Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pamiętam, że w Lublinie była zawsze atmosfera do basketu

Redakcja
Z Tomaszem Kęsickim, lublinianinem, zawodnikiem Sportino Inowrocław, rozmawia Mateusz Stępień.

20 marca w Lublinie, Pana rodzinnym mieście, zostanie rozegrany Mecz Gwiazd PLK. Kilka dni przed zakończeniem głosowania kibiców na składy pierwszych piątek zespołów Północy i Południa, z wynikiem 6 procent, prowadzi Pan w zestawieniu graczy podkoszowych w tej pierwszej drużynie. Ma Pan więc bardzo duże szanse, aby wystąpić w tym spotkaniu.

To bardzo miłe, że otrzymałem, jak do tej pory, tyle głosów od kibiców. Być może ta przewaga nad resztą koszykarzy z mojej pozycji spowodowana jest tym, że pojedynek ten, jak pan wspomniał, zostanie rozegrany w mieście, w którym się urodziłem i wychowywałem. Mam bardzo dużo znajomych, którzy już dawno nie widzieli, jak gram. Mam też nadzieję, że po części jest to także zasługa fanów z Inowrocławia. A może koledzy z drużyny też głosują? (śmiech). Fajnie byłoby pokazać się publiczności w Lublinie.

Czyli miasto Lublin głosuje na swoich...

Na to wygląda (śmiech). Co do tego głosowania, jest to jednak dość specyficzna sytuacja. Jestem obecnie w pierwszej piątce Meczu Gwiazd, a tymczasem drużyna, w której gram na co dzień w lidze, znajduje się na ostatnim miejscu w tabeli. Na pozycję, którą zajmuję, bardziej chyba zasługują koszykarze z czołowych zespołów rozgrywek.

Gdyby ten stan się utrzymał, zapewne będzie to dla Pana miłe uczucie zagrać "u siebie"?

Na pewno tak. Odkąd pamiętam, regularnie chodziłem na mecze lubelskiej drużyny. W tym mieście od zawsze była dobra atmosfera do koszykówki, na halę przychodziło dużo kibiców. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie.

Będzie to już drugie spotkanie, które odbędzie się w Lublinie. Pamięta Pan, gdzie został rozegrany pierwszy pojedynek pomiędzy zespołami Północy i Południa?

Nie, nie przypominam sobie...

W Lublinie, w 1994 roku. Miał Pan wtedy osiem lat...

Były to moje początki z koszykówką, można powiedzieć, że "raczkowałem" w tym sporcie. Nie byłem na tym meczu. Pewnie nawet nie wiedziałem, że coś takiego odbywa się w moim mieście (śmiech).

Nominację do Meczu Gwiazd otrzymał Pan zaledwie po kilku meczach w barwach Sportino. Był Pan tym zaskoczony?

Nie spodziewałem się tego, ale z drugiej strony, gdy dowiedziałem się o takim wyróżnieniu, bardzo się ucieszyłem. Udział w takim spotkaniu motywuje zawodnika, w końcu ma się okazję zagrać wśród najlepszych.

W wieku 17 lat podpisał Pan kontrakt z hiszpańską Pamesą Walencja. Równocześnie otrzymał Pan wtedy także propozycję gry w wielkiej Barcelonie...

Zaskoczyło mnie zainteresowanie wysłanników tego klubu. Pamiętam, że grałem wtedy w SMS Warka i braliśmy udział w jednym z turniejów. Jednak już w pierwszym meczu doznałem kontuzji, ale zdecydowałem się zagrać w kolejnych. Gdy czuje się ból, nie zawsze wszystko wychodzi, a ja grałem wtedy z tym urazem, i pomimo to zaczęły się mną interesować różne kluby, także agenci, skauci, w tym także Barcelony.

W czym oferta Pamesy była lepsza od tej z Barcelony, że zdecydował się Pan odrzucić propozycję gry w ekipie z Katalonii?

Głównie chodziło o okres trwania umowy. Pamesa proponowała czteroletni kontrakt, Barcelona o dwa lata dłuższy. Miałem wtedy 17 lat, brak pojęcia o zawodowym podejściu do takich spraw. Mój agent wytłumaczył mi jednak, że lepszym rozwiązaniem dla mnie będzie właśnie umowa z klubem z Walencji. Mówiło się też, że zadecydowały warunki finansowe. Te jednak mocno się nie różniły. Zresztą za sześć lat gry otrzymałbym zapewne więcej pieniędzy, niż za cztery w Pamesie.

A zastanawiał się Pan kiedyś nad tym, gdzie byłby Pan teraz, gdyby wtedy przystał jednak na ofertę Barcelony?

Czasami tak, ale trudno powiedzieć, co by było gdyby. Jeśli zdrowie miałoby mi nie dopisywać, to tak mogło być w każdym innym miejscu. Kontuzje pokrzyżowały moją karierę. Przeszedłem poważną operację kostki. Była ona wymagana, ponieważ miałem zerwane dwa z trzech więzadeł w stawie skokowym. Poza tym, dwukrotnie miałem problemy z plecami i szereg innych drobnych urazów, o których wolałbym już nie mówić. W Inowrocławiu na szczęście nic mnie jeszcze poważnego nie dopadło. I niech już tak pozostanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto