Prezydent nie ukarał za wpadkę z kalendarzem

Z-ca dyr. Kancelarii Prezydenta Lublina Michał Krawczyk otrzymał słowną reprymendę od włodarza Adama Wasilewskiego. - Żadne inne konsekwencje nie były i nie będą wyciągnięte. Sprawa kalendarza jest już zamknięta - poinformował nas wczoraj Andrzej Wojewódzki, sekretarz miasta Lublin, który także "dyscyplinował" Krawczyka. Nie chciał jednak zdradzać szczegółów rozmów.
O magistrackiej wpadce z kalendarzem napisaliśmy dwa tygodnie temu jako pierwsi.

Oficjalne wydawnictwo magistratu na 2010 r. ukazało się... w połowie lutego. - Trzeba wyjaśnić, dlaczego został wydany dopiero wówczas - przyznał Stanisław Podgórski, wiceprzewodniczący klubu radnych PO.

- To opóźnienie bardzo mnie zirytowało - stwierdził prezydent Wasilewski. Przyjął jednak tłumaczenia, że urzędnicy mieli problem ze znalezieniem 12 pań, młodych lublinianek, które odniosły sukces. Ich portrety ilustrowały poszczególne miesiące.

Termin to nie jedyna wpadka autorów kalendarza. Na pięciu z 12 stron z miesiącami znajdują się rażące błędy m.in. ortograficzne. Pomylono też oznaczenia dni świątecznych np. na "czerwono", czyli w kolorze święta lub niedzieli zaznaczono 12.07 (poniedziałek) i 13.07 (wtorek). - Za te błędy raczej odpowiada już drukarnia. Zobaczymy, jakie są zapisy w umowach dotyczące kar umownych za usługę - stwierdził Wasilewski.

Na kalendarz ratusz wydał 22 405 zł. Tyle wynosił łączny koszt - m.in. zdjęcia, grafika, druk - 500 egzemplarzy. Każdy kosztował 44,81 zł.

- To olbrzymi koszt. Za wszystko zapłacą mieszkańcy, choć to urzędnicy wymyślili, że kalendarz na dany rok można wydać w połowie lutego - grzmiał Sylwester Tułajew, sekretarz klubu radnych PIS.

Jeszcze dalej poszedł Dariusz Piątek, radny niezrzeszony. - Winni wydania takiego kalendarza powinni oddać pieniądze - podkreślał były rajca PO.