Napiwki to często druga pensja kelnera czy barmana. Jak się okazuje lublinianie nie skąpią grosza za dobrą obsługę. - Ogólnie ludzie u nas dają napiwki. Jasne, zdarzają się skąpcy, ale coraz rzadziej – komentuje Paweł, barman z restauracji w centrum Lublina. - Najwyższy napiwek jaki dostałem to 96zł. Pewna pani kupowała colę za 4zł. Zostawiła banknot 100 zł i powiedziała, że reszty nie trzeba – wspomina. – Mój najwyższy napiwek to 80 zł – mówi Magda, kelnerka z pubu na Starym Mieście. Zgodnie z prawem oboje powinni od tych pieniędzy odprowadzić podatek.
- Napiwek podlega opodatkowaniu. Jeśli jest doliczony do rachunku, stanowi przychód ze stosunku pracy. Jeżeli kelner dostaje pieniądze bezpośrednio do ręki, stanowią one przychód z innych źródeł i pracownik powinien ujawnić je fiskusowi w rozliczeniu rocznym – wyjaśnia Bartosz Głowacki, prawnik z kancelarii Lex Generis. W praktyce większość pracowników gastronomii powinna, więc prowadzić skrupulatny spis pieniędzy, które dostają od zadowolonych klientów. – Nie czarujmy się. Pracownicy tego nie robią, a pracodawcy nie egzekwują takiego obowiązku – mówi Głowacki.
A co sami zainteresowani myślą o podatku od napiwków?
– Szczerze, to jakaś bzdura. Nie znam nikogo, kto ma zamiar rozliczać się z napiwków – mówi Magda. W podobny sposób o całej sprawie wypowiadają się klienci. - W restauracji zwracam uwagę na zachowanie obsługi. Dzień dobry, uśmiech na początek, to podstawa. Jestem wyczulony na takie rzeczy i skłonny zostawić wysoki napiwek, gdy ktoś się dobrze mną zajmie – tłumaczy Piotr, przedsiębiorca. – Jeśli już daję komuś jakieś pieniądze to wolałbym, żeby cała suma była dla tej osoby. Fiskusowi nic do tego – podsumowuje.
echodnia Ksiądz Łukasz Zygmunt o Triduum Paschalnym
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?