Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prof. Gałkowski o papieżu: Wuj już za życia był święty

Ewa Czerwińska
Prof. Jerzy Gałkowski
Prof. Jerzy Gałkowski Jacek Babicz
Przed laty, w Watykanie, po rannej mszy, jakaś starsza pani prosi Jana Pawła II, żeby podpisał jej obrazki dla przyjaciół. I wyciąga nie kilka, a cały plik. Kilkaset! Papież zgadza się, siada i podpisuje. Ksiądz Dziwisz w końcu się niecierpliwi, bo inni czekają, w końcu go mityguje, ale Wuj nie przerywa. Z profesorem Jerzym Gałkowskim, kierownikiem Katedry Etyki Społecznej i Politycznej KUL, rozmawia Ewa Czerwińska.

Panie Profesorze, Watykan uznał za cud uzdrowienie za wstawiennictwem Jana Pawła II francuskiej zakonnicy. Pan znał Karola Wojtyłę od lat 50. Czuło się, że to ktoś niezwykły, nietuzinkowy. Właśnie - święty?
Że to niezwykły człowiek, wyczuwało się od pierwszego kontaktu. W 1956 roku zostałem studentem pierwszego roku filozofii na KUL, a Karol Wojtyła objął wówczas kierownictwo katedry etyki po ojcu Bednarskim. Podczas wykładów wskazywał - mówiąc na skróty - jak wspaniale być porządnym człowiekiem. I to nas porywało. W dodatku ten sposób, w jaki mówił. To nie był ktoś, kto stoi wyżej i poucza. On był z nami. W bezpośredniej rozmowie, dyskusjach. Lgnęliśmy do niego również po zajęciach. Lubiliśmy wspólne wypady, śpiewanie, rozmowy przy ognisku. Był świetnym towarzyszem wędrówek po Polsce. Mieliśmy do niego ogromne zaufanie. Był na równi z nami, ale jednocześnie odczuwaliśmy wobec niego respekt. Można kumpla poklepać po plecach, prawda? Ale nie jego.

* Beatyfikacja Jana Pawła II: Modlitwa na dziedzińcu KUL
* Beatyfikacja Jana Pawła II 1 maja. Benedykt XVI podpisał dekret o cudzie

Myśli Pan, żeby tego nie chciał?
Nie dlatego, że on by nie chciał. Ale jakoś nie mieliśmy odwagi. Teraz sobie uświadamiam, że ta moja fascynacja nim wciąż wzrastała, a i on stawał się w tym kontakcie coraz większy. Coraz świętszy. Wyczuwało się tę świętość w kontaktach z ludźmi. Nigdy nikomu niczego nie odmówił, co mógł zrobić kosztem swojego czasu, zdrowia, to robił. I druga rzecz: modlitwa. Kiedy już został biskupem w Krakowie, nie zawsze mógł przyjeżdżać do Lublina na seminarium. Więc seminarium jeździło do niego. Zazwyczaj jechaliśmy w góry. Trzeba było się wysilać nie tylko intelektualnie, ale i fizycznie, żeby za nim nadążyć, bo to przecież był mocny człowiek. I nagle - pamiętam taką scenę: Wuj, bo tak go nieoficjalnie nazywaliśmy, odłącza się od grupy. Nic nie widzi, nie słyszy, jest cały zatopiony w modlitwie. Lubił też wymknąć się na chór w kościele KUL-owskim i tam modlić w kąciku.

Udawało mu się uciec od tłumu, który go oblegał?
Z trudnością. No i dlatego, że był oblegany, często był też spóźniony. Mówiło się, że Wuj przychodzi na wykłady według czasu środkowokrakowskiego. Zanim doszedł do sali, ktoś go zatrzymywał, a on nie zbywał ludzi. Był niezwykle otwarty. Uprzejmy - to za mało powiedziane. Wielu studentów przyszło na uczelnię prosto z więzienia, wielu chciało zmienić świat, zmienić polską rzeczywistość. Szukaliśmy prawdy. A na KUL był klimat, swoboda myśli. U nas się gadało wprost.

Zadawaliście profesorowi Wojtyle trudne pytania?
O, wiele, w różnych dziedzinach. Wtedy kotłowało się w Kościele: szło nowe po Soborze Watykańskim II. Potem ten list biskupów polskich do niemieckich: przepraszamy. Ale za co tu przepraszać? Nie rozumieliśmy tego. Pytaliśmy Karola Wojtyłę. Także o przerywanie ciąży, środki antykoncepcyjne. Czasem były ostre dyskusje. On słuchał naszych opinii, ale nie narzucał swego zdania. Nigdy nie powiedział: musisz przyjąć moją rację. Ale my ją przyjmowaliśmy, bo był przekonywujący. Wiedział, że człowiek jest w ciągłym rozwoju i trzeba mu dać szansę. Mówił, że człowiek musi to przeżyć.

Wuj dawał Panu ślub.
No a któżby inny! Zaplanowaliśmy uroczystość w małym, wiejskim kościółku pod Kielcami. Pojechaliśmy do niego z żoną, on drapie się w głowę, bo ma bardzo napięte terminy. W końcu mówi: dobrze, w poniedziałek o wpół do ósmej rano dam wam ślub!

No kto to widział, żeby tak rano!
O, właśnie. Kobieta zrozumie to w lot. Kontakt z nim to zawsze była jakaś przygoda. Przed laty, w Watykanie, po rannej mszy, jakaś starsza pani prosi papieża, żeby podpisał jej obrazki dla przyjaciół. I wyciąga nie kilka, a cały plik. Kilkaset! Papież zgadza się, siada i podpisuje. Ksiądz Dziwisz w końcu się niecierpliwi, bo inni czekają, w końcu go mityguje, ale Wuj nie przerywa. Zapadł mi ten obrazek głęboko w pamięć. Ta wielka pokora papieża. Dla mnie proces kanoniczny to tylko urzędowe potwierdzenie. Dla mnie Wuj już za życia był święty. Czuję się wyróżniony, że mogłem być bliżej niego, w tej aurze przy nim.

Dzisiejszemu pokoleniu potrzebni są święci?
Człowiekowi zawsze trudno jest sprostać swojemu człowieczeństwu. Często upada. Święci są po to, żeby pokazać, jak powstać.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto