MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jak wylewali brzeczkę na ławę

Jakub Markiewicz
Jakub Markiewicz
Karol Rudolf Vetter miał zamiar osiedlić się w Kijanach i tam warzyć piwo dla lublinian. Ale przekalkulował, że koszty wożenia beczek furmankami do miasta i trzymania piwa w dobrej kondycji będą nazbyt duże. Z tego powodu przemysłowiec, który trwale związał się z Lublinem, zmienił plany.

**Piwowar przekupuje Rosjan

**

W XIX wieku po zamknięciu klasztoru reformatów przy ulicy
Bernardyńskiej, w opuszczonych pomieszczeniach zakwaterowało się rosyjskie wojsko.
Karol Rudolf Vetter odkupił ten obiekt wraz z przyległymi zabudowaniami
gospodarczymi, placem, ogrodem z sadzawką i przyklasztornym cmentarzem. Posiadłość
nabył dość tanio, ale miał problem, jak się pozbyć umundurowanych lokatorów.

 

– Przekaz głosi, że Vetter co i raz gościł u siebie rosyjskich
oficerów, a na pożegnanie wypychał im kieszenie pieniędzmi – mówi
Tadeusz Rakowiecki, główny technolog Perły Browarów Lubelskich. – Przekupstwo
się powiodło. Wkrótce Rosjanie wynieśli się z klasztoru i w 1846 roku ruszył
browar Vettera.

Ponoć po wyprowadzce Rosjan sprytny Vetter kazał zdjąć miedziany
dach z poklasztornych zabudowań i pokryć je zwykłą cynkową blachą.
Cenną miedź dobrze sprzedał, zaś to, co zarobił na chytrej transakcji, wystarczyło
mu na kupienie kotłów i aparatury do browaru.

 

**Piwo wiadrami mierzone

**

Rok po otwarciu swego browaru Vetter uwarzył aż 36487 wiader
piwa, co stanowiło blisko 55 proc. dostaw w regionie. Już w 1860 roku
piwo z browaru Vettera dostało srebrny medal na warszawskiej wystawie.
Vetter zatrudniał wówczas zaledwie 18 pracowników. Wszyscy podpisywali
oświadczenie, że jeśli się upiją w robocie, będą zwolnieni bez odszkodowania.
Taka sama kara groziła za kradzież piwa, pustych butelek, korka, jak również za
kłótnie i bójki w browarze.

Interes Vettera prosperował wybornie, a piwowar nie
skąpił pieniędzy na rozwój firmy. Przy ulicy Misjonarskiej zbudował wkrótce
słodownię (zlikwidowaną dopiero w 1978 roku), a przy Bernardyńskiej - wytwórnię
wódek, likierów i lemoniady.

 

I po żydowsku

 

Zyski z obficie się lejącego piwa kusiły tutejszych
przedsiębiorców.

– W 1912 roku przy ulicy Kunickiego stanął Browar Parowy
Jeleń, założony przez zamożnego Żyda Hersza Jojnę Zylbera – opowiada
Tadeusz Rakowiecki. - Nazywając tak swój browar, Zylber prawdopodobnie miał na
myśli herb Lubelszczyzny.

Budynki kazał wznosić w pobliżu stawów na Czerniejówce, gdzie
zimą rżnięto lód do chłodzenia piwa. Stąd blisko było do kolei żelaznej.

Podczas drugiej wojny światowej hitlerowcy zamknęli Zylberów w getcie,
gdzie panował głód i szalały choroby. Przeżył tylko jeden syn.

W 1948 roku obydwa lubelskie browary upaństwowiono. Weszły
w skład Zakładów Piwowarsko-Słodowniczych. W dawnym browarze Vetterów
przy Bernardyńskiej są dziś biura i magazyny.

 

Wiosłowanie zacieru

 

W XIX wieku w Lublinie było kilka browarów. Te zakładane
przez Niemców i Żydów, nie dorównywały rozmachem browarom Vettera i szybko
bankrutowały. Głównie, dlatego, że zatrudniały kiepskich piwowarów.

Przed wojną w browarze przy Bernardyńskiej niezrównanym piwowarem
był Henryk Milke. Brać zatrudniona przy warzeniu piwa uznawała go za wzór
fachowca.

MIlke doglądał warzenia najprzedniejszego piwa. Tradycyjnymi
surowcami był słód jęczmienny, woda, chmiel i drożdże piwowarskie. Słód
zmieszany z wodą był zsypywany do kadzi pełniącej rolę kotła zaciernego.
Kadzie były wpuszczone w posadzkę. Pod nimi buchało palenisko.

– Warzelny dokładał do ognia drwa lub węgiel, by utrzymać przepisową
temperaturę – opowiada technolog z Browarów Lubelskich. – Dwaj
mieszacze z drewnianymi wiosłami-łopatami w dłoniach niczym konie w kieracie
chodzili dookoła i mieszali podgrzewany zacier. Zdarzały się wypadki, bo
barierki kadzi były niskie, a zacier o temperaturze do 76 stopni Celsjusza
wychlapywał się z kotła. Zdarzały się też zatrucia tlenkiem węgla.

Łopata i garniec do dziś są atrybutami piwowarskiej braci.
Garniec służył do pobierania prób brzeczki, a łopata - do mieszania
zacieru.

 

Piwowar starej daty

 

Zacier cedzono, a potem mieszano z chmielem.
Powstawała brzeczka. Do piwowara należało sprawdzenie brzeczki. Milke był w tym
niezrównany. To on bezbłędnie odważał składniki i dbał o czystość, bo piwo
szybko łapie niepożądane zapachy, gdyż ma dużą zawartość białka. Jeśli
piwowar nie potrafi tego dopilnować, nie umie dodać tyle chmielu, by uzyskać
wyjątkowy aromat, piwo będzie marne.

– Piwowarzy mieli własne sposoby sprawdzenia, czy brzeczka
już jest dobra – opowiada Tadeusz Rakowiecki. - Nosili skórzane spodnie, by
się nie poparzyć brzeczką, która podczas gotowania chlapała z kotła. Milke
pobierał próbę i wylewał na ławę, a potem siadał na tym. Jeśli się
przykleił do ławy, piwo było ugotowane. Jeśli się odklejał – trzeba było
gotować dalej.

Milke był człowiekiem starej daty, nie tolerował
marnotrawstwa, Po wojnie, gdy browar upaństwowiono, a zarobki były niskie,
etos pracy podupadł. Milke dostrzegł kiedyś, jak robotnicy słodowni rozjeżdżają
ziarno wózkami zwanymi gęsiarkami. Gdy zwrócił im uwagę, wybuchli śmiechem.
Milke nasadził wtedy czapkę na głowę, wyszedł i nigdy już do browaru nie
wrócił.

 

Z piłą na stawy

 

Podczas warzenia i transportowania piwo trzeba było schładzać.
Vetter miał na Kalinowszczyźnie składnicę lodu. Zimy były wtedy srogie, robotnicy
wychodzili nad zamarznięte stawy, gdzie piłami wycinali bryły lodu. Lód
składowano w chłodni. Musiał wystarczyć do przyszłej zimy, Browar miał
także stajnię, konie i wozy. Beczki wożone do piwiarni były okładane lodem,
dzięki czemu piwo zachowywało świeżość.

W browarze wygotowaną brzeczkę (po sklarowaniu) spuszczano do
drewnianych kadzi fermentacyjnych. Po fermentacji piwo zlewano do drewnianych kuf.
Tak leżakowało – im dłużej, tym było mocniejsze. Rozlewano je do butelek
zamykanych na porcelankę lub do beczek.

Pod koniec XIX wieku ludzi mieszających zacier zastąpiły
mieszadła napędzane pasem transmisyjnym z silnika parowego. Sprowadzono
maszyny chłodnicze i odtąd nie trzeba było magazynować lodu.

U Vettera już piwa nie warzą

 

Dziś w lubelskim browarze przy Bernardyńskiej nawet nie pachnie piwem. Browar przy Kunickiego - nowoczesny, zautomatyzowany, sterowany urządzeniami najnowszej generacji, produkuje piwo „Perła chmielowa” -cenione i nagradzane.

Beczki drewniane dawno zastąpiono stalowymi. Te w leżakowni mają pojemność ponad 15 tysięcy litrów. Procesu produkcji i jakości doglądają dziś laboratoria. Europejskie normy wymagają sterylnej czystości. Dziś nikt już brzeczki nie wylewa na ławę…


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto