W rewanżowym spotkaniu 1/8 finału Pucharu EHF SPR Asseco BS Lublin przegrało z norweskim Byasen Trondheim 24:26 i odpadło z dalszej rywalizacji.
Już na kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania lubelska hala pękała w szwach.
Ci, którzy z przyjściem na mecz zwlekali do ostatniej chwili musieli zadowolić siedzeniem na schodkach oddzielających poszczególne sektory, lub oglądaniem widowiska na stojąco. – Nigdy nie widziałam tylu ludzi na meczu piłki ręcznej – mówiła po końcowej syrenie lubelska kołowa Ewa Damięcka.
W podobnym tonie wypowiadały się zawodniczki oraz trener ekipy z Norwegii.
Dla szczypiornistek ze Skandynawii zgiełk, jaki towarzyszył każdemu ich zagraniu nie okazał się jednak paraliżujący. Co prawda lublinianki mające do nadrobienia dwubramkową stratę z pierwszego meczu już po czterech minutach i trafieniach Moniki Marzec i Ewy Damięckiej prowadziły 2:0, to jednak po chwili można było spodziewać się powtórki sprzed tygodnia z Trondheim, kiedy to do przerwy przegrywały 8:16. W dziesiątej minucie było 5:2 dla Byasen, a gdyby nie świetne interwencje w bramce Magdaleny Chemicz (obroniła m. in. rzut karny) mogło być jeszcze gorzej.
Trener Edward Jankowski poprosił o czas i po przerwie w grze jego podopieczne zaczęły grać trochę lepiej.
Po chwili doprowadziły do wyrównania, w 21 minucie ponownie objęły prowadzenie za sprawą Małgorzaty Majerek. Gdy wydawało się, że na przerwę gospodynie zejdą z minimalnym prowadzeniem, tuż przed końcową syreną świetnie dysponowana Marit Frafjord wyrównała na 12:12 i takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa.
Po zmianie stron lublinianki przystąpiły do ofensywy. Dwie bramki zdobyła Kristina Repelewska, a po chwili Dorota Malczewska rzuciła na 15:12. Taki wynik premiował mistrzynie Polski. Na kwadrans przed końcem spotkania było 18:14, jednak w tym momencie stało się coś, czego lubelscy kibice nie zakładali nawet w najczarniejszych scenariuszach. Rywalki rzuciły siedem bramek z rzędu i gra gospodyń kompletnie się posypała.
– Zabrakło nam piątej bramki przewagi. Układało nam się świetnie, ale Norweżki złapały drugi oddech i zupełnie nie mogłyśmy się przebić – tłumaczyła po meczu lubelska skrzydłowa Małgorzata Majerek.
Zdaniem opiekuna Byasen przełomowym momentem drugiej połowy było pojawienie się na parkiecie Marte Snorroeggen. – Wróciła do gry i odegrała ważną rolę. Rzuciła trzy bramki i dodała do tego dwie asysty – mówił Geir Oustorp.
Do końca spotkania gospodynie nie potrafiły przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.
Kiedy w 56 minucie Inga Svestad doprowadziła do stanu 24:21 było wiadomo, że do awansu lubliniankom potrzebne będzie co najmniej trzy-bramkowe zwycięstwo. To okazało się nieosiągalne i mecz zakończył się takim samym wynikiem, jak pierwsze spotkanie w Trondheim. Niestety, górą ponownie były Norweżki.
Mimo przegranej podopieczne Edwarda Jankowskiego i Iwony Nabożnej godnie żegnają się z europejskimi pucharami. Teraz lubliniankom pozostaje walczyć o kolejne mistrzostwo Polski. Następny krok w tym kierunku będą mogły wykonać w najbliższą środę. O godz. 18 w zaległym meczu 21. kolejki podejmą Start Elbląg.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?