Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strażacy z Lubartowa i Bełżyc gasili pożary w Rosji. Wrócili do domu

Piotr Orzechowski
Robert Pałka cały i zdrowy wrócił z niebezpiecznego rejonu
Robert Pałka cały i zdrowy wrócił z niebezpiecznego rejonu archiwum Roberta Pałki
Polscy strażacy, którzy brali udział w gaszeniu gigantycznych pożarów w Rosji, wrócili do kraju. Kontyngent liczył 159 osób, było wśród nich dwóch strażaków z Lubelszczyzny. Jak mówi starszy strażak Robert Pałka z Bełżyc, warunki pracy były bardzo trudne.

Przyczyną największych od kilkudziesięciu lat pożarów w Rosji były długotrwałe upały. Rozległe torfowiska w obwodzie riazańskim uległy samozapłonowi. Rosyjskie służby ratownicze nie zdołały opanować ognia, który rozprzestrzeniał się w ekspresowym tempie. Ogólnie w płomieniach stanęło ponad pół miliona hektarów lasów.

W rejonie katastrofy pojawili się strażacy z całej Europy. Polska wysłała 159 ratowników wraz z ciężkim sprzętem. W składzie ekipy znaleźli się st. strażak Robert Pałka z Bełżyc, a także sekcyjny Zbigniew Siepsiak z Lubartowa. Polacy zostali skierowani do działań w obwodzie riazańskim. Wyjechali do Rosji 7 sierpnia, na miejscu byli dwa dni później. Mieli ze sobą m.in. 8 samochodów ciężkich, a także dwie cysterny o pojemności 28 tys. litrów.

Obaj ratownicy zajmowali się zabezpieczeniem logistycznym polskiego kontyngentu. – Przez jeden dzień uczestniczyłem w kontrolowanej akcji wypalania jednego odcinka lasu. Robiliśmy to wraz z grupą rosyjskich spadochroniarzy – mówi Robert Pałka.

Rejon, w którym pracowali Polacy, podzielony był na dwa skrzydła. – Jedno skrzydło pożaru miało 10 km długości, drugie zaś ponad 14 km. Walczyliśmy o to, by ogień nie doszedł do zabudowań. Okoliczna ludność bardzo nam pomagała. Byli nam bardzo wdzięczni, że przejechaliśmy taki kawał drogi, żeby pomagać w akcji – dodaje Pałka.

Sytuację z dnia na dzień pogarszała zabójcza wręcz temperatura. – Często przekraczała 42 stopnie. W takich warunkach ciężko o opanowanie sytuacji – mówi mł. bryg. Jarosław Maluga, dowódca Zbigniewa Siepsiaka z lubartowskiej PSP.

Strażakom w sukurs przyszła aura. Na początku ubiegłego tygodnia temperatura spadła i na rejonem pożarów przeszły solidne opady deszczu.

W sobotę polscy strażacy wrócili do kraju. Robert Pałka i Zbigniew Siepsiak wczoraj byli w rodzimych jednostkach. Najbardziej z ich powrotu cieszyły się, rzecz jasna, rodziny. – Znajomi wciąż do mnie dzwonią i mówią, że mój mąż jest bohaterem. Tymczasem to ja jestem bohaterką, bo zostałam sama z dwójką dzieci. Bardzo cieszę się, że Robert jest już z nami i nic mu się nie stało – mówi ze śmiechem Beata Pałka, żona pana Roberta.
Teraz dwaj dzielni strażacy mogą cieszyć się kilkoma dniami wolnego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto