Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ul. Wyżynna: Z placu figa z makiem

Redakcja
Maluchy z Wyżynnej 12 od lat nie mają swojego placu zabaw. Chcieli ufundować go sami rodzice, ale pomysł nie spodobał się urzędnikom. Efekt? Placu nie będzie, a dzieciom zostaje bawić się na ziemi.

Plac miał być skromny - piaskownica ogrodzona płotkiem. Za własne pieniądze zbudować chcieli go Magdalena i Konrad Machnio, mieszkańcy bloku przy Wyżynnej i rodzice 15-miesięcznego Marcinka.

Plac miał stanąć na trawniku niedaleko bloku, dzielonego przez mieszkańców zawiązanej trzy lata temu Wspólnoty Mieszkaniowej oraz lokatorów mieszkań administrowanych przez Związek Nieruchomości Komunalnych.

- Pomysł budowy placu pojawił się około dwóch lat temu, bo zauważyliśmy, że w naszym bloku mieszka kilkoro dzieci, które nie mają się gdzie bawić – tłumaczy Magda Machnio. – Świeżo zawiązana wspólnota nie miała na to wystarczających środków, więc zadecydowaliśmy, że sami pokryjemy koszty. Po prostu chcieliśmy zrobić coś dobrego dla maluchów.

- Wymyśliliśmy, że ogrodzimy kawałek trawnika, zrobimy tam piaskownicę i postawimy dwie, trzy ławeczki, by opiekunowie dzieci mieli gdzie usiąść – dodaje Konrad Machnio. – To koszt ok. 6 tys. zł. W przyszłości moglibyśmy postawić tam ewentualnie także drewniany domek.

Państwo Machnio znaleźli firmę, która stawia atestowane i bezpieczne place zabaw, a także przekonali do pomysłu większość mieszkańców wspólnoty, którzy podpisali się na liście z poparciem dla placu

- Wydawałoby się, że jesteśmy na dobrej drodze, ale nic bardziej mylnego – mówi pan Konrad. – W marcu na zebraniu wspólnoty mieszkańcy mieli podjąć uchwałę, w której zgodziliby się na stworzenie placu zabaw. W czasie dyskusji pojawiły się wątpliwości, kto będzie odpowiedzialny, jeśli komuś stanie się na placu krzywda. Padły także pytania, o to kto zajmie się konserwacją placyku.

- Wyjaśniliśmy, że dzieci mogłyby się tam bawić tylko pod opieką dorosłych, a konserwacja nie kosztowałaby wspólnoty wiele – tłumaczy pani Magda. – Mówimy przecież tylko o piaskownicy, a nie o skomplikowanej maszynie.

Większość obecnych na zebraniu była za budową, ale uchwała nie przeszła, bo od głosu wstrzymał się przedstawiciel ZNK, który reprezentuje mieszkańców swoich lokali Efekt? O placyku maluchy mogą tylko pomarzyć.

- Jesteśmy załamani! – irytują się rodzice Marcinka. - Uchwała nie przeszła i opadają nam już ręce. Gdzie to państwo prorodzinne? Jak można traktować tak nasze maluszki? Dalej mamy do wyboru albo chodzić na plac oddalony o 800 metrów, albo pozwolić, by nasze dzieci bawiły się na ziemii.

- Z reguły przychylamy się do zdania większości, ale nie byliśmy w ogóle zapoznani z tematem – broni decyzji swojego współpracownika Elżbieta Pałka z ZNK. – W porządku obrad nie było takiego punktu, nie otrzymaliśmy tez projektu uchwały. Musimy zrobić sondaż wśród swoich mieszkańców. Pomysłodawcy muszą też rozwiązać problem odpowiedzialności za przebywających na placu i konserwacji urządzeń zabawowych.

Urzędnicy dodają, że nie są przeciwni placowi, ale bez odpowiednich formalności i porady radcy prawnego, pomysł nie ma szans na realizację.

Wkrótce wrócimy do sprawy.

Marta Ćwik

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto