Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Się napisało" - spotkanie autorskie Janusza Malinowskiego

Leszek Mikrut
Taki właśnie tytuł nosi książka Janusza Malinowskiego, której promocja połączona ze spotkaniem z twórcą odbyła się w miniony poniedziałek w sali widowiskowej Domu Kultury LSM. Wieczór poprowadziła Alicja Lejcyk-Kamińska, lubelska dziennikarka, scenarzystka i reżyserka.

- Latem ubiegłego roku - wspomina Janusz Malinowski - już jako emeryt, sięgnąłem do szafy z wycinkami prasowymi i z niejakim zdziwieniem stwierdziłem, że w moich teczkach znajdują się 384 felietony, kilkadziesiąt reportaży krajowych i zagranicznych oraz niepoliczone setki artykułów publicystycznych, informacji, notatek, opracowań z prasy obcojęzycznej itp. Taka ilość tekstów zaskoczyła mnie, gdyż wszystkie te rzeczy napisałem niejako przy okazji i „na kolanie”, w krótkich okresach oddechu od codziennej harówki redakcyjnej. Nie miałem więc świadomości rozmiarów tego „urobku”. Dodatkowo w tak zwanej szufladzie, czyli w komputerze, miałem jeszcze trochę opowiadań napisanych przy różnych okazjach oraz dwie niedokończone powieści. Pomyślałem więc, że skoro obecnie więcej ludzi książki pisze niż je czyta, może by zebrać część tego, co zostało już napisane wcześniej, dodać parę nowych rzeczy i zrobić z tego książkę.

Urodzony w Warszawie, ale od 1960 roku mieszkający w Lublinie, Janusz Malinowski jest absolwentem II LO im. Jana Zamoyskiego. Po odbyciu studiów inżynierskich oraz podyplomowych dziennikarskich odnotował debiut poetycki w 1969 r. w „Kulturze i Życiu”, ale następnie na długie lata związał się z dziennikarstwem. Był redaktorem, wydawcą (m. in. Dziennika Wschodniego"), a także felietonistą. I to na tej płaszczyźnie zyskał największą popularność. Sprawował też funkcję radnego Rady Miasta Lublin oraz posła do Sejmu RP. Od roku 2000 jest niezależnym publicystą. J. Malinowski to autor kilkuset felietonów i reportaży, a także tomu opowiadań i dwóch powieści sensacyjnych. Obecnie pisuje eseje, felietony i komentarze, głównie w Internecie.

- Z zawartości wyjętej z szafy teczki wybrałem po kilka tekstów różnych gatunków - ujawnia Janusz Malinowski - w taki sposób, aby nie zanudzić czytelnika na śmierć, a najwyżej zapewnić mu zdrowy sen bez pomocy melatoniny. Książka "Się napisało" stanowi więc coś w rodzaju wypisów z mojej działalności piśmienniczej na przestrzeni 48 lat, które upłynęły od niespodziewanego debiutu w roku 1969.

Książkę otwierają opowiadania dedykowane idolom literackim autora. W kolejnym rozdziale umiejscowione są reportaże, następnie zbiór felietonów, a na końcu aktualia, czyli wybór komentarzy zamieszczonych przez autora na Facebooku. Finał książki to kilka wierszy o tematyce osobistej. Proponując "Się napisało" czytelnikom, jej twórca ma nadzieję, że jeśli człowiek uprze się, żeby ją przeczytać, to przeczyta.

"[Janusz Malinowski] zaprezentował nam część swoich utworów literackich, napisanych w chwilach wolnych od pracy dziennikarskiej, a także przypomniał niektóre swoje publikacje gazetowe z lat dawniejszych, których zgromadził nad podziw wiele - czytamy w recenzji "Się napisało" autorstwa Zbigniewa Miazgi, redaktora i podróżnika. - Przeszłość, którą przywołuje i o której barwnie opowiada, brała początek w dobrze mu znanym Lublinie. A potem wyruszamy z nim do różnych miejsc w kraju i świecie. Ale zawsze barwnych, zamieszkanych przez godnych poznania, ciekawych ludzi. Janusz z łatwością porusza się wśród literackich form i gatunków. I tak: warsztatowi reportera towarzyszy czułość poety, nieobce mu są satyra, dokument, tłumaczenia niemieckiej i rosyjskiej poezji. Godna uwagi jest trwająca od

pół wieku wierność pięknej polszczyźnie. A także zdrowemu rozsądkowi. Co pomocne jest w dobrotliwym, choć krytycznym, portretowaniu bliźnich, bohaterów felietonów".

Poniedziałkowy wieczór literacki zakończyła połączona z prezentacją opowieść Janusza Malinowskiego o najnowszym jego osiągnięciu, jakim jest zwycięska batalia społecznego komitetu, któremu przewodniczy, o nadanie jednej z lubelskich ulic imienia bohaterskiego woźnego z przedwojennego lubelskiego magistratu - Jana Gilasa. Ten skromny, ale bohaterski człowiek widział w trakcie bombardowania Lublina we wrześniu 1939 r., jak jedna z niemieckich bomb trafiła w dach ratusza, przebiła strop i wpadła do wewnątrz, ale nie wybuchła. Wtedy właśnie woźny J. Gilas, nie bacząc na śmiertelne niebezpieczeństwo, rzucił się na bombę, chwycił ją i wyniósł z budynku. Niestety, będąc już na schodach przed ratuszem, na skutek ogromnego wysiłku doznał zawału serca i zmarł na miejscu.

Uroczystość nadania imienia Jana Gilasa fragmentowi ul. Bernardyńskiej będzie miała miejsce już niebawem - 25 maja o godz. 11.30 - w bezpośrednim sąsiedztwie lubelskiego ratusza.

W trakcie spotkania można było nabyć książkę Janusza Malinowskiego "Się napisało", jak również uzyskać autorską dedykację.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto