Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Praca sezonowa: Budowa, bar, kawiarnia czeka na chętnych

Jakub Markiewicz
Jakub Markiewicz
W takich miejscach studenci i nastolatkowie z Lublina najczęściej pracują podczas wakacji. Wiedza i dyplomy, to ostatnie, co im przy tym pomaga.

Asia ma 23 lata. To już trzecie wakacje, które spędza nad Jeziorem Białym. Maluje turystom zmywalne tatuaże. Nie jest plastykiem. Studiuje politologię. – Nie narzekam na pracę, bo mam o wiele lepiej niż dziewczyny, które harują w kuchni – mówi. – Dziś, co prawda, było tragicznie, ale nie ze względu na ilość pracy, lecz na upał. Jestem zmęczona, nie mam na nic ochoty i najchętniej poszłabym spać.

Malowaniem tatuaży zajęła się dzięki znajomej

– Moja dobra koleżanka, która już tam pracowała, dowiedziała się, że jest ktoś potrzebny. Spróbowałam i zostałam – mówi. – Codziennie pracuję około 8–9 godzin, ale nie mam problemu z tym, żeby wziąć wolne. Zarobkami wolę się nie chwalić, ale jestem z nich zadowolona – twierdzi.

Malowanie nie sprawia Asi trudności. – Nigdy mi się nie zdarzyło, żebym niechcący rozmazała komuś tatuaż – mówi. – Raz pomyliły mi się buteleczki i, zamiast z wodą utlenioną, rozmieszałam hennę ze spirytusem. Tatuaż po prostu nie wyszedł, tzn. nie zabarwił skóry. Dziewczyna przyszła potem z reklamacją. Zrobiłam jej tatuaż jeszcze raz. Ogólnie ludzie są mili – twierdzi.

Słońca nie brakuje w pracy także Edycie. Spotykamy ją w centrum miasta, gdy termometry pokazują ponad 30 stopni. – Mam osiemnaście lat i rozdaję ulotki za pięć złotych za godzinę – mówi. – Dzisiaj jest nawet dobrze, ale jak upał większy, to czasami nie daję sobie rady i muszę gdzieś na chwilę usiąść. Nie mogę sobie wybrać miejsca, w którym stoję i pójść w cień. Firma sprawdza dwa, trzy razy dziennie, gdzie jestem – tłumaczy.

To nie jest praca, jakiej szukała. – Jestem w technikum fryzjerskim i odbywałam już praktyki w zawodzie – mówi. – Ale innej pracy niż ulotki nie znalazłam, chociaż zaczęłam jej szukać jeszcze w czerwcu, przed wakacjami – twierdzi.

Praca wakacyjna na budowie

Patryk przez trzy ostatnie lata studiował bibliotekarstwo. W te wakacje będzie bronił swoją pracę licencjacką. Na razie zajął się jednak pracą fizyczną, na budowie. –Jestem pomocnikiem elektryka, więc głównie wiercę dziury w ścianach, przyczepiam kable i donoszę narzędzia majstrowi, u którego pracuję – tłumaczy. – Teoretycznie miałem pracować po 12 godzin dziennie, ale teraz pracowałem po 11, pięć lub osiem. Za te 12 godzin miałem dostawać 100 zł dniówki, wiec, jak na to miasto, może być. Chociaż, z drugiej strony, 8 zł za godzinę to nie są ogromne pieniądze – ocenia. – Co rok powtarzam sobie, że już nigdy więcej pracy na budowie. Ale nigdy nie udaje mi się dotrzymać tego postanowienia – mówi. – Strasznie mnie to denerwuje, że, studiując, muszę pracować fizycznie. Ale na budowie pracę znaleźć najłatwiej – dodaje.

Nie tylko to go oburza. – Nie są tutaj przestrzegane żadne przepisy – twierdzi. – Dzisiaj, jak wierciłem dziury w suficie, to zaczęła się z niego lać woda. A woda plus wiertarka, to może się równać wielkie nieszczęście. Do tego wszyscy budowlańcy piją. Kiedyś widziałem, jak operator koparki sączył piwo – wspomina.

Podobną pracę wykonuje Marek. On również ma 23 lata. – Studiuję filologię angielską, ale w wakacje pracuję na budowie w Niemczech jako pomocnik – mówi. – Jakbym częściej pracował fizycznie, zamiast ślęczeć nad kserówkami i notatkami, to wtedy byłoby mi łatwiej. Zarabiam o wiele mniej niż prawdziwy fachowiec, ale to i tak nieporównywalnie więcej niż w Polsce. Jestem od tego, żeby coś przytrzymać, przynieść, podać, wbić gwoździa albo uciąć pustaka. Zwykle do pracy wstaję po piątej rano, a wracam przed godziną 18 – tłumaczy.

Praca w barze

Najwięcej uczących się osób pracuje w różnego rodzaju lokalach. – Nie jest trudno znaleźć taką pracę. Może nie da się tego zrobić w ciągu dwóch, trzech dni, ale w ciągu dwóch tygodni owszem – przekonuje Grzesiek, 21–letni student dziennikarstwa na KUL i barman jednocześnie. – A zarobki zależą od knajpy. Jeśli jest mała, to można zarobić 500–600 zł miesięcznie – dodaje.

Uciążliwość takiej pracy zależy od klientów. – Ludzie są z zasady mili, ale po ósmym piwie bywają męczący. Zagadują cię, kiedy chcesz już zamknąć lokal – tłumaczy. – Klienci często też chcą się przy barze wygadać. Wielu opowiada bajki, które mają podnieść im samoocenę. Mówią o wojsku, o osiągnięciach artystycznych, o kobietach. Dlatego, żeby pracować jako barman, trzeba mieć dystans do takich historii i zbytnio nie zaprzyjaźniać się z klientami – twierdzi.

W barach ceni się hojnych gości. – Jest u nas jeden niesamowicie chamski klient, który ma za to jedną zaletę. Kiedyś, gdy nie miał złotówek, to zapłacił mi 20 funtów za jedną butelkę piwa – wspomina Grzesiek.

Agata, kelnerka, również studiuje dziennikarstwo. – Klient to klient. Ale najgorszy w gastronomii to nowobogacki – mówi. – Tacy mają trochę więcej pieniędzy, więc traktują nas z góry.

Współpraca: Magdalena Grdeń, Justyna Cnota


PRZYKŁADOWE OFERTY

  • Barmanów poszukuje lubelskie Bistro Tancereczka

  • Pracę kelnerki i pomocnika kuchni oferuje lubelski Kebab Habiby

  • Kurierów do rozwożenia informatorów terenie Zamościa, Tomaszowa Lubelskiego i Hrubieszowa poszukuje firma Alter z Sosnowca. Tel. 606 403 171.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto