Gdy ze szpitala im. Jana Bożego zniknęło dziesięć poradni specjalistycznych, napływ pacjentów poczuły inne przychodnie.
– Od tamtej pory przybyło nam pacjentów – przyznaje Stanisław Podgórski, właściciel NZOZ Farmed przy ul. Koryznowej.
– Nie chcieliśmy, żeby zbyt długo czekali na pierwszą wizytę, więc wygospodarowywaliśmy dodatkowe godziny pracy lekarzy. To jednak oznacza, że pod koniec roku może nam zabraknąć limitów na przyjmowanie pacjentów w ramach umów z NFZ.
– Przybyło nam m.in. wielu pacjentów dermatologicznych – mówi Jacek Malmon, prezes przychodni „Hipoteczna 4”.
– Nasza poradnia nie obecnie w pełni wydajna, bo jeden dermatolog jest na zwolnieniu. Mimo, że drugi lekarz przyjmował nawet do trzydziestu paru pacjentów dziennie, to i tak nie wszyscy załapali się na wizytę. Podobne obłożenie mamy u kardiologia.
– Ktoś, kto nie ma samochodu, to do centrum Lublina dojedzie zawsze. Czy to z osiedli, czy spoza miasta – tak Malmon tłumaczy rosnącą liczbę pacjentów w swojej przychodni. – Zdarza się, że pacjenci trzymają się swojego lekarza i pójdą za nim. Ale to przywiązanie słabnie, jeśli zbyt trudno się dostać tam, gdzie dany lekarz się przeniósł.
Szpital przy al. Kraśnickiej, gdzie trafili lekarze specjaliści z ul. Biernackiego, na brak pacjentów też nie narzeka.
– Jest ich zdecydowanie więcej niż do tej pory – mówi Andrzej Ciołko, p.o. zastępcy dyrektora szpitala ds. lecznictwa. – Sam co poniedziałek przyjmuję kilku pacjentów ze szpitala im. Jana Bożego. Inni lekarze również. Z kolei dla osób, które mieszkają na obrzeżach miasta, obecna lokalizacja poradni jest bardzo wygodna.
Izabela Izdebska
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?