Recenzja i fotogaleria powstała w ramach akcji "Relacja za akredytację". Dziękujemy!
W Polsce wystąpili po raz pierwszy prezentując twórczość solo oraz wspólne kompozycje. Tych koncertów w planie było tylko sześć. Szczęśliwcami okazały się miasta: Lublin, Poznań, Wrocław, Warszawa, Gdańsk i Kraków.
Domeną muzyków są głównie jazz i folk, z odrobiną muzyki klasycznej. Są bardzo znani na świecie, w Polsce wydaje mi się, że znacznie mniej. Choć prawdziwych pasjonatów ich twórczości nie brakuje. Mimo bardzo wysokiej ceny biletów, nie brakowało ich na sali. Jednak organizatorzy odwołali dwa ostatnie koncerty w Gdańsku i Krakowie.
John Williams pochodzi z Australii. Zdobył słynną nagrodę Grammy za najlepsze wykonanie muzyki kameralnej. Jest wykładowcą Królewskiej Akademii Muzycznej. W branży nazywany jest pierwszym ambasadorem gitary. Obecnie pracuje dla Sony Classical. Towarzysząc takim muzykom i zespołom jak: Julian Bream, Andre Previn, Cleo Laine, John Dankworth, Paco Peny, SKY, The National Youth Jazz Orchestra, pojawił się na stu albumach. Jest bardzo spokojnym człowiekiem i to, jaką gra muzykę, widać od razu. W foyer Filharmonii można było obejrzeć wystawę projektów okładek do płyt tego artysty autorstwa Polaka prof. Rosława Szaybo.
John Etheridge pochodzi z Wielkiej Brytanii. To podobno największa gwiazda angielskiej sceny Canterbury – grup jazz-rockowych i awangardowych. To mistrz improwizacji. Współpracuje z wielkimi artystami takimi jak np.: Yehudi Menuhin, Dizzie Gillespie, Herb Ellis, Mundell Lowe, Nigel Kennedy, Pat Metheny.
Razem z J. Williamsem współpracowali nad afrykańską interpretacją muzyki Francisa Bebeya, Richarda Harveya, Chrisa Laurence'a i Paula Clarvisa. Zostało to udokumentowane na płycie „The Magic Box”.
Koncert zaczął się punktualnie. Widzów przywitała p. Dorota Mężyk - organizatorka, przedstawiając cały program występu. Najpierw muzycy zaprezentowali się w duecie, a po krótkiej przerwie każdy z nich solo - John Etheridge z muzyką żywiołową jazzowo-folkową, natomiast John Williams z klasyczną.
Ich wspólny koncert to swojego rodzaju rozmowa między muzykami za pośrednictwem gitary. To pasjonaci gitary i widać, że doszli do perfekcji, a razem tworzą doskonały duet.
Bardzo trudno jest mi przekazać słowami swoje odczucia po występie. Trzeba byłoby posłuchać tych wykonań, żeby poczuć tą muzykę. Ja ją poczułam, wprawiła mnie w dobry, choć nostalgiczny nastrój. Cieszę się, że mogłam posłuchać na żywo takich sław, a nawet poznać ich osobiście i chwilę porozmawiać. Okazało się, że mimo swojej wielkości, są bardzo miłymi, otwartymi osobami. Chętnie rozdawali autografy i pozowali do zdjęć.
Koncert ten był naprawdę miłym zakończeniem tak ciepłego i słonecznego dnia. I jedno, czego żałuję to to, że tak mało ludzi mogło sobie pozwolić na kupno biletu. To był jeden wielki minus. A i dla artystów byłoby przyjemniej widząc pełną widownię. Prawdopodobnie nigdy więcej już nie przyjadą do Polski, więc tym bardziej żal.
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?