Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ewa Wilczek z SPR Lublin: Bardzo przeżywam, że mogę być świadkiem upadku klubu

Redakcja
Ewa Wilczek z SPR Lublin
Ewa Wilczek z SPR Lublin Karol Wiśniewski
Z Ewą Wilczek, kołową SPR Lublin, rozmawia Krzysztof Nowacki

Jak przygotujecie się do najbliższych spotkań, skoro zespół zawiesił treningi?
Jesteśmy zawodowcami i nie możemy w ogóle się nie ruszać. Trenerzy rozpisali nam ćwiczenia i trenujemy indywidualnie. Nie możemy później wyjść na mecz i złapać kontuzję, albo zagrać na stojąco. Czwartek będzie dla nas decydującym dniem i cały czas mam nadzieję, że miasto wykupi akcje spółki. Dla klubu jest to szansa na przeżycie i uwiarygodnienie swojej pozycji w negocjacjach z następnymi sponsorami. Każda z nas od dawna trenuje bez pensji, ale wciąż gramy dla klubu i miasta. Sportowo robiłyśmy wszystko, ale podjęłyśmy decyzję, że dłużej nie jesteśmy w stanie tak funkcjonować. Przyczyny są bardzo przyziemne. Ćwiczymy dwa razy dziennie i nie mamy pieniędzy na dojazdy, a mu-simy jeszcze utrzymywać rodziny. To nie jest tak, że nie otrzymałyśmy jednej pensji i sobie coś wymyślamy. Gdy przyszłam do tego klubu, miałam 20 lat i bardzo mocno to przeżywałam. Teraz bardzo przeżywam, że mogę być świadkiem jego upadku.

Możliwe, że nie wyjdziecie na parkiet w najbliższym meczu, 6 listopada z Ruchem Chorzów?
Nie, nie myślimy w ten sposób. To wiązałoby się z dalszymi konsekwencjami finansowymi dla klubu, a poza tym sportowo nie byłoby nas na to stać. Prezes kombinował na różne sposoby, żeby pojechać na mecz do Tczewa. To 500 km, a jechałyśmy w dniu meczu. Wiele osób, które jadą samochodem wiele kilometrów, ma później problem, żeby wyjść z samochodu i zrobić kilka pierwszych kroków. My musiałyśmy wybiec na boisko i zagrać mecz. Chcemy grać dla tego klubu i miasta.

A za dwa tygodnie powinnyście rozegrać pierwszy mecz w Pucharze EHF z francuskim HAC Handball Hawr.
Powiem szczerze, że po raz pierwszy po losowaniu nie patrzyłam na przeciwnika pod kątem, czy jest do ogrania, czy tylko czeka nas daleka i kosztowna podróż. Każdy od nas wymaga, abyśmy grały w europejskich pucharach i podnosiły swoje umiejętności, ale gdybyśmy awansowały do Ligi Mistrzów, to nie wiem, co byłoby dalej. Chyba jeszcze większy wstyd, bo skoro nie stać nas, żeby pojechać 500 kilometrów do Tczewa, to tym bardziej jeździć na mecze po całej Europie.

Rozpatrując czarne scenariusze, rozważasz możliwość przejścia do innego klubu?
Nie dopuszczam takiej myśli. Jestem związana z Lublinem. Dużo kosztował mnie powrót do sportu po urodzeniu dziecka i przez cały ten czas utożsamiałam się z tym klubem. Chodziłam na wszystkie mecze, dopingowałam koleżanki i przeżywałam ich sukcesy. Kosztowało mnie to dużo zdrowia i nie wyobrażam sobie, że teraz z ośmiomiesięcznym dzieckiem wyjadę do innego miasta. Dzisiaj takiej rzeczy nie rozpatruję, ale z drugiej strony po to wróciłam do sportu, aby nadal grać. To umiem robić najlepiej i przede wszystkim sprawia mi to satysfakcję i przyjemność. Nie wiem, co się stanie.

Jeżeli w czwartek nie zapadnie pozytywna dla Was decyzja, to dzień później z klubu może odejść kilka zawodniczek?
Oczywiście, może się tak zdarzyć, ale nie chcę za nikogo decydować. Gdy przyszłam do Lublina, też przeżyłam okres, gdy było bardzo źle. Nie miałyśmy płacone przez osiem miesięcy i później z Bystrzycy przeszłyśmy do SPR. Wtedy jednak byłam panną, nie miałam rodziny i w każdym momencie mogłam spakować torbę i wyjechać do innego klubu. Propozycji nie brakowało, tak samo jak i teraz. Ale w halach MOSiR i Globus zostawiłam tyle serca, że nie wyobrażam sobie gry w innym klubie.

SPR czeka na czwartkową sesję

W czwartek 4 listopada odbędzie się sesja Rady Miasta Lublin. Lubelski klub ma nadzieję, że podczas jej obrad radni podejmą decyzję o wykupieniu przez miasto akcji w spółce akcyjnej SPR Lublin. Dzięki temu klub zostałby dofinansowany i mógłby wypłacić szczypiornistkom zaległe pensje. Natomiast siedem zawodniczek mistrza kraju: Alina Wojtas, Katarzyna Wojdat, Anna Baranowska, Kamila Skrzyniarz, Aleksandra Mielczewska, Edyta Danielczuk i Justyna Jurkowska otrzymają stypendia sportowe po 3000 zł brutto miesięcznie, za okres od września do grudnia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto