zamłynia (gm. Tyszowce).

- Wodochreszcze odbywało się mniej więcej tu, gdzie teraz jest targowica, na zakręcie Huczwy – dodała Maria Jakubiak z Tyszowiec. - Niegdyś były tam dwie odnogi rzeki. Ta druga otaczała Tyszowce od strony Zamłynia i łączyła się z głównym nurtem na Jurydyce. Chodziłam oglądać wodochreszcze z ciekawości.

Według spisu z 1921 r. Tyszowce liczyły wówczas 4420 mieszkańców. 1592 z nich stanowili Polacy, 337 deklarowało narodowość ukraińską, a 2451 było Żydami. Wspomnienia zebrane przez Roberta Horbaczewskiego (jest on autorem kilku książek) dotyczą głównie tego czasu oraz całej pierwszej połowy XX wieku.

- Ostatnie Święto Jordanu odbyło się w Tyszowcach w 1944 r. Rok później ludność prawosławna została wysiedlona na Ukrainę – opowiada Robert Horbaczewski. - Znikły także prawosławne świątynie. Na początku XX wieku rozebrana została drewniana cerkiew greckokatolicka w Tyszowcach (stała w okolicach wschodniej części miejscowego rynku), a w 1938 r., w ramach rządowej akcji burzenia cerkwi – trzy następne: na Zamłyniu, Klątwach i Dębinie. Cerkiew prawosławna stała natomiast przy ul. Kościelnej.

Ta świątynia została zniszczona w latach 50. ub. wieku. Wyznawców prawosławia udało się wówczas usunąć na margines społeczności. - W PRL-u osoby przyznające się do prawosławia można było policzyć w Tyszowcach na palcach jednej ręki, a te które umierały chowano pod katolickimi krzyżami – opowiada Robert Horbaczewski. - Podobnie stało się zresztą w wielu miejscowościach nie tylko na Zamojszczyźnie.

W 2008 r. reaktywowano prawosławny, żeński Monaster Opieki Matki Bożej w Turkowicach (powstał w 1908 r., ale działał tylko do 1915 r.). Coś się wówczas zmieniło.

- Część mieszkańców Zamojszczyzny, także z Tyszowiec jeździ tam obecnie na nabożeństwa – opowiada Robert Horbaczewski. - To jednak tylko ułamek, cień dawnego, wielokulturowego kolorytu owych ziem. Dawniej nie znaleźlibyśmy przecież na tym terenie rodziny katolickiej, w której nie byłoby osoby prawosławnej. Dlatego razem obchodzono ważne święta. Jeśli istniały jakieś spory, to raczej o miedzę, ale na pewno nie na tle religijnym. A takie wydarzenia jak Święto Jordanu były ważne dla wszystkich chrześcijan. Katolicy przyglądali mu się niegdyś z ogromnym zainteresowaniem i zwykle z dużą życzliwością.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zamosc.naszemiasto.pl Nasze Miasto