W środę pani Eliza dowiedziała się, że jej ojciec i były mąż matki nie żyje. Pan Andrzej miał zginąć przygnieciony paletą z pustakami na budowie. Tak twierdziła policja.
Córka i była żona od razu zaczęły przygotowywać formalności związane z przygotowaniem pogrzebu.
Ceremonię zamówiły na sobotę na godzinę 12. Ciało mogły zobaczyć dopiero tego dnia. I wtedy pomyłka wyszła na jaw. Mimo, że zwłoki były bardzo zmasakrowane kobiety spostrzegły, że mężczyzna, którego im pokazano ma wąsy. A tych pan Andrzej nigdy nie nosił.
Kobiety z ulgą odetchnęły dopiero godzinę przed pogrzebem.
Wtedy sąsiadka rzekomo zmarłego potwierdziła, że pan Andrzej żyje. Wszystko przez brak zaangażowania policjantów. - Prokurator, który był na miejscu zdarzenia zlecił policjantom identyfikację zwłok – tłumaczy prokurator Renata Krut-Wojnarowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
Na miejscu wypadku funkcjonariusze dowiedzieli się, że denat ma na imię Andrzej.
Dostali też informację o tym gdzie mieszka. Gdy przyjechali na miejsce nikt im nie otworzył. Sprawę uznali więc za zamkniętą. Problem w tym, że w mieszkaniu, o którym mowa, mieszkali dwaj Andrzeje - ten, który zmarł oraz ojciec pani Elizy. Mieszkanie należało do tego drugiego. I to wystarczyło dociekliwym policjantom by stwierdzić, który z nich umarł.
Dzisiaj policjanci przepraszają za swoją pomyłkę, ale do przesadnej odpowiedzialności się nie poczuwają.
Źródło: tvn24
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?