Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nikt nie chciał kotów, nawet schronisko (list od Czytelniczki)

redakcja
redakcja
Czytelniczka
Nasza Czytelniczka znalazła dwa małe koty. Kiedy chciała je oddać do schroniska pojawił się problem. Przeczytajcie jej list.

"Miałam przyjemność bardzo ciekawie (o ile tak można to określić) rozpocząć dzień 22 listopada, który planowałam spędzić z rodziną w Lublinie.

Po przyjechaniu do Lublina na jednej z głównych ulic blisko centrum, gdzie spędzam średnio kilka dni w tygodniu zauważyłam dwa małe, błąkające się kociaki, takie chyba około 4 miesięczne. Chodziły, rozglądały się i wyglądało na to, że chyba ktoś je wyrzucił.

Kiedy tak stałam i się na nie przyglądałam (bo z reguły staram się nie przechodzić obojętnie w takich sytuacjach ) zaczepił mnie jakiś nieznany mi pan, który widział, że przyglądam się kociakom i również zasugerował, że chyba ktoś je wyrzucił bo kręcą się tu same od kilku dni. Dookoła było kilka sklepów, więc kociaki najpewniej coraz to były przez kogoś czymś dokarmiane. Pewnie trzymały się tego miejsca od jakiegoś czasu.

Człowiek ten powiedział mi również, że jeden z nich wybiegł któregoś razu na ulicę i o mało nie przejechał go samochód. Auto zatrzymało się z piskiem opon. Po usłyszeniu takiej historii, jedyna rzecz jaka przyszła mi do głowy, to zawieźć kociaki do schroniska przy ul. Metalurgicznej w Lublinie. W końcu tym zajmują się schroniska - opieką nad bezdomnymi zwierzętami.

Kupiłam dwie saszetki markowej karmy dla małych kotów i opakowanie chrupek dla większych, załapałam kotki i wspólnie z mężem zawieźliśmy je do schroniska. Kiedy weszłam do biura schroniska, siedziała tam jakaś młoda pani, która (a przynajmniej tak mi się zdawało) uśmiechnęła się miło na widok kociaków. Napomknęłam, o co chodzi. Kazała mi chwilkę poczekać i gdzieś wyszła.

Wróciła po chwili z jakąś inną starszą kobietą, która od razu mi się nie spodobała. Powiedziałam o kociakach, gdzie je znalazłam i czego się dowiedziałam od jakiegoś pana oraz, że postanowiłam je tu przywieść bo są małe, a na dworze robi się coraz zimniej.

Zgadnijcie, co usłyszałam

Po pierwsze, że kociaki wcale nie wyglądają na bezdomne, bo są za bardzo zadbane. Przynajmniej tak stwierdziła kobieta po 15 sekundowych oględzinach z 4 metrów. Mówiła, że za dobrze wyglądają, żeby przyjąć je do schroniska (chodziło chyba o to, że nie są chudymi, wygłodzonymi szkaradami) oraz, że kotki na pewno mieszkają sobie w piwnicy w bloku po sąsiedzku, w pobliżu miejsca, gdzie je znalazłam.

Dowiedziałam się również, że mam odwieźć je tam, skąd je wzięłam (z dosadnym pytaniem: po co w ogóle Pani je stamtąd zabrała!! ), bo na pewno wrócą do tej piwnicy, w której rzekomo ( zdaniem tej kobiety) pomieszkują i będzie im tam dobrze. Oczywiście przeszło mi zaraz przez myśl, jak mogło by im być tam dobrze, szczególnie, kiedy jakiś ze zdenerwowanych ich obecnością właścicieli piwnicy postanowi, by w końcu podsypać im trochę trutki na szczury, żeby pozbyć się niewygodnych lokatorów, no ale cóż...

Dodatkowo kobieta zasugerowała mi, że można za darmo sterylizować bezdomne zwierzęta (czy coś w tym stylu ) i zabrzmiało to tak, jakbym to niby to ja miała zabrać te koty i tym się zając. Po krótkiej dyskusji z tą kobietą, która oczywiście nie pozwoliła mi się w żaden sposób przekonać, żeby kotki pozostały w schronisku, wzięłam kociaki pod pachę i zabrałam z powrotem do samochodu.

Próbowałam jeszcze kulturalnie dać tej pani opakowanie suchej karmy, które kupiłam żeby mogli to dać kotom, które tam już mają. Niestety dosyć arogancko usłyszałam, żebym dała to tym, które przyniosłam, a oni mają dużo jedzenia dla zwierząt. Nie było tego może dużo ale... trochę zrobiło mi się przykro. Zabrałam koty, zabrałam jedzenie i wyszłam.

Wsiadłam do samochodu zastanawiając się, co mam zrobić w takiej sytuacji z kotami. Do domu ich zabrać nie mogłam, w schronisku ich nie chcieli... miałam wyrzucić je na ulicę?? Jakoś nie miałam serca żeby to zrobić..

Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Straży Miejskiej.

Odebrał dyżurny. Opowiedziałam mu w skrócie historie kotków i zapytałam co powinnam dalej zrobić.

Usłyszałam, że kobieta w schronisku miała obowiązek ode mnie te kotki wziąć skoro błąkały się po ulicach Lublina. Od tego jest schronisko. W takiej sytuacji wróciłam na parking schroniska, ponownie poszłam do jego biura i oznajmiłam, że przed chwilą rozmawiałam z dyżurnym ze Straży Miejskiej i usłyszałam, że schronisko ma obowiązek wziąć od mnie te małe znajdy! W końcu dostaje na to co miesiąc pieniądze (oczywiście pochodzące z naszych kieszeni). Zostawiłam kotki i wyszłam.

Wyszłam stamtąd w tak złym humorze i tak zszokowana całą tą historią, że do tej pory nie mogę dojść do siebie. Jestem w szoku, że w taki właśnie sposób nasze lubelskie schronisko przyjmuje bezdomne zwierzaki. Kobieta pracująca w tym schronisku przekonała mnie jedynie, że nie warto w ogóle tam jeździć w takich sytuacjach. Potraktowała mnie okropnie, a kotki które przywiozłam - jak jakieś śmieci... „podniosłaś spod śmietnika to wyrzuć z powrotem bo i tak się nikomu nie przydadzą”. To tak jakby przyszedł bezdomny do schroniska, a ktoś w drzwiach powiedział by mu, że ma za czyste ubranie i za dobrze wygląda, żeby.

Po dzisiejszym dniu moja noga NIGDY W ZYCIU WIĘCEJ NIE PRZEKROCZY PROGU TEGO SCHRONISKA!!! Liczę jedynie na to, że pracują tam ludzie którzy potrafią szanować zwierzęta, którymi się opiekują. Będąc ponownie w przyszłości w sytuacji podobnej, na pewno nie pojawię się po praz kolejny w tym schronisku, skoro na jego pomoc liczyć nie można. Poszukam pomocy gdzie indziej! Ciekawi mnie tylko na co idą pieniądze, które miasto przeznacza na utrzymywanie tego miejsca.

Czytelniczka (nazwisko do wiadomości redakcji)

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto