- Na nasz oddział codziennie trafiają osoby nieubezpieczone, to ludzie bezdomni, nałogowi alkoholicy. Wielu nie posiada dowodów osobistych, numerów PESEL. Leczymy ich za darmo, bo przecież nie możemy im odmówić pomocy - mówi Paweł Iberszer, z-ca dyrektora lubelskiego szpitala kolejowego.
Tamtejszy SOR codziennie przyjmuje około 70 osób. W 2009 r. lekarze udzielili tam pomocy około 16 tys. pacjentów. W tym roku na ich leczenie dostają 3,4 tys. złotych na dobę. - To śmiesznie małe pieniądze. Nie starczają nie tylko na pokrycie wszystkich wykonywanych badań, potrzebnych do zdiagnozowania chorych, ale nawet na opłacenie pensji specjalistów. Sama tomografia komputerowa głowy to koszt 200 złotych - twierdzi dr Marek Łyś, ordynator SOR-u przy ul. Kruczkowskiego.
- Żeby nie generować większych strat, zdarza się, że umieszczamy pacjentów na innych oddziałach szpitalnych, gdzie przechodzą dodatkowe badania. Czasem może trochę na wyrost. Przy "normalnym" finansowaniu SOR-u, większość z nich pewnie by się tam nie znalazła. Ale musimy sobie jakoś radzić.
Szefostwo placówki poważnie zastanawia się nad likwidacją SOR-u. - Prowadzenie tego oddziału generuje ogromne straty dla szpitala. Jeśli nie dostaniemy więcej pieniędzy na leczenie pacjentów, trzeba będzie podjąć tą decyzję - mówi Paweł Iberszer.
W innych szpitalach też nie jest wesoło. - Dobowy ryczałt, jaki dostajemy na prowadzenie naszego SOR-u, wynosi 14,4 tys. złotych, wydajemy około 26 tysięcy - mówi Marta Podgórska, rzeczniczka SPSK nr 4 w Lublinie. Nieubezpieczeni pacjenci to spory problem - tłumaczy.
- 10 proc. ze średnio 80 pacjentów, którzy do nas trafiają nie ma ubezpieczenia. Czasem koszt samej diagnostyki takiego chorego waha się w granicach 500 złotych - przyznaje dr Leszek Stawiarz, ordynator SOR-u szpitala przy al. Kraśnickiej. - Wielu z nich to osoby pod wpływem alkoholu. Gdyby w mieście była izba wytrzeźwień, zamiast cucenia tych pacjentów, moglibyśmy sprawniej obsługiwać naprawdę chorych - tłumaczy.
SOR-y próbują się ratować, prosząc o ubezpieczenie pacjentów w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. - W tym roku wydaliśmy 118 takich zaświadczeń. To bardzo niewiele. Taki chory zostaje ubezpieczony na trzy miesiące - tłumaczy Antoni Rudnik, dyrektor MOPR w Lublinie.
Problem w tym, że zanim pracownicy MOPR-u zdążą zainterweniować, nieubezpieczony pacjent opuszcza oddział na własne życzenie, albo ulatnia się po angielsku. - Faktury za leczenie nie ma komu wystawić, bo nie wiemy, jak namierzyć nieubezpieczonego pacjenta. A długi szpitala rosną - kwituje Małgorzata Piasecka, z-ca dyr. szpitala wojewódzkiego przy al. Kraśnickiej w Lublinie. O większej kasie SOR-y mogą tylko pomarzyć.
- Finansowanie tych oddziałów odbywa się w oparciu o stawkę ryczałtu dobowego. Pod uwagę brane są warunki techniczne konkretnego SOR, liczba personelu oraz liczba i waga udzielanych świadczeń - mówi Karol Ługowski, rzecznik lubelskiego NFZ. - W 2010 r. podpisaliśmy kontrakty z 20 szpitalnymi oddziałami ratunkowymi na łączną kwotę 39,5 mln zł.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?