Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Joanna Brodzik wydała książkę. Kulinarna gawęda z ludźmi, historiami i emocjami w tle

Michał Dybaczewski
Michał Dybaczewski
Joannę Brodzik już zawsze będziemy kojarzyli z serialami „Kasia i Tomek” i „Magda M.” Aktorka w sobotę 13 listopada pojawi się w Lublinie, ale jej wizyta nie będzie miała żadnego związku ze sztuką filmową, a z… kulinarną. Brodzik wydała właśnie książkę „Umami. Opowieści i przepisy”, którą promować będzie w restauracji Trybunalska (godz. 15), a my przy tej okazji rozmawiamy z nią o kulinarnej pasji.

Jakie okoliczności sprawiły, że zainteresowała się pani kuchnią?

Pochodzę z małego miasteczka pod Zieloną Górą. Wychowywała mnie głównie babcia, bo mama pracowała, i to właśnie babcia obdarowała mnie wieloma pięknymi rzeczami, wśród których była umiejętność zamieniania produktów w energię, którą karmi się innych ludzi. Babcia bardzo dużo czasu przebywała w kuchni, nie tylko gotując, ale też prowadząc w niej liczne rozmowy. I właśnie ta babcina kuchnia - ze smakami, zapachami i rozmowami - jest dla mnie wzorem.

Kulinaria to zmysły, sensualność. Z jakimi zapachami kojarzy się pani dzieciństwo?

Takie wspomnienie przywołuję zaraz na początku książki „Umami. Opowieści i przepisy”. Chcąc zlokalizować na osi czasu pierwszy moment, kiedy smak stał się dla mnie zmysłem wyjątkowo bliskim, drogą dedukcji doszłam do tego, iż była to zima 1976 roku, a ja miałam trzy lata - jadłam chrupiącą bułkę z masłem i szynką popijając do tego kakao.

Można gotować, ale wcale tego nie kochać. W pani przypadku ta chemia jest. Kiedy sobie pani uświadomiła, że kocha gotować?

Miałam pięć lat i wtedy po raz pierwszy samodzielnie upiekłam kurczaka. To był moment, w którym uświadomiłam sobie sprawczość, jaka wiążę się z przygotowywaniem posiłków. Tę historię można również przeczytać w „Umami”. Każdemu jedzeniu można nadać wyjątkowy, uroczysty charakter, co najlepiej oddaje anegdota z repertuaru babci Jadzi: możesz mieć tylko dwa jajka i zjeść je przy lodówce złorzecząc na swój los, a możesz utrzepać puszysty omlet, nakryć do stołu, zapalić świece i podzielić się tym posiłkiem z kimś bliskim stwarzając w ten sposób uroczystą sytuację. Ta postawa - casus dwóch jajek - jest mi bardzo bliska. Wyłącznie od nas zależy, jaką jakość będzie miało nasze życie.

Porównała pani swoją książę do solidnego stołu na czterech nogach. Proszę rozwikłać tę stołową symbolikę…

„Umami” to mój wydawniczy debiut. Nie miałam koncepcji pracy nad książką, bo nigdy wcześniej żadnej nie napisałam! (śmiech) Fascynują mnie książki o tematyce okołokulinarnej i zauważyłam, że na polskim rynku brakuje pozycji, która nie byłaby książką stricte kucharską, ale czymś więcej - swego rodzaju gawędą kulinarną dostarczającą nie tylko wiedzy o jedzeniu i gotowaniu, ale także emocji. Wymyśliłam sobie, że zawartością „Umami” będzie „stół z czterema nogami”. „Jedna noga” to fascynujące mnie połączenia między historiami przypraw, potraw, miejsc i historycznego czasu. „Druga noga” to różnego rodzaju kolekcjonowane przeze mnie przez lata ciekawostki, „myki i sposobiki” na to, żeby w kuchni wszystko udawało się najlepiej; żeby przy okazji nie marnować jedzenia, czy cieszyć się posiłkiem pomimo jego prostoty. Są tu kreatywne i pomysłowe rozwiązania, a także otwartość na improwizację. W „Umami” zdradzam na przykład, co zrobić, jeśli mamy chęć na guacamole, ale w sklepie jest tylko niedojrzałe awokado. „Trzecią nogą” są przepisy, ale co ważne, żaden z przepisów, który znajduje się w książce nie został wypreparowany na jej potrzeby. Wszystkie moje propozycje kulinarne są sprawdzone tysiące razy i na wiele sposobów. „Czwarta noga” mówi o tym, czym „Umami” jest w istocie - opowieścią, w której kulinaria służą tylko za pretekst, by móc podzielić się z czytelnikami tym, jak bardzo szanuję i kocham życie oraz ludzi. Wielu ważnych dla mnie z różnych powodów ludzi, przywołuję na kartach swojej książki.

Problemem współczesnego świata jest marnotrawienie jedzenia. Pani w swojej książce uczy jak tego nie robić. No właśnie - jak?

Przede wszystkim należy myśleć o tym, co się robi. Planujmy zakupy z wyprzedzeniem, róbmy listę produktów, których realnie potrzebujemy, nie idźmy do sklepu z pustym brzuchem, bo wtedy nasze oczy nas bałamucą i powodują, że kupujemy coś, czego na naszej liście nie ma. Muszę powiedzieć, że zasadę niemarnotrawienia jedzenia wyniosłam z domu - pochodzę z bardzo niezamożnej rodziny, której historia obejmuje zsyłkę na Sybir i pokoleniowe doświadczenie potwornego głodu. Z tego wynika mój szacunek do jedzenia, do chleba - jeśli upadnie mi na ziemię, to zbieram go do woreczka, a potem zamieniam na panierkę, czy mąkę, którą mogę zagęścić sos lub zupę. Kluczem do niemarnowania jest świadomość, jak możemy wykorzystać coś, czego nie chcemy wyrzucić. Przykładowo, obierki z ziemniaków doskonale smakują, jeśli się je przemaceruje oliwą, posypie grubą solą i wstawi na grilla. Otrzymamy pyszne i zdrowe chipsy, bo skórka ziemniaka kryje w sobie więcej wartości odżywczych niż sam ziemniak.

Panuje takie przekonanie, że na zdrową, zrównoważoną dietę mogą pozwolić sobie osoby zamożne. Rozprawmy się z tą tezą - można jeść zdrowo bez zasobnego portfela?

To jest trudne pytanie. Ubóstwo, czyli sytuacja, gdzie pojedynczy człowiek lub całe rodziny, z różnych powodów nie są w stanie zapewnić sobie dostępu do zbilansowanego pożywienia, stanowi ogromny problemem naszego współczesnego świata. My, żyjąc w tej części Europy i w tym momencie historycznym, doświadczamy ogromnego luksusu posiadania jedzenia w nadmiarze. Ale wystarczy pojechać na przykład do Zanzibaru, żeby zobaczyć, że wystarczająca ilość jedzenia to zagadnienie względne.

W sobotę w restauracji Trybunalska w Lublinie odbędzie się spotkanie autorskie poświecone pani nowej książce. Czy Lublin wywołuje u Pani jakieś kulinarne skojarzenia?

Lublin to przede wszystkim miasto rodzinne Karoliny Nasalskiej - mojej lewej i prawej ręki, pierwszej czytelniczki, recenzentki i korektorki „Umami”. Z Karoliną współpracuję od lat i jadąc w sobotę do Lublina, będę jechała trochę jak do siebie, bo wiem, że znajdę się w otoczeniu fantastycznych ludzi. Liczę też, że zostanę u was dobrze nakarmiona (śmiech).

Wiem, że lubi pani kuchnię orientalną, zatem z czystym sumieniem mogę polecić żydowską restaurację Mandragora.

Ależ piękna nazwa. Mam nadzieję, że będę miała czas by tam zajrzeć. To ja w rewanżu polecam panu fantastyczną książkę „Jerozolima”, która traktuje o kuchni izraelskiej i dzięki autorom pięknie zadaje kłam konfliktom na Bliskim Wschodzie. Wiele przepisów z tej książki weszło zresztą do mojego stałego kulinarnego repertuaru.

Powoli wchodzimy w okres przedświąteczny. Skoro więc mam możliwość porozmawiania z panią to zapytam już teraz: co na bożonarodzeniowym stole pojawia się u Joanny Brodzik?

Świąt nie wyobrażam sobie bez bigosu! W „Umami” poświęcam mu zresztą wiele miejsca i czułości. Moim stałym świątecznym przebojem są również śledzie z czerwonym pieprzem i kolendrą. Przepisem na te śledzie dzielę się oczywiście z czytelnikami w „Umami”. Znajduje się tam również przepis na makowce, których przenoszenie na blachę jest rozrywką dla mojej rodziny, bo za każdym razem czekają, aż makowiec wypadnie mi z rąk. Na szczęście jeszcze do tego nie doszło (śmiech).

I już tak na koniec łącząc aktorstwo z kulinariami. Co najczęściej jedzą aktorzy na planie filmowym?

Jak jest zimno to w bar busie jemy kaszankę z cebulką smażoną. Będąc w plenerze, kręcąc serial „Nad rozlewiskiem” prosiłam na przykład kucharzy, żeby nazbierali szczawiu, z którego była oczywiście szczawiówka. A jeśli chodzi o jedzenie na planie to najbardziej nam jest przykro, kiedy postaci w scenariuszu popijają winko, a my musimy czekać, aż opadnie piana z soku z czarnej porzeczki. Herbata natomiast udaje whisky (śmiech).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Joanna Brodzik wydała książkę. Kulinarna gawęda z ludźmi, historiami i emocjami w tle - Kurier Lubelski

Wróć na lubelskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto