Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Królowie prostej czy szaleńcy?

szkotka
szkotka
W każdą piątkową noc pasjonaci nielegalnych wyścigów oblegają ulice Lublina. Łódź znalazła już rozwiązanie problemu zmotoryzowanych szaleńców.

Tradycja nielegalnych wyścigów w Lublinie trwa od wielu lat. Tzw. „królowie prostej” spotykają się co piątek około 22. we wcześniej ustalonych miejscach, m.in. przy ul. Inżynierskiej, Doświadczalnej, w okolicach szpitala przy Kraśnickiej, czy na dużych parkingach przed marketami, np. przed Realem. Przyjeżdża, kto może i czym może. - Kiedyś przyjeżdżali nawet maluchami, polonezami albo ładami – wspomina uczestnik wyścigów, który chce zachować anonimowość. – Teraz chłopaki mają lepsze auta. Niektóre samochody są specjalnie przerabiane na potrzeby wyścigów. Ich właściciele serwują im tzw. „tuningowanie” - wymieniają silniki na te, o większej mocy, przystosowane do wyścigów na jednej czwartej mili.Do zawodów stają też motory, a nawet małe skutery.

Zabawę czas zacząć

Piątek, godz. 22, ulica Inżynierska w Lublinie. Najpierw rozgrzewka. Auta śmigają nam koło nosa przez całą długość ulicy. Jeżeli droga jest pusta, ścigający jadą dwoma pasami. Po krótkim wstępie, czas na prawdziwą „zabawę”. Najpierw trzeba sprawdzić, czy droga jest wolna. Uczestnicy wyścigów pilnują też, czy nie nadjeżdża radiowóz. Dwóch śmiałków ustawia się w linii, gotowi do startu. Gapie wyciągają telefony, robią zdjęcia. Pisk opon, zapach spalonej gumy, wycie silnika - ruszyli. 400 metrów do pokonania i jest już zwycięzca. Dlaczego to robią? Dla prędkości, satysfakcji, adrenaliny. Kochają niebezpieczeństwo i zawrotną prędkość. Zawody trwają zwykle do godz. 1 lub 2 w nocy. Aż ktoś z mieszkańców wezwie policję. - Radiowóz przyjeżdża często – mówi uczestnik wyścigów. – Czasami sprawdzają chłopakom samochody. Za „stuningowane auta” można stracić dowód rejestracyjny. Ale jeżeli chłopaki akurat się nie ścigają, policja ma związane ręce. Może tylko stać i obserwować. To jednak wystarcza, bo po godzinie obserwacji przez funkcjonariuszy, kierowcy zwykle się rozjeżdżają. Ale wrócą tu za tydzień.

Stróże prawa kontra królowie szosy

Policja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się w piątkowe noce na ulicach Lublina. - W tym roku mieliśmy jednak tylko dwa zgłoszenia o wyścigach: z ul. Inżynierskiej i Doświadczalnej - mówi sierżant Piotr Branica z Komendy Miejskiej Policji. – Jeśli coś takiego się dzieje, mieszkańcy muszą do nas dzwonić. Od razu wysyłamy tam drogówkę.

Łódzki „złoty środek”

Do podobnych procederów dochodzi w wielu miastach Polski. Łódź jako jedyna znalazła złoty środek i rozwiązała problem nielegalnych wyścigów. Jak? Zalegalizowali to, co nielegalne. Teraz miłośnicy szybkiej jazdy w Łodzi ścigają się na legalnych, ulicznych wyścigach samochodowych. - Ci młodzi ludzie sami się do nas zgłosil – opowiada Lech Ryszewski, prezes Automobilklubu Łódzkiego. – To nie byli żadni dresiarze, tylko młodzi, inteligentni ludzie, którzy nie mieli gdzie jeździć. Nie bawiło ich ganianie się z policją. Tak więc zorganizowano dla nich szkolenia, a Urząd Miasta zakupił sprzęt do pomiaru czasu za niebagatelne 45 tys. zł. Pierwsze oficjalne wyścigi „Street Legal” zorganizował właśnie Automobilklub Łódzki, współpracując z władzami miasta, organizatorami nielegalnych wyścigów i policją. Zawody rozgrywane były na wyłączonej na ten czas z ruchu jednej z ulic miasta. Cały teren zabezpieczali mundurowi. Ilość nielegalnych wyścigów na ulicach Łodzi spadła o 60 procent.

Czy będzie przymierze w Lublinie?

Pomysł łódzki mógłby sprawdzić się także u nas. Zarówno policja, jak i Lubelski Automobilklub nie wykluczają takiego rozwiązania. Podchodzą do tego jednak dość sceptycznie. - Gdyby było odpowiednie miejsce i infrastruktura na ten cel, to moglibyśmy zorganizować legalne wyścigi - nie wyklucza sierżant Branica. – Na razie nie ma takiej możliwości. Ale Branica zapewnia, że policja jest otwarta na podobne inicjatywy: - Porozmawiamy z prezesem lubelskiego Automobilklubu – zapewnia. – Jeśli podejmiemy jakieś kroki, skonsultujemy się z Łodzią. Prezes Automobilklubu Lubelskiego, Andrzej Stachurski uważa, że tacy "rajdowcy" nie są chętni do udziału w organizowanych wyścigach: - W klubie reaktywowaliśmy sekcję ścigaczy. Ci, którzy ściągają się nielegalnie wyłamują się, bo nie podoba im się dyscyplina i jakikolwiek nadzór. Ich zabawy są dzikie i trudno będzie je - uważa. - Mimo to, jestem gotowy zawrzeć przymierze z policją i podążyć w ślady kolegów z Łodzi. Zasięgnę opinii komendanta policji i zobaczę, czy będą zainteresowani.

Wy dumacie, my cierpimy

Podczas, gdy stróże prawa obmyślają fortele, jak ujarzmić „królów prostej”, okoliczni mieszkańcy dostają szału, gdy za oknami słyszą pisk opon. - Dręczą nas co piątek - żali się mieszkanka ul. Wrotkowskiej. – Hałasują i stwarzają zagrożenie na ulicy. Mieszkańców denerwuje nie tylko hałas, ale także śmietnik, jaki zostawiają po sobie uczestnicy wyścigów i ich publika. - Porozbijane butelki, paczki po chipsach i niedopałki zaśmiecają całe pobocze – mówi lokatorka z Inżynierskiej. – Ten proceder musi się skończyć!

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto