Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klientka Czarciej Łapy w Lublinie: Kazali mi dopłacić 3 tys. zł tuż przed weselem

Redakcja
Pani Katarzyna chciała mieć wesele w restauracji „Czarcia Łapa” ...
Pani Katarzyna chciała mieć wesele w restauracji „Czarcia Łapa” ... Maciej Kaczanowski/ Archiwum
Pani Katarzyna chciała mieć wesele w restauracji Czarcia Łapa w Lublinie. Umawiała się, że lokal będzie zarezerwowany dla weselnych gości, a przyjęcie będzie umilał DJ. W międzyczasie zmienił się manager restauracji i zażądał dopłaty.

Pani Katarzyna napisała do nas list:

Jak „Czarcia Łapa” zepsuła najważniejszy dzień w moim życiu…

"Listopad, moje urodziny, wyjazd o 4 nad ranem z Warszawy do Sopotu na wschód słońca. Oświadczyny na molo. Było przepięknie, tyle emocji i wzruszeń, oczywiście słońca nie było bo padała mżawka, ale dodawało to jeszcze uroku całej sytuacji.

Ślub zaczęliśmy planować z nowym rokiem.

Jakoś wszystko się udawało bez problemu. Jako, że jestem z Lublina, ślub zaplanowałam w katedrze. Mimo krótkiego czasu, akurat był wolny termin. Przyjęcie chcieliśmy mieć kameralne tylko dla najbliższych. Wyszło nam ok. 40 osób więc mogliśmy zrobić wesele w jakiejś restauracji. Najwięcej dobrych opinii słyszałam o restauracji „Czarcia Łapa”, także w związku z „Kuchennymi Rewolucjami” Magdy Gessler.

Jedzenie świetne, wystarczająco miejsca na tyle osób i miejsce do potańczenia. Wydawało się idealnie. Szczegóły ustaliliśmy z managerem od stycznia do marca tego roku żeby dużo wcześniej mieć załatwione najważniejsze rzeczy i nie robić wszystkiego w ostatniej chwili. Podpisaliśmy umowę, ustaliliśmy rozkład stołów i miejsce dla DJ-a poleconego przez managera.

Z uwagi na małą liczbę goście, mieliśmy mieć na wyłączność restaurację w środku, a na zewnątrz w ogródku restauracja miała normalnie działać dla zewnętrznych gości, tak aby obrót restauracji utrzymał się na normalnym poziomie jaki jest w weekendy.
Wydawać by się mogło, że wszystko jest pod kontrolą i wszystko mamy załatwione.

Grubo się myliliśmy.

Około miesiąca przed ślubem, który miał być w sierpniu zadzwonił do nas właściciel „Czarciej Łapy” Filip Lewak z informacją o zwolnieniu managera i przejęciu przez niego organizacji wesela. Na spotkaniu potwierdziliśmy ustalenia z umowy. Niestety w umowie było napisane, że przyjęcie będzie odbywać się w restauracji, bez wyszczególnienia, w której części. Ustalenia o rozstawieniu stołów, miejsca dla DJ-a oraz zamknięcia wewnętrznej części restauracji tylko dla nas, miałam w mailach. Właściciel potwierdził, że ma maile, które wymieniałam z managerem, bo były one z firmowego konta. Tak więc nawet do głowy mi nie przyszło, żeby coś jeszcze sprawdzać.

Ponad tydzień przed ślubem wysłałam do właściciela pełną listę gości z uwzględnieniem DJ-a i fotografa. Właściciel zaproponował mi kilka wersji rozsadzenia i oddzielny stolik dla DJ-a i fotografa, ponieważ zazwyczaj tak robią, na co się zgodziłam.

Teraz zaczyna się najgorsza część. Dwa dni przed ślubem dzwoni do mnie Pan Lewak z prośbą o wytłumaczenie jak my sobie to wyobrażamy, że DJ będzie grał dla nas i przeszkadzał reszcie gości w restauracji. Bardzo mnie to pytanie zdziwiło i przypomniałam, że przecież wewnątrz restauracji jest tylko wesele, a goście zewnętrzni w ogródku, a o tym że będzie DJ już wie od dawna i dlaczego dwa dni przed ślubem nagle ma jakieś zastrzeżenia. Pan Lewak oświadczył, że nic nie wie o tym, że restauracja ma być zamknięta wewnątrz dla nas i nie może tak być, że będzie dla nas grał DJ i przeszkadzał innym gościom w restauracji, a jeżeli chcemy żeby tak było, to musimy dopłacić 3000 zł.

Acha! Pomyślałam i o to chodzi – najzwyklejszy szantaż w sytuacji, kiedy jesteśmy już bez wyjścia… Kiedy powiedziałam, że przecież wszystkie ustalenia mam na mailu, to Pan Lewak powiedział, że mogę sobie teraz wymyślać, co mi się podoba, a on nie jest w stanie tego zweryfikować, o czym rozmawiałam z byłym managerem, mimo że chciałam wydrukować te maile i mu pokazać. Tak więc dwa dni przed ślubem zszargałam sobie nerwy, zamiast myśleć o ślubie to szarpałam się z Panem Lewakiem i próbowałam z nim coś negocjować. Powiedziałam, że możemy zrezygnować z zamknięcia restauracji wewnątrz i mogą być goście zewnętrzni przy stolikach w drugiej części restauracji, ale DJ musi być, przecież jak można sobie wyobrazić wesele bez tańców. Zwłaszcza, że dwa miesiące ćwiczyliśmy pierwszy taniec z instruktorem tańca. Ale Pan Lewak był nieugięty i cały czas mówił o dopłacie, bo im się to nie opłaca, a i tak mamy bardzo korzystną umowę (notabene, którą sam podpisał, więc czemu nam teraz to wypomina).

Ostatecznie musieliśmy zrezygnować z Dj-a, za którego już zapłaciliśmy, ponieważ nie mieliśmy już 3000 zł i nie zamierzaliśmy ulegać szantażom jakiegoś naciągacza, a Pan Lewak zażądał zapłaty dzień przed ślubem. Chcieliśmy nawet poszukać innej restauracji, ale żadna już nie mogłaby przyjąć takiej ilości dzień przed. Poza tym za dużo włożyłam pracy w wybór menu, wystroju, wszystkich dodatków itp. Z tej bezmocy, że tak zostaliśmy oszukani cały dzień przed ślubem płakałam zamiast się cieszyć. Dobrze, że od razu dzień po ślubie mieliśmy polecieć w podróż poślubną, więc myślałam już tylko o tym żeby to wesele się skończyło i żebyśmy mogli to wszystko zostawić za sobą. Pomijając pytania gości, dlaczego nie mogą sobie potańczyć na weselu, to nastawienie panny młodej, która myśli aby jej weselu jak najszybciej się skończyło można nazwać jakimś dramatem. Dla mnie to był koszmar, a nie najpiękniejszy dzień w życiu!

I to jeszcze nie był koniec upokorzeń.

DJ był tak miły, że nagrał nam na płytę CD muzykę, którą z nim wybierałam wcześniej, żeby można ją chociaż było puścić, Pan Lewak się na to zgodził. Nieoczekiwanie, kiedy przyszliśmy już do Restauracji po ceremonii, okazało się, że ktoś gra na pianinie w restauracji. Także płyta nie została puszczona. Po weselu dowiedziałam się jeszcze od świadkowej, która nie chciała mi tego już wcześniej mówić, że prosili pianistę o parę piosenek, ale jak jeden z kelnerów to zobaczył, to podbiegł do pianisty i zakazał mu grać czegokolwiek, o co prosimy.

Czy można sobie wyobrazić gorsze podejście właściciela restauracji? Nie spotkałam się jeszcze z taką złośliwością i chęcią wyłudzenia pieniędzy od klienta w branży, która wyjątkowo jest zależna od przekazywanej opinii. Obecnie rozważamy pozew do sądu."


Oświadczenie Filipa Lewaka (przedstawia się jako nowy manager, a nie właściciel restauracji):

Zrealizowaliśmy usługę zgodnie z umową podpisaną przez zleceniodawcę. Goście ponad to jednak żądali zamknięcia całego lokalu na wyłączność dla nich na kilka dni przed przyjęciem. Było to niemożliwe, gdyż przyjęliśmy już wcześniej na ten termin rezerwację od innych gości. Nie rozumiem problemu, skoro usługa została wykonana zgodnie z zawartą umową. Zależy nam na zadowoleniu wszystkich gości, dlatego nie mogliśmy postąpić inaczej.

Jeśli chodzi o temat szantażu, to tak odebrałem wypowiedź zleceniodawcy, gdy poinformowałem zleceniodawcę, że nie możemy zgodnie z jego życzeniem udostępnić restauracji na wyłączność, zaś zleceniodawca stwierdził, że jeśli nie udostępnimy całej restauracji, to skieruje sprawę do sądu. Po konsultacji z adwokatem stwierdziliśmy, że działamy zgodnie z zawartą umową i wykonamy jej postanowienia nie uwzględniając pomimo dobrej woli niemożliwych do zrealizowania życzeń zleceniodawcy, wykraczających poza ramy umowy i przedstawionych zbyt późno.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto