Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwsza edycja Eastside Festiwal w Lublinie za nami

Ewelina Krawczyk
Ewelina Krawczyk
Pierwsza edycja Eastside Festiwal w Lublinie za nami
Pierwsza edycja Eastside Festiwal w Lublinie za nami materiały zespołu
„Wschodnia strona” to festiwal z gruntu rockowy – okazuje się, że jednak niezupełnie, na szczęście. Po sobotnim wydarzeniu widać też, że w Lublinie brakuje muzycznych wydarzeń. Są w tym mieście koncerty-perełki, festiwale z górnej półki, wydarzenia, z których jesteśmy dumni, ale czasem trzeba też wyjść do ludzi. Do Lublinian wyszli Poznaniacy.

Agencja Go Ahead (m.in. Jarocin Festiwal, Gdynia Rocket Fest i Rocket Festiwal w Warszawie) zorganizowała w Lublinie festiwal, który przypomina wydarzenia organizowane przez nich wcześniej w innych miastach. Z różnych środowisk wydobywały się głosy, że to już było, że przyjadą do nas gwiazdy, które można za darmo usłyszeć na juwenaliach (skąd inąd dwa zespoły rzeczywiście zapowiedziały swoją obecność) i przede wszystkim: „luty?!”.

Tak, luty: bo nie mamy obecnie dużych wydarzeń, bo jest po sesji, bo można rozgrzać się tańcząc i z wielu innych powodów. Zespoły być może „już były”, ale obecność na juwenaliach (chociaż za darmo) bardzo różni się od tej na profesjonalnie zorganizowanym wydarzeniu. A to, że było profesjonalnie trzeba Poznaniakom przyznać – niemalże obyło się bez czasowych poślizgów, w przerwach można było coś przekąsić i nawet napić się piwa (które w przeciwieństwie do trunków wypijanych podczas juwenaliów było zupełnie przy okazji).

Eastside Festiwal to bardzo trafiona geograficznie nazwa wydarzenia – w końcu dzieje się to w Lublinie. Rotten Bark, pierwszy zespół, który zawitał na scenie, pochodzi nawet z Włodawy. I na tym „wschodniość” tego wydarzenia się kończy. Przejedźmy się zatem po Polsce.

Punkt 15.30, zgodnie z line-up’em, na scenę wkracza pięciu młodych chłopaków z Rotten Bark, czyli wspomniany lubelski akcent. Nie był to koncert, który można porównywać z późniejszymi, bo zespół reprezentuje jeszcze zaplecze młodych muzyków, którzy ewentualną karierę mają dopiero przed sobą. Należy się im jednak duży plus za intensywne starania, by nawiązać satysfakcjonujący kontakt z publicznością, która o tej porze była jeszcze nieliczna, więc odzew był różny. Wystarczyło jednak, żeby kipiący energią Rotten Bark zagrał „Nie mów nic” czy „King of the disco”, a muzyka sama zadziałała na publikę. Niech żałują spóźnialscy.

Z Włodawy po 20 minutach przenieśliśmy się do muzycznego świata prosto z Poznania. Muchy chętnie przypomniały, że „Poznań” to jest „Miasto doznań”, ale nam to zupełnie nie przeszkadza. Ich koncert przypomina o tym, że młode pokolenie wcale nie odgrzewa kotletów i umie tworzyć bardzo dobrą muzykę, która sprawdza się podczas koncertów, nawet przed „Teleexpressem”, jak sami zauważyli. To niestety wciąż była pora docierania spóźnionych oraz fanów Luxtorpedy… wielu jednak zdążyło wykrzyczeć z Michałem Wiraszko „Nie przeszkadzaj mi, bo tańczę!”

Do Lublina przybyła również grupa z okolic Szczecina, żeby przypomnieć Lublinianom o zbliżającej się wiośnie, grając Łąki Funk. Łąki Łan wygrali ten wieczór – mogli nie być ulubieńcami publiczności, mogli być dla niektórych supportem przed Strachami lub Luxtorpedą – sprawili, że wszyscy obecni na płycie rozruszali swoje kończyny. Paprodziad studził entuzjazm wodą, pomagała mu też nadgorliwa ochrona, której zdarzyło się zapomnieć, że ludzie przyszli, by przy muzyce się bawić, a nie słuchać jej na baczność. Łąki Łan wygrali gatunkową mieszanką – od muzyki funkowej poprzez punk do disco – od „Jammin” w wykonaniu Bartka Królikowskiego przez „Galeon” po „Luźny Łan”. Czy ktoś się nie bawił?

Dotarliśmy w ten przyjemny sposób do wesoło-smutnego Skarżyska-Kamiennej. Happysad zagrał jedną długą piosenkę z przerwami na oddech. Na tym koncercie można było tańczyć, skakać w pogo (niektórzy naprawdę nie mogli się doczekać Luxtorpedy), ale muzyczne wrażenia zespół zapewnił jedynie prawdziwym fanom swojego grania. Przed występem happysad (mała litera to nie brak szacunku, to pomysł zespołu) należałoby przynajmniej dwa razy przesłuchać pięć dotychczas wydanych płyt grupy, żeby zróżnicować grane piosenki. To był dobry występ, przyjemny, energiczny… Kuba Kawalec niezmiennie od 12 lat śpiewa swym niewinnym głosem fajne piosenki. Jednak to nie jest muzyka na bardzo dobry występ.

Strachy na Lachy przeniosły nas do Piły. Tradycyjnie pojawiła się nawet rzecz o „Pile”, którą wspólnie wyśpiewała lubelska publiczność. Taką siłę przebicia ma Grabaż i jego zespół. 11 lat grania sprawiło, że Krzysztof Grabowski bywa wyręczany przez fanów. On wychodzi na scenę i jest, drepta po podeście niczym Kazik Staszewski i śpiewa, powtarza zbyt często: „Lublin!”, ale odzew na to hasło pokazuje, że tak naprawdę więcej nie musi. Kilka w całości znanych hitów, kilka piosenek, z których zna się refren i każdy, kto przyszedł nie tylko na Luxtorpedę, był zadowolony .

Wracamy do Poznania. Tam w 2010 roku Robert Friedrich, znany z Acid Drinkers, składu Kazika na Żywo, 2Tm2,3 i Arki Noego, założył Luxtorpedę. To był najbardziej rockowy zespół tego wieczoru. Najprawdopodobniej również najbardziej (lub ex aequo z happysad) trafiający do konkretnego grona publiczności, bo nie każdy mógł odnaleźć się w dość ciężkich rockowych dźwiękach. Jest to też zespół, który zasługiwał na to, by zakończyć festiwalowy dzień. Friedrich to nie tylko dobry wokalista oraz gitarzysta, ale też świetny konferansjer – choć niektórzy mogli nie być zainteresowani jego historią, to jako jedyny podczas Eastside poza muzyką, miał również słowo.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto