Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemniczy, zamknięty świat polskich Romów. Czy "dziś prawdziwych Cyganów już nie ma"?

Anna Chlebus
Anna Chlebus
Na całym świecie jest ich 8–15 milionów. Dużo i niedużo jednocześnie, jak na naród, który nie ma własnej ojczyzny - bo narodem są bez wątpienia. Jedni z ostatnich na ziemi prawdziwych koczowników, rozsiani pomiędzy krajami, zawsze jakby "obok", nigdy do końca "w" i "z". Przez wieki obrośli stereotypami, tworzą hermetycznie zamknięte społeczności, a przed "gadziami" trzymają gardę wysoko. Kim są współcześni Romowie i czy integracja ma w Polsce rację bytu?

Kiedyś w Lublinie było ich wielu, dziś gdzieś zniknęli. Od zawsze wpisani w tkankę nie tylko naszego miasta, ale i całej Polski, przez wieki doprawiali naszą społeczność swoją obecnością.

- Z egzotyką spotkać się było za PRL-u trudno – opowiada Jacek Milewski, pisarz, dziennikarz, współzałożyciel i dyrektor jedynej w Polsce szkoły romskiej. - Do głowy mi w życiu nie przyszło, że to spotkanie będzie dotyczyło ludzi, którzy żyją praktycznie tuż obok mnie. Wtedy cygańskimi dziećmi nikt się nie zajmował, a było ich w Polsce mnóstwo. Unikali skutecznie obowiązku szkolnego, ale nikt się nie zastanowił, jak temu zaradzić, bardziej jak za to ukarać.

Czym się różni Cygan od Roma?

To pytanie prawdopodobnie zadaje sobie wiele osób, które nie chcą przypadkiem kogoś urazić. Rzeczywiście, określenie „Cyganie” przez część Romów jest uznawane za pejoratywne, bo stało się językowym odbiciem stereotypów i uprzedzeń (w polskim mamy takie określenia jak chociażby „wycyganić”, które bez wątpienia nie oznaczają nic dobrego). W związku z tym na I Światowym Kongresie Romów już w latach 70. jednogłośnie przegłosowano odrzucenie wszystkich tego typu etykiet.

- Ja się z nimi spotkałem wtedy lata temu jako dziećmi cygańskimi, nie romskimi – tłumaczył tę kontrowersję Milewski. - Wtedy rzeczą naturalną było mówić "Cyganie", dla mnie ono nie ma wydźwięku pejoratywnego, a jestem w tym świecie bardzo głęboko.

[Słowa "Romowie" i Cyganie" są w tym tekście używane zamiennie wyłącznie dlatego, że taka konwencja została przyjęta przez rozmówcę, przyp. aut]

Romskie wesele - tańce
Fotoreportaż z romskiego wesela w Rudzie Śląskiej Arkadiusz Gola / Dziennik Zachodni

Trudne początki

- Jak się szybko okazało, nasze różnice nie kończyły się tylko na wyglądzie. Te dzieci miały zupełnie inne obyczaje i niespecjalnie chciały się nimi dzielić z gadzio [nie-Cyganem, przyp. aut]. Jak miałem je poznać? Największy problem miałem z językiem - one rozmawiały między sobą po romsku i widać było, że niespecjalną mają ochotę na to, żebym ich rozumiał. Nie chciałem im tego zabraniać, a one nauczyć mnie nie chciały. Kiedy prosiłem o tłumaczenie zawsze robili to ironicznie, ze śmiechem. Od razu było widać, że zmyślają i naprawdę powiedziały coś innego. Wszystko się zmieniło dopiero, kiedy znalazłem w literaturze podstawowy słowniczek i wykułem go na pamięć. Zacząłem się w ich rozmowy uważnie wsłuchiwać... i zacząłem łapać. Kiedy się zorientowały, że je rozumiem, w końcu potraktowały tę współpracę ze mną jako fakt dokonany, przestały się przede mną „chować” za romskim.

Nie bez powodu jedno z cygańskich przysłów brzmi „_tut hin tiro ćaćipen, man hino miro, ale hin amen ćhib, kaj pes te dovakeras_” co oznacza „ja mam swoją prawdę, ty swoją, ale mamy język, by się porozumiewać”*.

- Okazało się, że ja dla tych dzieci byłem również ciekawy, bo nie mieli za bardzo okazji przebywać z gadzio i to na dodatek życzliwym im. Dużo wtedy rozmawialiśmy, a pytania, które padały dotyczyły rzeczy dla mnie oczywistych, a dla nich zupełnie nowych. Potem przyszedł czas na odwrócenie ról - to oni śmiali się ze mnie, że pytam o takie banały i wychodziłem w ich oczach na głupka. To wzajemne zdziwienie, ta ciekawość trwa do dzisiaj, ciągle pojawia się coś nowego.

Tańcząca romska kobieta
Głos Wielkopolski

Krok po kroku, lekcja po lekcji nauczycielowi udało się doprowadzić do spotkania z ich rodzicami.

- Krzywo na mnie patrzyli, kiedy włóczyłem się między nimi, choć nikt mnie nie wyrzucał. Jednak szybko okazało się, że mogę być przydatny – dorośli też mieli jedynie po kilka klas podstawówki. Im więcej spraw pomogłem im załatwić tym więcej życzliwości mi okazywali. Ostateczny test na akceptację zdałem kiedy dotarłem do ich starszyzny, oni byli najbardziej nieufni. Ja jednak umiałem słuchać – a oni chcieli opowiadać. Skrzętnie notowałem ich wojenne historie, byłem jedyną osobą w ich świecie nimi zainteresowaną. Dzieci, wnuki – ich to nie obchodziło. Byłem w szoku, pytałem „a wiesz, że babcia była w Auschwitz? A coś tam wie, że ma numerki wytatuowane i że Niemcy...

Romom obce jest linearne poczucie czasu, ich pamięć rodzinna sięga nie więcej niż dwa pokolenia wstecz. Nawet ma to odbicie w ich języku – za „wczoraj” i „dziś” odpowiada to samo słowo.

- Jutro, pojutrze, za rok – to nie ma znaczenia, i tak nie wiadomo gdzie wtedy będziemy i co będziemy robili – tłumaczy Milewski. - Wczoraj, przedwczoraj, dziesięć lat temu – jak było dobrze to dobrze, jak było źle, nie ma co tego rozpamiętywać, tylko iść dalej.

Romskie wesele - tańce
Fotoreportaż z romskiego wesela w Rudzie Śląskiej Arkadiusz Gola / Dziennik Zachodni

„Dawne życie poszło w dal, dziś na zimę ciepły szal, tylko koni żal”

Iść, iść, wiecznie iść – koczowniczy tryb życia był wpisany w romską naturę od samego jej zarania. W Polsce jeszcze kilkadziesiąt lat temu można było zobaczyć kolorowe tabory. Pamięta je z dzieciństwa prof. dr hab. Grzegorz Janusz, który podzielił się swoimi wspomnieniami podczas konferencji edukacyjnej, na której wystąpił również Jacek Milewski.

- Romowie byli tak naprawdę pierwszymi ekologami – opowiadał. - Pamiętam z dzieciństwa tabory, bo często bawiliśmy się z dzieciakami. Bariera językowa nie jest problemem, kiedy gra się w piłkę. Potem, kiedy tabor odjeżdżał chodziliśmy na to miejsce i zastawaliśmy wygniecioną trawę, ślady po ognisku, trochę ściętych drzew - i tyle. Za jakiś czas już nie było śladu. Dzisiaj turyści potrafią większy bałagan po jednym biwaku zostawić. A Cyganie zawsze żyli z przyrodą i żyli w przyrodzie.

Tęsknota za taborowymi czasami jest nadal obecna w wielu piosenkach, można ją jednak bezpiecznie włożyć między bajki, gdy porozmawia się ze współczesnym polskim Romem.

- Kiedy zapyta się młodszych, to oni te wspomnienia mocno romantycyzują, opowiadają, że „kiedyś to było życie” – mówił Milewski. - A jak gadałem ze starymi Cyganami i Cygankami, to oni tam wcale specjalnie do tego nie tęsknili. Mówili, że to było bardzo ciężkie życie. „Tu mi woda ze ściany leci, nie muszę się martwić, czy jutro będę miała gdzie spać i co jeść. Fajnie byłoby wsiąść do wozu i pojeździć przez tydzień, ale dłużej to nie. Z życiem taborowym wiążą się ciepłe i kolorowe wspomnienia ale to już przeszłość, mit.

Romskie wesele - para młoda
Fotoreportaż z romskiego wesela w Rudzie Śląskiej Arkadiusz Gola / Dziennik Zachodni

14-letnie żony i

Mitem nie jest natomiast to, co tabu. Każda społeczność ma swoje wartości i zwyczaje, lecz te romskie pełnią podwójną rolę – nie tylko spajają wewnętrznie ten naród bez ojczyzny, ale i oddzielają go od gadziów, dla których wiele ich zwyczajów jest w najlepszym wypadku niezrozumiałych. Stąd niektóre z nich są objęte zwyczajowym tabu, które reguluje romanipen, wewnętrzny kodeks postępowania, rodzaj wewnętrznego prawa obowiązującego nawet nastolatków. Milewski pracował z grupą bardzo tradycyjną i czasem stykał się również z konceptem _mageripen _– skalania, przeklęcia.

- Czasem słyszałem, że kogoś _zmagerowano _– czyli wyklęto, skalano. To dla nich niezwykle dramatyczne – wspomina. - Cygańskie prawa są i były bardzo surowe, omawiano je ze mną niechętnie, a wpływały one mocno na działanie całej szkoły. Na przykład pewnego dnia wszyscy moi uczniowie, a było to już około 30-40 dzieciaków gremialnie odmówili zajęć informatyki. Okazało się, że internet też był zmagerowany, bo można było tam zobaczyć rzeczy zakazane. Więc nasza cała znakomicie wyposażona jak na tamten czas pracownia komputerowa poszła na marne.

Najbardziej zaostrzone problemy dotyczyły spraw damsko-męskich.

- Były problemy z uczęszczaniem na WF, szczególnie na basen – dziewczynki nie chciały ćwiczyć ani się rozbierać – opowiada Milewski. - Szybko się okazało, że przepaść między naszymi kulturami jest pod tym względem jeszcze większa. Dla nich 14-latki to były idealne kandydatki na żony. Kiedy to się zdarzyło pierwszy raz, byłem zszokowany. Dziewczynka nagle zniknęła ze szkoły, dlatego zapytałem, gdzie się podziała. Odpowiedzieli mi, że już jest wydana za mąż. Wybuchła wtedy nieprawdopodobna awantura, prawie skończyła się rękoczynami i tragedią. A ja stanąłem, przed wyborem. Albo mogę się z tym pogodzić - bo jaki sposób mogę sam zmienić odwieczne tradycje całego narodu? Albo mogę zgłosić sprawę na policję, bo według polskiego prawa to przestępstwo – i będzie to koniec i szkoły, i kontaktu z nimi, i prawdopodobnie też koniec ze mną, bo nie podarowaliby mi takiej zdrady.

Choć wiek zamążpójścia całe szczęście podniósł się już do góry, to jeszcze do niedawna prawdą były także cygańskie porwania młodych dziewcząt.

- To nie bajki, osobiście uczestniczyłem w takich poszukiwaniach. Jak oszaleli jeździliśmy z jej rodzicami po motelach, hotelach, zajazdach, by odebrać ją porywaczowi zanim nadejdzie noc.

Zróżnicowanie zwyczajów i podziału na to, co tabu a co jawne jest ogromne.

- Zaręczam, że gdziekolwiek się nie pojedzie na świecie to się zawsze spotyka tych cyganów, którzy są najprawdziwsi – śmieje się Milewski. - Mają najprawdziwszy język, najprawdziwsze obyczaje, a reszta to e! Oni tylko udają. Oni się osiedlili? Co to za Cyganie! Ich kobiety mają krótkie włosy i noszą spodnie? Co to za cyganki! A prawda jest taka, że wszyscy są prawdziwi. Najbardziej cenię w nich to, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Widziałem to wiele razy na własne oczy. Oni robią wszystko z taką odwagą, rozmachem i dezynwolturą... Jeśli oni coś robią, to to musi się udać.

Romskie wesele - przemowy
Fotoreportaż z romskiego wesela w Rudzie Śląskiej Arkadiusz Gola / Dziennik Zachodni

Ostatni pogrom? Przerażająco niedawno

Nie wszystkim jednak taka ułańska fantazja się podoba – dowodzą temu najdobitniej przewijające się regularnie przez wieki wybuchy agresji o podłożu ksenofobicznym. Jednym z nich był pogrom mławski, do którego doszło całkiem niedawno, bo jeszcze w latach 90. Choć ofiarą na szczęście nie padli ludzie, a mienie najbogatszych miejscowych Cyganów, to nienawiść była najprawdziwsza.

- Jak Romowie byli przyjmowani w wioskach? Jak byli akurat potrzebni - to z chęcią. Cygański kowal czy najemnik wziął się za pracę, a grajek dostarczył rozrywki. Ale jak nie, to natychmiast stawali się obiektem prześladowań. Oni w sobie ten spryt przeżycia musieli wyrobić. Umieć zająć się wszystkim, co dawało możliwość utrzymania się. Cyganie przetrwali przeszło półtora tysiąca lat na obczyźnie, przetrwają i kolejne – podsumował prof. dr hab. Grzegorz Janusz, a jego słowa wywołały prąd porozumiewawczych uśmiechów, który przemknął pomiędzy słuchaczami. Tak, jesteśmy tu, zdawały się mówić. Tak, przetrwamy.

Romskie wesele - taniec panny młodej z teściem
Fotoreportaż z romskiego wesela w Rudzie Śląskiej Arkadiusz Gola / Dziennik Zachodni

Wszystkie przytoczone cytaty padły podczas konferencji edukacyjnej „Społeczność romska – tradycja i współczesność”, która odbyła się 6 czerwca (wtorek) w lubelskim Hotelu Arche.
*Godlewska-Goska M., Kopańska J. (2011), Życie w dwóch światach. Tożsamość współczesnych Romów, Warszawa

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tajemniczy, zamknięty świat polskich Romów. Czy "dziś prawdziwych Cyganów już nie ma"? - Lubelskie Nasze Miasto

Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto