Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krzysztof A. Zajas: pewnych błędów przeszłości nie da się naprawić, trzeba nieść ich brzemię

Kacper Owo
Mat.prasowe
O sile przyjaźni, błędach i o tym czy i kiedy facet staje się mężczyzną rozmawiamy z Krzysztofem A. Zajasem. W dobrych księgarniach znajdziecie już jego najnowszą powieść, kryminał "Wiatraki". Dalsza część artykułu poniżej.

Co może nam bardziej zaszkodzić - brudna przeszłość czy brudna teraźniejszość?
Brudna przeszłość. To, co teraz wydaje się takie brudne Luckowi Bałysiowi, może jeszcze okazać się czyste i łatwe do wyprostowania. Natomiast pewnych błędów przeszłości nie da się naprawić, trzeba nieść ich brzemię i płacić. Z tym właśnie zmaga się w „Wiatrakach” inspektor Andrzej Krzycki. Zresztą, nie tylko z tym, również z własnym strachem o te brudne rachunki.

Powinniśmy unikać strachu czy raczej go oswajać?
Strachu nie można uniknąć, jest trochę jak odruch warunkowy. Możemy oswajać się z tym odruchem, przygotowywać na niego, kulić zawczasu lub wypinać dzielnie pierś. Jasne. Pomaga to mniej więcej tyle, co zasłanianie się gazetą przed strzałem z pistoletu. Ale nie da się uniknąć. Człowiek, który nigdy w życiu się nie bał, jest albo psycholem, albo emocjonalnym warzywem. Trzeba się bać, choćby po to, by móc przestać się bać.

Mówi Pan, że książka ma być przede wszystkim "do czytania". Chciałby Pan uczynić gatunek kryminału bardziej "znośnym", przyswajalnym dla każdego czytelnika?
Raczej przyjemnie czytalnym. Standardowy kryminał jest, powiedziałbym, wręcz nieznośnie znośny, to znaczy często przelatuje przez nasze umysły jak literacki popcorn. Nie czyni większej szkody, ale i nie dostarcza niczego wartościowego. Chciałbym w swoich powieściach przemycić trochę więcej, bo ja wiem, literackości. Także na poziomie stylu, języka, konceptu literackiego. Mam wrażenie, że dzisiejsza powieść kryminalna, nawet jeśli ma wartką akcję i ciekawe pomysły, nie ma żadnego stylu. Niektóre wręcz przypominają wytwory jakichś programów komputerowych, operujących czymś w rodzaju narracyjnych algorytmów, bez dbałości o formę i literacki język. To chciałbym zmienić. I o to mi chodziło z tą książką do czytania. Niech to będzie bardziej literatura, a nie tylko produkt literaturopodobny.

W kryminałach czytelnicy tropią zabójcę razem z autorem. Czy Pan od początku wiedział, jakie będzie zakończenie powieści?
Nie. Mam wprawdzie jakieś pomysły, notatki, zarysy charakterów i kilka poszczególnych scen, ale jak się całość skończy, nigdy do końca nie wiem. Czasem aż do ostatniej sceny, jak było w przypadku „Wiatraków”. Nie, tu było nawet jeszcze inaczej: myślałem, że znam zakończenie, i nagle ostatnia scena mnie zaskoczyła, bo okazało się coś zupełnie innego. Oczywiście, nie zdradzę, ale sam wtedy zgłupiałem nieco. Z pisaniem to jest tak, że wymyślasz jakąś fikcyjną rzeczywistość, ale tylko do pewnego momentu, ponieważ dalej ona już sama rządzi się swoimi prawami. Ciekawe doświadczenie dla badacza literatury...

Co sprawia Panu więcej frajdy - budowanie skomplikowanych ludzkich charakterów, ich relacji, czy konstruowanie zagadek kryminalnych?
Jedno i drugie. Nie umiem oddzielić tych dwóch sfer. Ludzkie charaktery są niezbędną tkanką łączną moich kryminalnych zagadek, czasem po prostu je generują. Podobnie jak w życiu: zbrodnia jest funkcją charakteru, wynika z niego w równym lub nawet większym stopniu, niż z okoliczności zewnętrznych. Gdybym miał odtworzyć tutaj jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, powiedziałbym, że dobrze wymyślony charakter sam podsuwa rodzaj zbrodni, którą mógłby popełnić. No więc ją popełnia. Taki w „Wiatrakach” jest prezes Artur Kała. Jego prymitywny brutalizm bezpośrednio wskazuje sposób zabijania i zarazem pokazuje przyjemność, jaką on z tego czerpie. Czy tutaj bardziej zbrodnia jest zagadką, czy zagadka zbrodnią? Trudno powiedzieć. Jeśli zaś miałbym mówić o frajdzie, to tylko w tym kontekście, że to fikcja, a nie rzeczywistość.

Powieść pokazuje, że męska przyjaźń, choć chłodna, może być równie głęboka co ta między kobietami. Sam ma Pan podobne doświadczenia?
Poniekąd. Mam męskie przyjaźnie bardziej chłodne i takie, które mogłyby być kobiece. O jednego przyjaciela nawet żona jest trochę zazdrosna (śmiech). W parze moich głównych bohaterów realizuję jednak raczej pewien literacki ideał, wyobrażenie o tym, jak mogłaby wyglądać taka prawdziwie męska przyjaźń. Faceci tęsknią do takich związków równie mocno jak kobiety, tylko się bardziej wstydzą. Nie rozumiem dlaczego. Przyświeca im jakiś zupełnie fałszywy model samotnika, który w pojedynkę poradzi sobie z całym światem i jeszcze go za to wszyscy pokochają. Krzycki też trochę taki jest. Boi się prawdziwej, bliskiej przyjaźni, a jednocześnie skacze za Luckiem w ogień. Prawie dosłownie. Nie wiem, czy moja przyjaźń tak wygląda, ale chciałbym.

Kiedy facet naprawdę staje się mężczyzną? Kiedy staje się naprawdę dorosły?
Ja nie wiem, czy faceci w ogóle dorośleją. Kobiety owszem, ale mężczyźni? W każdym z nich pozostaje coś z chłopca i różnica tylko w technice udawania. Te wszystkie szczeniackie rywalizacje, wyścigi samochodowe, nocne granie na kompie albo pokątne bawienie się kolejką elektryczną, gdy wnuczek śpi – gdzie tu dorosłość? Już nie mówiąc o politykach, którzy okładają się jak przedszkolaki łopatkami w piaskownicy. Mój brat od dawna jest emerytem i nadal w piwnicy skleja modele samolotów i łódek, jak sześćdziesiąt lat temu. Nie, prawdziwy facet nigdy nie staje się całkiem dorosły. Prawdziwa dorosłość to mit. Kiedy sam przestanę mieć chłopięce ochoty, zacznę myśleć poważnie o samobójstwie, bo to znak, że koniec już rychły. Faceci mają jedynie przebłyski dorosłości i kobiety o tym doskonale wiedzą. Polują na te chwile. Lucek Bałyś w „Wiatrakach” właśnie przeżywa taki moment, odsłania się i od razu otrzymuje potężny cios. Można to nazwać dorosłością, ale jak znam Lucka, to otrząśnie się i wróci do swych szczeniackich dowcipów. Na bank.

A jak duże znaczenie dla powieści ma umiejscowienie jej na Pomorzu? Czy śmiało można powiedzieć, że jest jednym z bohaterów książki?
Tak, na pewno. Pomorze od lat inspiruje mnie swoimi klimatami. Powietrze, ziemia, woda, ludzie – wszystko tam jest specyficzne, niebanalne, wieloznaczne. A jeszcze jak pogrzebiesz trochę w tej ziemi, czyli w przeszłości, to już w ogóle. Polacy przez długi czas odwracali się od swojej północy, tego nieprzychylnego, surowego chłodu, źle się komponującego z naszą słowiańską polno-łąkową ciepłotą. Ale Pomorze jest, musimy je wchłonąć, zaakceptować, z całą jego odmiennością, z całą niemieckością, kaszubskością, tucholską borowiackością i kosznajdrowatością, jak dziwnie by te nazwy i klimaty nie brzmiały. Gdzieś w głębszym, niekryminalnym wymiarze, o tym właśnie są „Wiatraki”: o naszym akceptowaniu inności Pomorza. No więc tak, śmiało można powiedzieć, że jest ono jednym z bohaterów książki.

Co jest najtrudniejszego w pracy pisarza?
Kurcze, wszystko. Począwszy od samej decyzji, by nim zostać. U mnie to tyle lat trwało... A kiedy już się zdecydowałem, odkryłem szereg prawd wcześniej mi nieznanych. Na przykład taką, że w pisaniu najważniejsze jest nie wymyślanie fenomenalnych, porywających fabuł, tylko żmudne układanie zdań. Słowo po słowie. Akapit po akapicie. Rozdział po rozdziale. I czytanie później, co z tego wyszło. Nigdy nie byłem do końca zadowolony z napisanych powieści, wciąż mam ochotę poprawiać je, korygować dialogi, szlifować frazy. Na szczęście są czytelnicy, którzy mówią: „daj spokój, jest dobrze, pisz dalej”. No to zostawiam napisane do czytania i piszę dalej. W razie czego mogę zwalić winę na Czytelników (śmiech). Dla mnie osobiście może to jest najtrudniejsze – uwierzyć, że się coś dobrze napisało. Właściwie trochę się nawet boję takiej wiary. Mógłbym wtedy przestać się starać. A to byłaby prawdziwa klęska.

Myśli Pan, że moda na kryminały nie przeminie?
Moda pewnie przeminie, jak każda inna moda. Zostanie jednak samo zapotrzebowanie na kryminał, sensację, straszną opowieść, która nas wciągnie, przerazi i na chwilę wytrąci z nudnej codzienności. A później pocieszy odkryciem całej mistyfikacji. Dobijamy do końca i oddychamy z ulgą. Sprawca odkryty, złapany, ukarany, świat wrócił do równowagi. A potem jeszcze jedna ulga, że to wszystko fikcja. Choć z tym bywa różnie, bo wychodzisz na ulicę albo otwierasz internet i widzisz, że zło to nie tylko fikcja. Dzieje się tuż obok, za ścianą, na sąsiedniej ulicy. W dobrej powieści kryminalnej najważniejsze jest chyba to przywracanie harmonii, utwierdzanie nas w poczuciu takiej czy innej sprawiedliwości. Niekoniecznie rzeczywistej, raczej upragnionej. A na potrzebę sprawiedliwości i równowagi świata moda nigdy nie przeminie.

'Wiatraki" to początek trylogii. Kiedy czytelnicy dowiedzą się jak rozwinęły się wątki? Kiedy premiera kolejnej części?
Drugi tom powinien się pojawić za rok. Dla tych, którzy dobrną do końca „Wiatraków” może to być trudna informacja, ale nic nie poradzę. Na następne sezony seriali też trzeba czekać czasem rok, a jednak wszyscy czekamy. Kiedy więc dobrniecie i z powodu zakończenia zechcecie mnie poćwiartować, bardzo proszę – poczekajcie trochę!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto