Listy od Czytelników: Lublin to nie tylko Juwenalia

Czytaj także:

Za waszym pośrednictwem chciałam złożyć na ręce pana prezydenta i panów rektorów UMCS i Politechniki Lubelskiej wyrazy podziękowania za doskonałe „umilanie” kilku ostatnich wieczorów i nocy.

Wszystkie te cudowne wrażenia słuchowe zawdzięczam – i myślę, że nie jestem odosobniona – trwającym od jakiegoś czasu Dniom Kultury Studenckiej. Tylko czy oby na pewno mają one coś wspólnego z kulturą. Dobiegający do moich uszu łomot (już kolejną noc z rzędu), a także wysłuchiwanie powracających z kulturalnych imprez studentów nieprzebierających w słowach i zachowaniach, każe zastanowić się, czy ta impreza faktycznie ma coś wspólnego z kulturą. Obawiam się, że niestety nie.

Szanowny panie prezydencie! Wydając następnym razem zgodę na tego rodzaju imprezy w środku miasta, pomiędzy blokami mieszkalnymi, uporczywie zakłócające ciszę nocną, proszę uwzględnić łaskawie fakt, że w rządzonym przez pana mieście nie mieszkają jedynie studenci, ale, niestety, mieszkają w nim ludzie, którzy w takie dni jak piątek, czasem sobota, a już na pewno poniedziałek muszą iść do pracy, m.in. i po to, aby z ich podatków wystarczyło na pańską pensję. I, niestety, niektórzy muszą wstać o piątej rano i być sprawni umysłowo i fizycznie, czemu niestety pięć czy sześć nieprzespanych z kolei nocy nie służy.

Prawo do swobodnego wypoczynku i spokoju we własnym domu wydaje się już doprawdy mało istotne. A dzieci – cóż. Może uda im się po przepłakanych nocach odespać w czerwcu. Wydaje mi się, że w Lublinie jest parę miejsc, poza ścisłym centrum, w których takie festiwale mogą się odbyć bez uszczerbku dla tych, którzy niekoniecznie mają ochotę na uczestnictwo w takiej „kulturze”. A jeśli dojazd dla studentów okazałby się zbyt kłopotliwy, to może jednak da się trochę skrócić koncerty – tak jak to bywało jeszcze kilka lat temu.

Magdalena T. mieszkanka LSM – z ostro dyskotekowymi pozdrowieniami o godz. 00:01.

Przeczytaj również: